- Przyszła pani lekarka i powiedziała, że mama już praktycznie nie żyje i jest tylko podtrzymywana przy życiu aparaturą. Że z tego nic już nie będzie i mamy się pożegnać - opowiada rodzina 68-letniej pani Wiesławy. Reportaż programu Uwaga! TVN.
- W środę wieczorem moją mamę piekło w klatce. Poleciała do mojego brata i powiedziała, żeby zadzwonił na pogotowie, bo coś jej jest. Pogotowie było szybko, trwało to raptem pięć minut. Zbadali mamę, zrobili EKG i powiedzieli, że ma dość rozległy zawał. Wsiedli w karetkę i pojechali – relacjonuje pani Justyna, córka pani Wiesławy.
Co działo się w szpitalu w Żarach?
68-latka natychmiast została przetransportowana do oddalonego o 30 kilometrów szpitala w Żarach w województwie lubuskim. Tam, na oddziale kardiologicznym, według rodziny, przeprowadzono jej zabieg udrażniania żyły sercowej.
Po operacji pani Wiesława czuła się dobrze, była przytomna i powoli wracała do zdrowia. Rodzina codziennie ją odwiedzała.
- W niedzielę pojechaliśmy do mamy. Jak przyjechaliśmy, to nie chcieli nas wpuścić, powiedzieli, że kogoś reanimują – opowiada pani Justyna.
- Zajrzałem do pomieszczenia, gdzie ona leżała. Przez szybę zobaczyłem, jak ją reanimują. Zaczęły się takie nerwy, to był cios – przyznaje pan Mateusz, zięć pani Wiesławy.
- Po jakiejś chwili przyszła pani lekarka – opowiada pani Justyna.
- Powiedziała, że mama już praktycznie nie żyje. Że jest podtrzymywana pod aparaturą i nic z tego już nie będzie. Jest jej przykro i żebyśmy weszli się pożegnać – przywołuje pan Mateusz.
- Załamałam się, wbiegłam tam – mówi córka pani Wiesławy.
- Justyna prawie leżała na niej i błagała: "Mamo, nie odchodź, ja sobie bez ciebie nie poradzę" – wspomina pan Mateusz.
- Miała otwarte oczy i ciekły jej łzy. Wycierałam jej te łzy i prosiłam, żeby nie umierała, żeby ze mną została. W końcu przyszła lekarka i zapytała, kto będzie wypełniał formalności – mówi pani Justyna.
- Lekarz powiedziała, żebym jutro koło 11-12 przyjechał po akt zgonu. Żebyśmy się zastanowili, czy robić sekcję zwłok, ale jak dla niej, to nie ma sensu, bo wszystko jest jasne. Dla nich sprawa była zamknięta – zaznacza pan Mateusz.
Uwaga! TVN. Wizyta krewnej w szpitalu
Zrozpaczona córka pożegnała się z matką i pewna, że kobieta nie żyje, pojechała do domu. Planując pogrzeb, zaczęła informować rodzinę o tragedii.
Feralnego dnia również bratowa pani Wiesławy pojechała do szpitala. W emocjach odezwała się do niej jak do żyjącej.
- Weszłam i mówię: "Wiesia, kochanie, przyjechałam do ciebie i przyniosłam ci rosół, rosół masz jeść". A ona na wpół otworzyła oczy. To było straszne, jak zobaczyłam, że ona żyje, a powiedzieli, że nie żyje – mówi bratowa pani Wiesławy.
- Ona była odłączona od aparatury, nie była na wspomaganym oddechu, sama ciężko oddychała, klatka piersiowa chodziła jej z wysiłkiem. Powiedziałam szybko pielęgniarkom, że chcę rozmawiać z lekarzem dyżurnym. Usłyszałam: "Pani doktor jest teraz zajęta, rozmawia przez telefon, nie ma czasu". Kazali mi wyjść, nie przeszkadzać. "Jak pani nie wyjdzie, to wezwiemy ochronę" – przywołuje nasza rozmówczyni.
Według krewnej dopiero po jej naciskach lekarze ruszyli ponownie na ratunek pani Wiesławie. Przewieziona została na specjalistyczny oddział kardiochirurgii w szpitalu w Nowej Soli. Tam przeszła kolejną operację. Jej stan jest bardzo ciężki.
Lekarze stwierdzili, że oprócz uszkodzenia serca doszło do obustronnego niedotlenienia mózgu oraz paraliżu lewej strony ciała.
Rodzina stara się uzyskać dokumentację medyczną
Od tygodnia rodzina pani Wiesławy próbuje wyjaśnić, co stało się na oddziale kardiologicznym w Żarach. Wielokrotnie, ale bezskutecznie, próbowali zdobyć kopię dokumentacji medycznej.
W końcu pani Justyna i pan Mateusz usłyszeli, że dokumentacja musi trafić do archiwum i jak napiszą wniosek, to jeszcze dzisiaj ją dostaną.
Mimo zapewnień ordynatora, archiwista, powołując się na przepisy prawa, odmówił wydania kopii dokumentacji medycznej. Rodzina poczuła się zwodzona przez personel szpitala. Rozgoryczeni wrócili do ordynatora po kolejne wyjaśnienia. Jednak ledwie po kilku zdaniach zatrzaśnięto im drzwi.
Po kolejnej nieudanej próbie zdobycia wyjaśnień od lekarzy oddziału kardiologicznego zdenerwowana rodzina postanowiła porozmawiać z dyrekcją szpitala. Na korytarzu spotykaliśmy rzeczniczkę prasową.
- Do stanu zdrowia, sytuacji, które odbywały się na oddziale, nie będę się przed panem odnosić. Nie mogę. A rodzina ma możliwość powzięcia informacji o stanie zdrowia – stwierdziła Justyna Wróbel-Gądek, rzeczniczka 105. Kresowego Szpitala Wojskowego w Żarach.
Rodzina pani Wiesławy napisała skargę na pracę lekarzy i złożyła zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa w Prokuraturze Rejonowej w Żarach.
Pani Wiesława odzyskała przytomność i czuje się trochę lepiej.
Reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- "Nawet posprzątać nie umiesz". Czy da się żyć z krytykującym partnerem?
- Stosowała przemoc wobec własnej matki: "Popychała i wyzywała". Stanowcza reakcja policji
- Uciekła od przemocowego męża i zamieszkała w pustostanie. Na widok posłanego łóżka uroniła łzy
Autor: kl
Reporter: Maciej Dopierała
Źródło: Uwaga! TVN