30-latek z Krotoszyna zginął podczas policyjnej interwencji. - Mi ta sprawa bardzo przypomina głośną sprawę ze Stanów Zjednoczonych, dotyczącą George’a Floyda, który został uduszony przez policjantów – mówi adwokat.
Krotoszyn. Tomasz Osiński zginął podczas interwencji
Tomasz Osiński miał 30 lat. Mieszkał z rodzicami. Pomagał prowadzić niewielkie gospodarstwo ogrodnicze na obrzeżach Krotoszyna. Jego pasją były jednak zwierzęta.
- Sześć psów wziął ze schroniska, mogę pokazać dyplomy za pracę, którą wykonał dla schroniska. Był stolarzem z zawodu – mówi Robert Osiński, ojciec 30-latka.
Tomasz miał jednak problem z dopalaczami, choć według rodziców brał je rzadko.
- To nie był jakiś ćpun, on nie brał codziennie. Gdyby był ćpunem, nie inwestowałby w schronisko, nie naprawiałby im klatek. Nie kupowałby koni, które miały iść na rzeź. On był cały czas normalny – zapewnia pan Robert.
Świat Osińskich legł w gruzach jednego feralnego dnia.
- Przyjechała jego dziewczyna, weszłyśmy do jego pokoju i był już bardzo pobudzony. Krzyczał, że potrzebuje pomocy, bo strasznie pali go w gardle. Powiedziałam mu, że jak jest mocno pobudzony, to przyjedzie karetka i musi być asysta policji. Pół roku temu była karetka i zaraz przyjechała też ekipa policji – mówi Iwona Osińska, matka Tomasza.
Tym razem na karetkę trzeba było czekać dłużej.
- Przyjechało dwóch funkcjonariuszy. Tomek biegał po pokoju, obok była Kasia – opowiada pani Iwona. Po kilku minutach do domu Tomasza dojechało kolejnych dwóch policjantów.
- Rzecznik policji mówił, że on demolował mieszkanie. A on dotknął karnisza, który był zawieszony niziutko i spadł. Jakie to było demolowanie mieszkania? – nie potrafią zrozumieć rodzice Tomasza. Z ich relacji wynika, że z pokoju Tomasza wyszli na 20 sekund.
- Wyprosili mnie z pokoju, że mam zobaczyć, czy karetka już jedzie. W tym samym momencie kazali Katarzynie iść po wodę do kuchni. I potem usłyszałam jej krzyk: "Co wy żeście mu zrobili?" – opowiada pani Iwona.
- Syn położony był na tapczanie, nogi miał podkurczone, ręce miał skute kajdankami i częściowo leżał. Jeden policjant przyduszał mu kolanem krtań i dwoma rękami przyduszał głowę, syn miał mocno ją wbitą w materac. Drugi z policjantów klęczał mu na plecach, a dwóch funkcjonariuszy stało mu na nogach – opowiadają rodzice.
Karetka przyjechała po 50 minutach. - Oni tak siedzieli na nim tyle czasu – zaznacza pani Iwona.
- Powiedziałem, żeby dać go szybko do góry, bo Tomek chyba nie żyje – relacjonuje pan Robert.
- Podali mu zastrzyk, ale temu drugiemu sanitariuszowi coś się nie podobało. Nie było napięcia mięśnia pośladkowego. Jak Tomasza obrócili poleciała mu głowa i był cały siny – wskazuje pani Iwona.
- Jeden z policjantów kopnął sanitariusza i powiedział: "Zamknij się" – dodaje pan Robert.
- Miał nic nie mówić. A on, że musi powiedzieć. Później powiedział, że podali zastrzyk martwemu człowiekowi – uzupełnia pani Iwona.
Wyjaśnienia policji w sprawie zgonu Tomasz Osińskiego z Krotoszyna
Blisko godzinna reanimacja nic nie dała. Tomasz Osiński zmarł.
- Policjanci na miejscu zastali pobudzonego, agresywnego mężczyznę. Na początku chodził nerwowo po całym pokoju, krzyczał. Policjanci dla zapewnienia bezpieczeństwa osób w pokoju i mężczyzny obezwładnili go chwytami obezwładniającymi i założyli mu kajdanki na ręce – stwierdza Piotr Szczepaniak z Komendy Powiatowej Policji w Krotoszynie.
Wszyscy świadkowie złożyli zeznania, a śledztwo przejęła prokuratura okręgowa, więc wyglądało na to, że sprawa śmierci 30-latka zostanie dogłębnie wyjaśniona. Jednak już kilka dni później rzecznik miejscowej policji opublikował w mediach zaskakujące oświadczenie.
- Do czasu przyjazdu ratowników z mężczyzną cały czas był kontakt słowny, w trakcie którego był ciągle pobudzony. Po przyjeździe zespołu ratunkowego - ratownicy medyczni podali środek uspokajający i po chwili stwierdzili, że mężczyzna traci przytomność. Niestety, nie przywrócono funkcji życiowych – mówił Szczepaniak. I dodał: - Komenda Powiatowa Policji w Krotoszynie przeprowadziła postępowanie wewnętrze, które nie wskazało błędów ze strony policjantów pod kątem użycia środków przymusu bezpośredniego, adekwatnych do sytuacji i zgodnych z prawem.
Treścią oświadczenia oburzeni są rodzice Tomasza.
- To nie fair, że zaraz wydali wyrok, nie wiedząc, co się stało – mówi pani Iwona.
- Mi ta sprawa bardzo przypomina głośną sprawę ze Stanów Zjednoczonych, dotyczącą George’a Floyda, który został uduszony przez policjantów. Tam interwencja trwała kilka minut, tutaj trwało to prawie godzinę – mówi adwokat Łukasz Krzyżanowski. I dodaje: - Kluczowa będzie opinia biegłych na temat przyczyny śmierci. Mam jednak pewne obawy. Wynikają z podejścia prokuratury do prowadzonego postępowania.
Kto odpowiada za śmierć Tomasza Osińskiego z Krotoszyna?
Od śmierci Tomasza Osińskiego minęły już trzy miesiące, lecz badająca sprawę prokurator nie postawiła nikomu zarzutu. Nie udało się nawet ustalić przyczyny śmierci 30-latka.
- W oparciu o obraz sekcyjny, biegli stwierdzili, że nie mogą sformułować jasnych wniosków i zastrzegli, że wnioski zostaną wydane na dalszym etapie, po przeprowadzeniu dodatkowych badań – wyjaśnia Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp.
Czy wersja ratowników i policjantów jest taka sama?
- Nie. To są zupełnie dwie różne wersje zdarzenia. Mogę tylko dodać, że zeznania ratowników są szokujące – mówi adwokat Łukasz Krzyżanowski.
Związani tajemnicą śledztwa ratownicy nie chcą mówić o swoich zeznaniach, lecz nieoficjalnie reporterom Uwagi! TVN udało się ustalić, że obaj zaprzeczyli wersji policjantów. Gdy przyjechali i robili skrępowanemu mężczyźnie zastrzyk, zorientowali się, że ten nie daje oznak życia. Potwierdzili też, że jeden z funkcjonariuszy dał im znak, by nie mówili tego zrozpaczonym rodzicom.
Krotoszyn. Atak na funkcjonariusza?
Policjanci uczestniczący w feralnej interwencji wciąż pracują w krotoszyńskiej komendzie. Ale nie chcieli rozmawiać z reporterami Uwagi! TVN. Dziennikarze zostali odesłani do rzecznika.
Tymczasem, po trzech miesiącach od śmierci mężczyzny, oficjalna wersja policji uległa zmianie: powodem obezwładnienia Tomasza Osińskiego miał być jego atak na funkcjonariuszy.
- Zachowania agresywne tego mężczyzny, można powiedzieć, narastały z minuty na minutę aż doszło do takiej sytuacji, w której on zaczął się z jednym z policjantów szarpać i uderzył go. Wówczas funkcjonariusze podjęli decyzję o tym, żeby go obezwładnić – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
- Chcę sprawiedliwości, żeby ci policjanci nigdy więcej nie byli w służbie. Żeby żadnej innej osobie nie zrobili krzywdy, jak zrobili Tomkowi. Ja to widziałem na własne oczy – mówi pan Robert.
- Jeżeli teraz popuścimy, to są młodzi policjanci, raz im się udało - zrobili krzywdę człowiekowi, pojadą na taką samą interwencję i zrobią to samo. No bo im przeszło płazem. Czy oni są lepsi od nas? – kwituje pani Iwona.
Cały reportaż zobaczysz na stronie Uwagi! TVN.
Zobacz też:
Miał znęcać się nad partnerkami i zabić ich zwierzęta. Dlaczego tak długo pozostawał na wolności?
Prawie pół roku w śpiączce przez COVID-19. Pan Marian "kilkukrotnie oszukał śmierć"
Autor: Jola Marat
Źródło: Uwaga! TVN