Oskarżona o "pomoc w aborcji"
Jeszcze kilka miesięcy temu na ulicach Polski organizowano Strajki Kobiet. Społeczne poruszenie było odpowiedzią na decyzję Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że prawo do usunięcia ciąży w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Aborcyjny Dream Team zaoferował Polkom swoją pomoc w zakresie aborcji - od informacji, po konkretne działania, które w bezpieczny sposób miały zapewnić przerwanie ciąży.
Prawa człowieka
Jedna z aktywistek, Justyna W., za swoje postępowanie odpowiadać będzie przed sądem. Wszystko przez donos męża kobiety, której ta pomagała. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", to prawdopodobnie pierwsza taka sprawa w Europie, w której przed sądem staje działaczka organizacji, po tym jak zdecydowała się pomóc innej kobiecie w przerwaniu ciąży.
- Otrzymałam zarzuty, dostanę najprawdopodobniej wyrok. Grożą mi nawet trzy lata więzienia. (...) Mąż doniósł na własną żonę. Zawiadomił policję, gdy tylko ta kobieta otrzymała ode mnie przesyłkę z tabletkami. To był koniec lutego 2020 r., początek pandemii. Nikt nie wiedział, co się wydarzy. Mówiło się o zamknięciu granic, krążyły informacje, że Poczta Polska nie będzie dostarczać przesyłek z zagranicy - mówiła Justyna W. "Gazecie Wyborczej".
Ciężarna zaszantażowana przez męża
Kobieta, której pomagała Justyna W., znalazła się w podbramkowej sytuacji. Początkowo próbowała radzić sobie na własną rękę. Po czasie zrozumiała, że nie ma szans na wygraną z mężem, który nie akceptował decyzji o aborcji.
- Z Aborcją bez Granic skontaktowała się kobieta, która zbyt długo czekała na swoje tabletki, zamówione wcześniej od organizacji Women Help Women. Informacja o jej historii dotarła do mnie. Była w rozsypce, rozważała wyjazd do Niemiec. Została zaszantażowana przez swojego męża. Zagroził jej, że oskarży ją o porwanie dziecka - tłumaczyła oskarżona.
Aktywistka nie zwlekała z pomocą. Wiedziała, że może się narazić. Po drugiej stronie czekała jednak kobieta, której życie właśnie legło w gruzach.
- Na co dzień nie zajmuję się wysyłaniem leków, robią to organizacje Women Help Women lub Women on Web. Znałam ryzyko związane z tą sytuacją. Wiedziałam, że przekraczam prawo. Sytuacja tej konkretnej osoby była jednak bardzo trudna - pandemia, przemocowa relacja. Jej życie było bardzo zbliżone do mojego, dlatego podjęłam decyzję, że ryzykuję i pomagam. Wysłałam jej leki, które posiadałam na własny użytek, za darmo - tłumaczyła.
- Zobaczyłam w tej osobie siebie sprzed 16 lat - to wtedy miałam swoją aborcję. Byłam z tym kompletnie sama, nie wiedziałam, jak posłużyć się tabletkami. Też bardzo długo na nie czekałam. Też byłam w okolicy 12. tygodnia ciąży. I też czułam wielką determinację, by przerwać ciążę - dodała.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- #BezCukru: Idol nastolatków pochował partnera po 12 latach związku. "Czym sobie zasłużyłem na to cierpienie?"
- Mama i żona Willa Smitha zabrały głos po incydencie na Oscarach. "Przyszła pora uzdrowienia"
- "Nieobecni". Danuta Stenka miała trudne wyzwanie. "Historia dotyczy zaginięcia mojej córki sprzed 15 lat"
Autor: Oskar Netkowski
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: elenaleonova/Getty Images