Tczew: problemy z karetkami
Tragiczne zdarzenie z piątku opisał portal tcz.pl. Powiadomiła o nim wnuczka 75-latki.
- Babcia powiedziała mi, że źle się czuje - bolały ją plecy, wymiotowała. Przyjechałam do niej i zadzwoniłyśmy na 112. Pierwszy telefon wykonałam około 11:30. Dyspozytor kazał mi kupić pyraloginę i ketonal. Leki miałam podać babci i zadzwonić za godzinę, by poinformować, czy stan się poprawił. Tak się nie stało. Koło 13:00 znowu zadzwoniłam na 112. Nic się nie poprawiło, zatem chcieliśmy pomocy medycznej dla babci. Usłyszeliśmy, że nie ma wolnych karetek, że będziemy musieli poczekać trzy godziny - relacjonuje pani Aneta. Próbowała załatwić też wizytę w pobliskiej przychodni, ale tam usłyszała, że nie ma już wolnych miejsc. Zaproponowano jej teleporadę, ale dopiero po weekendzie , w poniedziałek.
Stan 75-latki coraz bardziej się pogarszał.
- U dyspozytora usłyszałam, że szybciej przyjedzie straż pożarna niż karetka . Tuż przed godz. 16 babcia straciła przytomność. Ponownie zadzwoniłam na 112 i wezwałam karetkę. Dyspozytor poinstruował mnie, że mam wezwać kogoś do pomocy. Poszłam do sąsiadki - a on później mówił mi, co mamy robić np. na wypadek wymiotów - opowiada wnuczka kobiety.
Karetka przyjechała dopiero o godzinie 16:00, czyli ponad 4,5 godziny od pierwszego telefonu. Test na COVID-19 był negatywny. Mimo reanimacji kobiety nie udało się uratować.
75-letnia kobieta nie żyje, czekała na karetkę
Policjanci zostali poinformowani o trudnościach z wezwaniem pomocy medycznej. Prokuratura nie wszczęła jednak postępowania.
- W uzasadnieniu napisano m.in., że zmarła była przewlekle chora, cierpiała na cukrzycę, wcześniej przeszła udar i dwa zawały. Śledczy nie widzieli też potrzeby zlecania sekcji zwłok - piszą dziennikarze portalu tcz.pl.
- Babcia wcześniej chorowała, przeszła zawał i wylew, ale ostatnio czuła się dobrze. Mogła jeszcze z nami pobyć. Chcemy nagłośnić tę sprawę, by uświadomić wszystkim, co dzieje się w czasie pandemii, gdy potrzebujemy pomocy. Mamy nadzieję, że jakaś inna rodzina będzie miała więcej szczęścia niż my - mówi pani Aneta.
Sprawę mają zbadać przedstawiciele wojewody.
Strażacy i "covidowe wyjazdy"
Czy strażacy rzeczywiście jeżdżą teraz - w zastępstwie karetek pogotowia - do chorych pacjentów?
- W naszej nomenklaturze są to "izolowane zdarzenia medyczne". Gdy dyspozytor ratownictwa medycznego nie ma dostępnej karetki na miejscu, dzwoni do nas. Gdy nie było koronawirusa, takie sytuacje występowały sporadycznie, w ostatnim czasie odnotowaliśmy jednak wzrost zdarzeń - mówi kpt. Michał Myrda, rzecznik tczewskiej straży pożarnej.
- Strażacy jadą jeżeli występuje zagrożenie życia i zdrowia. Nie przewożą pacjentów do szpitali. Reagują na miejscu. Jeżeli ktoś będzie miał zawał i nie będzie wolnej karetki, pojedziemy. Mamy u siebie przeszkolonych ratowników - dodaje.
Zdarzają się jednak "covidowe wyjazdy".
- Niedawno w Tczewie nie było dostępnej karetki i dyspozytor poprosił strażaków o wyjazd pod wskazany adres. Tam była starsza osoba, która nie miała już sił otworzyć mieszkania. Musieliśmy otworzyć drzwi i udzielić pomocy poszkodowanemu człowiekowi. Późniejsze, wykonane przez ratowników badanie wykazało, że osoba ta była chora na COVID-19 - relacjonuje kpt. Michał Myrda.
Kierowcy karetek nie dostają "dodatku covidowego". Zostali pominięci, choć narażają życie. Zobacz wideo:
Zobacz też:
Przed nami "głębszy lockdown"? Minister zdrowia: "Nie można wykluczyć takiej perspektywy"
Autor: Luiza Bebłot
Źródło: Onet, tcz.p