Choroba Shauny Rae
W tłumie 8-latek nie wyróżnia się niczym szczególnym. Okazuje się jednak, że ta szczupła, ładna dziewczyna o przenikliwym spojrzeniu ma tak naprawdę 22 lata. Shauna Rae, bo to o niej mowa, jako 6-miesięczne niemowlę zachorowała na glejaka, a wdrożona chemioterapia, choć ocaliło jej życie, uśpiło przysadkę mózgową i młoda pacjentka przestała rosnąć. O tym, że nie będzie już wyższa, dowiedziała się jako 16-latka. Lekarz oznajmił także, że jej ciało już nigdy się nie zmieni. Shauna niezbyt dobrze przyjęła tę wiadomość.
- Miewałam chwile buntu. Pytałam, dlaczego urodziłam się z nowotworem, dlaczego nie urosłam, dlaczego moje ciało nie zadziałało tak jak trzeba. Miałam wtedy 16 lat, mnóstwo problemów i byłam w punkcie, w którym nie wiedziałam, czy będę kiedykolwiek szczęśliwa - powiedziała.
W końcu jednak oswoiła się z myślą, że nie urośnie. - Spojrzałam z dystansu i nauczyłam się kochać siebie w ciele, które mam. Wiedziałam, że nie mogę tego zmienić, nie było więc powodu, żebym była do niego negatywnie nastawiona. Musiałam zacząć myśleć pozytywnie i teraz nic bym nie zmieniła. Jestem zadowolona z tego, kim jestem. Kocham to, kim jestem w środku. Uwielbiam to, jak wyglądam. A to wszystko dlatego, że urodziłam się z guzem w głowie, ale nie pytam już, dlaczego ja - zaznaczyła.
W wieku, kiedy każde dziecko chce być takie jak wszyscy, Shauna zrozumiała, że różni się od rówieśników. - Zawsze wiedziałam, że jestem inna - podkreśliła. - Tak naprawdę pierwszy raz to odczułam w gimnazjum. Dzieci były z innych podstawówek i nie wiedziały o mojej chorobie. To był prawdopodobnie najtrudniejszy czas w moim życiu, kiedy musiałam wyjaśniać, skąd wziął się mój wygląd, bo przecież nie wszyscy wiedzieli, że urodziłam się chora na raka - dodała.
Mimo odmiennego wyglądu Shauna starała się żyć jak jej rówieśnicy. - Miałam zajęcia pozalekcyjne, chodziłam na szkolne imprezy. Nie poszłam na komers (impreza na szkoły - przyp. red.), który jest w 11. klasie, ani na bal maturalny, ale to dlatego, że wtedy się przeprowadziliśmy. Nie miałam więc czasu, ani nie znałam nikogo w nowej szkole. Natomiast, kiedy byłam młodsza, chodziłam na tańce - dodała.
Ramówka TVN: wiosna 2022
Shauna Rae o życiu uczuciowym
Nieodłączną częścią dorastania są pierwsze miłości. To właśnie nastolatki odkrywają, czego tak naprawdę oczekują od uczuć, jakich cech poszukują u potencjalnego partnera i stawiają pierwsze kroki w świecie poważniejszych związków.
- Nigdy nie byłam na prawdziwej randce - wyznała Shauna. - Pierwszy raz, który mogłabym tak nazwać, był w gimnazjum. Znałam go kilka lat, byliśmy przyjaciółmi i w końcu zaprosił mnie na randkę. Poszliśmy na spacer do parku, zjedliśmy coś, ale to nie było takie wyjście z prawdziwego zdarzenia.
Niezwykła więź z rodziną
Shauna podkreśla, że z rodzicami łączy ją wyjątkowo bliska więź. - Potrafią być apodyktyczni, ale rozumiem to, prawie stracili córkę. To zmienia postać rzeczy - wyjaśniła. - Myślę, że moi rodzice czasami postrzegają mnie jako małą dziewczynkę. Sądzę, że widzą tak wszystkie moje siostry. Patrzą na nas jak troskliwi dorośli. Uważam, że to, że postrzegam siebie jako kobietę, że mam mentalność i doświadczenie życiowe 22-latki, pomaga im zrozumieć i zaakceptować ideę, że jestem kobietą. Jest to po prostu trudniejsze do zrozumienia, ponieważ jako rodzic zawsze będziesz myślał o swoich dzieciach jak o dzieciach. Moi rodzice wiedzą, że jestem dorosła i potrafię robić różne rzeczy - zaznaczyła.
O swoim życiu 22-latka zdecydowała się powiedzieć w programie TLC "Shauna Rae: Uwięziona w ciele dziecka". Premiera na polskiej antenie TLC miała miejsce 10 lutego o 21:00. Nowe odcinki pojawiają się w czwartki. Fakt, że Shauna zaakceptowała swój wygląd, to tylko jedna strona medalu. Po drugiej znajdują się codzienne czynności, które dla wielu osób wydają się oczywiste. Dla niej zaś wymagają specjalnych przygotowań.
- Dla przykładu nie mogę prowadzić nieprzystosowanego samochodu - zwierzyła się. - Nie sięgam nogami do podłogi i nie widzę liczników. Takie rzeczy odciskają się na psychice, ale wiem jak to obejść. W takich sytuacjach potrafię wykorzystać swoją osobistą siłę. Myślę jednak, że największą trudnością jest społeczeństwo i jego standardy. Szufladkuje się nas zanim jeszcze mamy szansę się wykazać. Niskorosłość w każdej formie jest marginalizowana, a to utrudnia akceptację i sprawia, że inni we mnie nie wierzą. Największy problem jest z ludźmi, brakiem akceptacji, szacunku i wiary w moje siły. Bo jeśli ktoś nie potrafi we mnie uwierzyć, to zaczynam zastanawiać się, czy ja sama powinnam wierzyć w siebie. Na szczęście potem wracam na tory pozytywnego myślenia i zasypiam z czystym umysłem, wiedząc, że staram się edukować ludzi i zostawić świat lepszym miejscem. Znam swoją wartość. Jestem wystarczająco dobra - podsumowała.
Zobacz także:
- Urszula Urbaniec buduje skrzypce i walczy o miejsce kobiet w lutnictwie. "Uwaga im się po prostu należy"
- Policzyliśmy, ile trzeba wydać, będąc gościem na weselu. "600 zł w kopercie stanowi niewielką część ostatecznej sumy"
- Stewardesy - perfekcyjny uśmiech i smutna prawda. "Po locie pilot dwuznacznie sapał mi do słuchawki"
Autor: Adam Barabasz
Źródło zdjęcia głównego: TLC