"Śladem ikon" to prowadzony przez redaktorkę dziendobry.tvn.pl Berenikę Olesińską cykl rozmów z legendami polskiej popkultury, które swoją działalnością i twórczością zapisały się na kartach historii kina, teatru, telewizji, muzyki bądź sportu niezmazywalną, grubą kreską.
Irena Santor kończy 90 lat
Przyszła na świat w Papowie Biskupim, skąd następnie przeprowadziła się wraz z rodzicami do Solca Kujawskiego, gdzie wychowywała się nad nadwiślańskim brzegiem. Królowa polskich rzek wyryła w sercu Ireny Santor trwały ślad - towarzyszyła (namacalnie i w myślach) na wielu etapach życia. Mieszkająca w Warszawie wokalistka, która 9 grudnia kończy 90 lat, ponownie usiadła nad brzegiem Wisły, by zanurzyć się we wspomnieniach i w cyklu "Śladem ikon" podzielić się anegdotami z barwnej, choć czasami pełnej cierpienia przeszłości.
Dzieciństwo Ireny Santor
- W tamtych czasach, kiedy byłam bardzo młoda, życie było proste, siermiężne, trudne. Nie zawsze było, jak to się przysłowiowo mówi, co do garnka włożyć. Tak wszyscy żyli. Ale mnie było dane dotknąć czegoś bajkowego - ocenia z perspektywy dekad, sugerując, że możliwość poruszania się po świecie muzyki była prawdziwą rekompensatą za wszystkie napotykane na drodze dramaty.
Irena Santor została sierotą, gdy miała zaledwie kilka lat. W wieku nastoletnim straciła natomiast mamę. - Ojca mi niestety zamordowano. (...) W pierwszych dniach wojny uciekaliśmy na wieś do babci i potem, gdy mój ojciec wrócił do Solca Kujawskiego, już nawet nie zdążył wejść do domu. Został zatrzymany. Ja pamiętam ojca tylko dotąd. A już wszystkie inne opowieści, jak to było, jak zginął, to już wiem z opowieści mamy i rodziny. W tym czasie, kiedy mojego ojca zamordowano, zginęło też 49 innych mężczyzn - wyznała legenda polskiej estrady w rozmowie z redaktorką Bereniką Olesińską.
- Miałam tylko mamę. Mama była moją przyjaciółką pierwszą i dopóki żyła - najważniejszą. Ale za wcześnie odeszła. (...) Była krawcową, na szczęście obszywała te wszystkie bauerki [żony bogatych, niemieckich chłopów - przyp. red.], które przynosiły od czasu do czasu a to kawałek masła, a to kawałek sera, a to jakieś jarzyny - wspomina z sentymentem artystka.
Irena Santor w dzieciństwie uchodziła za bardzo rezolutną dziewczynkę. Potrafiła samodzielnie zadbać o zaspokojenie własnych potrzeb. Dziś żartuje, że już wtedy zarabiała głosem.
- Mama i tata nie karmili mnie słodkościami, a ja lubiłam lody, jak to każde dziecko. Wobec tego wykradałam się w tym Solcu na rynek, wchodziłam do sklepu, mówiłam: "Dzień Dobry, czy mogę zaśpiewać?". Oczywiści mi pozwalano i za to dostawałam cukierka, balonik. Rodzice oczywiście bardzo się wstydzili za mnie - opowiada w cyklu "Śladem ikon".
- Po wojnie nawet też byłam taka od trzepaka i od gałęzi drzew. Do domu wracałam czasami podrapana. Mama się martwiła i potem było nieszczęście, bo trzeba to było w gorącej wodzie umyć. Nie było wtedy łazienki, ale kąpiele w wielkiej misce. To była męka, bo to wszystko bolało, piekło - rozpamiętuje 89-letnia piosenkarka.
Miłosna korespondencja od wielbicieli
Na oczach Ireny Santor rodziły się festiwale w Sopocie i Opolu. Artystka koncertowała na całym świecie. Jej występy były oglądane przez miliony widzów, których rozkochiwała swoim głosem.
- Zdarzało się, że dostawałam listy. Ten jeden pamiętam szczególnie, bo to był list od żołnierza. Pisał do mnie, że ogląda mnie i że on rozumie, że artystce są potrzebne pieniądze na stroje i czarną kawę, wobec tego on mi przesyła ze swojego żołdu 50 złotych. I przesyłał to systematycznie przez rok. Ja mu to odsyłałam, ale nie znudziło go to. Po roku przysyłał 100 złotych miesięcznie, ale po dwóch latach przestał. Myślę, że skończył służbę wojskową - analizuje w dziendobry.tvn.pl pierwsza dama polskiej piosenki.
To nie był jedyny przypadek wykazywanego w listach zainteresowania płci przeciwnej. Inny wielbiciel zaproponował wokalistce małżeństwo. Próbował zachęcić ją do wspólnego życia wizją posiadania sporego kawałka ziemi.
Dalsza część tekstu poniżej.
Wypadek i śmierć Ludmiły Jakubczak we wspomnieniach Ireny Santor
Los czasem bywa przewrotny, a chwile szczęścia potrafią przemienić się w momenty najtragiczniejszej grozy. Tak było 5 listopada 1961 roku, kiedy na oczach Ireny Santor zginęła jej koleżanka i młodziutka wokalistka Ludmiła Jakubczak. Piosenkarki wracały nocą samochodem z audycji telewizyjnej w Łodzi do Warszawy. Autem, które wpadło w poślizg i uderzyło w drzewo, kierował mąż Ludmiły - kompozytor Jerzy Abratowski.
Wydarzenie było szeroko komentowane przez opinię publiczną, ponieważ Irena Santor i Jerzy Abratowski w przeciwieństwie do śmiertelnie zranionej Ludmiły Jakubczak nie odnieśli w wypadku poważniejszych obrażeń. Niektórzy insynuowali, że fakt ten wzbudza podejrzenia. Ocalała artystka musiała mierzyć się wówczas z oskarżeniami. Dziś wróciła do tego wspomnieniami w rozmowie z Bereniką Olesińską w cyklu "Śladem ikon" dla dziendobry.tvn.pl.
- To było dramatyczne i skończyło się w sądzie. Pewna dziewczyna uważała, że ja jestem powodem śmierci Ludmiły Jakubczak. (...) To o tyle było przykre, że nachodziła mnie ta dziewczyna, czekała na mnie przed Teatrem Syrena, w którym ja wtedy pracowałam. I te listy były złowieszcze. Policja się tym zajęła i w sądzie się skończyło, tak że została ukarana - tłumaczy wokalistka.
Prześladowczyni po jakimś czasie zdobyła się na to, by wziąć odpowiedzialność za swoje zachowanie. - Po latach ona do mnie napisała, że mnie za to wszystko bardzo przeprasza, ale była wtedy młoda i nierozumna - wyjaśnia 89-letnia piosenkarka.
Irena Santor w związku z wykonywanym zawodem została wielokrotnie odarta z prywatności. Niektórzy dziennikarze szukali i nadal szukają wypełnienia nieznanych opinii publicznej luk w życiorysie ikony polskiej kultury. Powstało wiele artykułów, książek i biografii opartych głównie na wyznaniach postronnych osób, a nie na zweryfikowanych słowach wypowiedzianych przez samą artystkę. Wykonawczyni takich przebojów jak: "Już nie ma dzikich plaż", "Powrócisz tu" czy "Walc Embarras" chce pozostawić cząstkę intymności dla siebie, dlatego też nie odnosi się do medialnych doniesień m.in. na temat macierzyństwa i odnalezionego rzekomo przez reporterów grobu zmarłej po dwóch dniach od narodzin niejakiej Sylwii Santor.
- Nie uważam za stosowne, żeby wszyscy chcieli o mnie wszystko wiedzieć. (...) Mam swoje życie prywatne, osobiste, do którego dostępu bronię - skomentowała w Dzień Dobry TVN Online, odcinając się od wszelkich plotek.
W jaki sposób Irena Santor w młodości trafiła do Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca "Mazowsze"? Jak wyglądało jej pierwsze spotkanie z Władysławem Szpilmanem i pokątny egzamin w radiu? Dlaczego miała sceptyczne nastawienie do utworu "Powrócisz tu" i początkowo nie chciała go śpiewać? Czy pragnęła zostać zdobniczką szkła? Dlaczego zakończyła karierę w 1991 roku i powróciła na scenę po 5 latach? Czy jako dziecko czuła nienawiść do osób, które zamordowały jej tatę? Jakie gatunki muzyczne lubi najbardziej i o co apeluje do młodych wykonawców? Dlaczego tak chętnie opowiadała w mediach o wykrytym u niej nowotworze piersi? Czy w tak dojrzałym wieku odczuwa samotność? Tego dowiesz się z naszego materiału wideo zamieszczonego na górze strony.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Grzegorz Turnau w żałobie. Stracił bliską osobę z rodziny. "Jest on i jego gitara"
- Andrzej Piaseczny mówi o emeryturze. "Czy potrafiłbym ze sceny zejść niepokonanym?"
- Elżbieta Zapendowska rezygnuje z pracy warsztatowej. "Praktycznie nie widzi"
Reporter: Berenika Olesińska
Źródło zdjęcia głównego: dziendobry.tvn.pl