Alkohol odebrał jej ponad 20 lat życia
Pani Joanna przyznaje, że używki opanowały jej życie. - Uciekłam w świat narkotyków. Szukałam zapomnienia i spokoju, tego, czego mi brakowało. Później przestałam je brać i zamieniłam je na alkohol. Piłam piwo, którym się upijałam. Zaczynałam od jednego, a kończyłam na 10. Zaczynałam jednego dnia, a kończyłam na kilku dniach. Zaczęły się ciągi alkoholowe, popadłam w konflikt z prawem. Moje życie stało się ciężkie – stwierdza kobieta.
Kilka razy próbowała się ratować terapiami, ale uzależnienie było silniejsze. W końcu kobieta przez nadużywanie alkoholu straciła córkę. - Miałam ograniczone prawa rodzicielskie i zamieszkała z moją mamą. Później straciłam syna. Został mi odebrany i trafił do rodzinnego domu dziecka. Miał cztery lata – mówi kobieta.
Po tych wszystkich wydarzeniach pani Joanna zmieniła się. Dzięki kolejnym terapiom od czterech lat nie pije alkoholu i odbudowuje swoje życie. - Dziś jest to zdeterminowana osoba, empatyczna. Bardzo uwrażliwiona na krzywdę ludzką – przekonuje terapeuta uzależnień Henryk Januchowski.
Czy po ponad 20 latach uzależnienia można wyjść na prostą? - Oczywiście, że tak. Ona podjęła pracę w domu pomocy społecznej. W tym roku zrobiła maturę i złożyła papiery na studia. To są takie przesłanki, które dają pozytywną szansę na przyszłość – uważa Januchowski.
- Pani Joanna uczestniczyła w programie dla osób stosujących przemoc w rodzinie. Przyznała się do stosowania przemocy, głównie w sensie psychicznym, emocjonalnym. Dokonywała zaniedbań dziecka. Chce stać się lepszą osobą, lepszą matką – mówi Katarzyna Wierzbińska, psycholog Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Wałczu.
Córka pani Joanny jest już osobą pełnoletnią. - Odbudowuję z nią relacje. Myślę, że są bardzo dobre. Zaufała mi, otwiera się przede mną, rozmawiamy o różnych rzeczach – podkreśla kobieta.
- Bardzo cieszę się, że mama już nie pije. Po tylu latach chyba nikt się tego nie spodziewał. Jestem bardzo zadowolona z mamy i dumna, że tak jej to wyszło – mówi córka pani Joanny.
Próby odzyskania syna
Z rodzinnego domu dziecka czteroletni syn pani Joanny trafił pod opiekę krewnych, którzy początkowo chcieli być jego rodziną zastępczą. Zastrzeżenia, co do ich kompetencji, jako rodziców zastępczych, miało powiatowe centrum pomocy rodzinie. Psycholog PCPR-u obawiał się, że krewni nie będą prawidłowo współpracować z biologiczną matką, by umożliwić w przyszłości powrót dziecka do rodzinnego domu. Mimo tych wątpliwości, sąd uznał, że najlepszym rozwiązaniem dla dziecka, będzie pozostawienie go pod opieką tej rodziny.
- Był problem, gdzie umieścić to dziecko. Wiadomo było, że to dziecko nie może przebywać z matką – tłumaczy Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Nie było gotowej rodziny zastępczej, która mogłaby przyjąć to dziecko. Do wyboru były dwa rozwiązania. Albo dziecko trafia do jakiegoś domu dziecka, albo trafia do troszeczkę dalszej rodziny, co do której były pewne zastrzeżenia, ale była to jednak rodzina. Sąd uznał, że w takiej sytuacji, z tych dwóch rozwiązań, mniejszym złem będzie umieszczenie tego dziecka w środowisku dalszej rodziny. Ta rodzina, mimo tego, że były do niej zastrzeżenia, prawidłowo realizowała swoje zadania. Z informacji uzyskanych z sądu wynika, że dziecko jest zadbane, chodzi do szkoły. Szkoła nie zgłasza żadnych problemów. Nie ma zastrzeżeń, co do tego, jak to dziecko funkcjonuje w tej rodzinie
– dodaje Przykucki.
Dwa lata temu sąd rodzinny dostrzegł pozytywne zmiany w życiu matki. Pozwolił jej spotykać się z dzieckiem - dwa razy w miesiącu po dwie godziny. - Był szczęśliwy, pokazał mi swój pokój, bawiliśmy się, wychodziliśmy na dwór. Opowiadał mi dużo rzeczy, odprowadzał mnie do samochodu. Jednak z czasem to się zmieniło – mówi pani Joanna. I wyjaśnia: - Opiekunowie prawni indoktrynują moje dziecko. Oni tego nie ukrywają, piszą do mnie SMS-y, że dziecko ma być u nich, że tam jest jego dom, że powinnam to zrozumieć. Że on nie wróci do patologii. Że oni go kochają i dają mu miłość, że są dla niego rodziną, a nie ja.
Kobieta zarzuca opiekunom prawnym, że utrudniają jej i dziecku odbudowę wzajemnych relacji i że robią wszystko, by chłopiec nie powrócił do niej. Małżeństwo G., u którego przebywa chłopiec, nie zgodziło się wystąpić przed kamerą. Odesłali dziennikarzy do swojego pełnomocnika.
Reporter "Uwagi! TVN" zapytał prawnika, czy państwo G. chcieliby, żeby dziecko nawiązywało kontakt z matką. - Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, ponieważ w tej chwili stanowisko pani Joanny i wszystkie jej działania uderzają w państwa G. i samego Brajana – mówi Tomasz Lizoń. I dodaje: - Brajan jest dzieckiem, które w tej chwili wycofuje się z kontaktów, nie chce więzi z rodziną, ponieważ cały czas pamięta traumę, która została mu wyrządzona. Nie jest wskazane z dobrem dziecka, żeby kontakty były szersze albo, żeby były w ogóle realizowane.
Dziecko nie chce wracać do matki?
Pełnomocnik rodziny G. zaznacza, że chłopiec ma osiem lat i jest dzieckiem świadomym. - On w żadnej mierze i zakresie nie chce tych kontaktów (…). Nastąpił regres pomiędzy relacją pani Joanny a Brajanem, co było spowodowane tym, że czynności podejmowane przez panią Joannę wobec Brajana i wobec odebrania dziecka spowodowały, że dziecko się wycofało i boi się matki – twierdzi Lizoń.
W sądzie dziennikarze zapytali, czy ktokolwiek badał, czy w domu państwa G. nie dochodzi do sytuacji, które sprawiają, że dziecko manifestuje niechęć do matki. - To będzie badane – zapewnia sędzia Sławomir Przykucki.
A czemu nie zrobiono tego wcześniej? - Nie było problemu. Dopiero gdy matka tego dziecka złożyła wniosek o przywrócenie pełni władzy rodzicielskiej, to rozpoczęło się postępowanie w tym zakresie i na tym etapie jest to badane. To, jaką aktualnie prezentuje postawę matka, czy daje pewne gwarancje sprawowania właściwej opieki nad dzieckiem i także, co biegli robią standardowo, czy dziecko nie jest manipulowane – tłumaczy rzecznik sądu.
Czym dla dziecka może skończyć się sytuacja, kiedy jest rozdarte między opiekunami prawnymi a matką, która stara się nawiązać więzi? - Jeżeli w nowym środowisku brakuje rzetelnej i życzliwej rozmowy i dziecko wyczuwa, że to jest grząski obszar, to ono się samo cenzuruje, blokuje sobie uczucia. Wyczuwa, że tym nowym opiekunom te uczucia nie leżą, więc ono je tłumi i depcze. I tak powstaje trauma – mówi Anna Guzek z fundacji wsparcia i rozwoju rodziny "Zielone Wzgórze".
Pani Joanna przekonuje, że rozmawiała z opiekunami prawnymi, by zmienić obecną sytuację. - Oni nie wierzą w moje dobre intencje, nie chcą wierzyć – mówi kobieta.
Może boją się, że abstynencja okaże się krótkotrwała? - Nikt nigdy nie da gwarancji, że moja abstynencja będzie trwała do końca życia. Choroba alkoholowa jest taka, że zawsze będzie znak zapytania. Skrzywdziłam dziecko, ale to jest przeszłość. Zamknęłam swoją przeszłość. Nie mogę cały czas być karana za coś, co zrobiłam, bo ja już tę karę poniosłam – przekonuje.
W sądzie padło też pytanie, dlaczego matka nie może zabrać dziecka np. na spacer. - Dlatego, że sąd boi się podjąć taką decyzję zanim nie wypowiedzą się w tej sprawie biegli - mówi sędzia Sławomir Przykucki. I dodaje: - Dobrze by było, żeby były kontakty matki z dzieckiem, natomiast nie może być tak, że dziecko będzie rozdarte między matką a aktualnymi opiekunami prawnymi. Prawa matki do tego, żeby móc opiekować się dzieckiem, są bardzo ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejsze jest prawo dziecka. Sąd po prostu nie chce ryzykować, że temu dziecku stanie się krzywda, w sytuacji kiedy ta matka miała olbrzymie problemy sama ze sobą.
Cały reportaż dostępny na stronie programu Uwaga! TVN.
Zobacz także:
- "Jesteś gruba i śmierdzisz", czyli słowa, które bolą. Niezwykła kampania wspiera samoakceptację kobiet
- "Teraz na pewno nie wzięłabym pożyczki". Jakie błędy popełniają pary młode organizując ślub i wesele?
- Cena leków antykoncepcyjnych problemem dla Polek? "Oszczędność to ważne kryterium"
Autor: Kamila Glińska
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: x-news