Jakiś czas temu sprawą Beaty K. zajęła się redakcja tvn24.pl. W grudniowym artykule opisującym praktyki położnej, dziennikarze przytoczyli wypowiedzi matek, które twierdziły, że "nie podejmowała ona właściwych decyzji, odradzała transfer do szpitala w momencie pojawienia się komplikacji, do niektórych kobiet w ogóle nie dotarła", przez co musiały same rodzić w domu.
Duszącemu się dziecku miało pomóc mleko matki
Jak podał portal tvn24.pl, jeden z porodów omal nie zakończył się śmiercią noworodka. Mimo że dziecko urodziło się z wrodzonym zapaleniem płuc, z powodu którego zaczęło się dusić, położna stwierdziła, że nic się nie dzieje i zaleciła jedynie podłączenie malucha do butli z tlenem. - Zapewniała nas, że wszystko będzie dobrze, a problemy z oddychaniem to zmiany adaptacyjne. Mówiła, że miała gorszy przypadek, a nie trzeba było jechać do szpitala. Przekonywała, że podawanie tlenu córce wystarczy. Miała wystarczyć jedna butla tlenowa. Po czterech godzinach tlen się skończył, a dziecko zaczęło się dusić. Wpadliśmy w panikę. Zadzwoniliśmy po pogotowie. Czekaliśmy na karetkę 15 minut. Na sygnale pojechaliśmy do szpitala - powiedziała dziennikarzom tvn24.pl mama malucha.
Lekarze podejrzewali, że noworodek zakrztusił się wodami płodowymi. Aby go ratować, wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Podczas badań wykryli ponadto u dziecka krwawienie z jelit i torbiele w mózgu. - Rokowania były bardzo złe - wyjaśnił ojciec malucha, a następnie dodał: "położna pisała w SMS-ach, że te wszystkie działania są niepotrzebne i córka sama sobie poradzi. Że córce pomoże mleko matki, jak poczuje je 'na usteczkach'".
Jak podał portal tvn24.pl, sprawą zainteresowała się prokuratura w Gdańsku. - Prowadzi postępowanie w sprawie narażenia noworodka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w związku z porodem i opieką położniczą okołoporodową (...). Grozi za to do pięciu lat więzienia - czytamy w artykule.
Rodząca omal się nie wykrwawiła
Reporterka tvn24.pl Iga Dzieciuchowicz postanowiła wrócić do sprawy Beaty K., ponieważ prokuratura zajęła się przypadkiem kobiety, która oskarża położną o poważne błędy w sztuce lekarskiej. Alina - bo tak ma na imię nowa pokrzywdzona - twierdzi, że Beata K. zwlekała z przyjazdem do porodu. - Odpowiedziała, że po co ma przyjeżdżać i sprawdzać rozwarcie, jak z pełnym rozwarciem mogę i trzy dni chodzić - powiedziała kobieta. Dodała także, że położna pojawiła się w jej domu dopiero po 2,5 godz. i po przekroczeniu progu "zachowywała się tak, jakby nic się nie stało".
- W trakcie porodu zemdlałam pod prysznicem, było dużo krwi. Potem przez kilka dni nie spałam, rzucałam się na słodycze. Wiedziałam, że coś jest nie tak, mąż zawiózł mnie do szpitala. Zrobiono mi morfologię; wskaźnik hemoglobiny był tak niski, że lekarze od razu zdecydowali o przetaczaniu krwi. Gdybym nie pojechała do szpitala, następnego dnia mogłabym się nie obudzić - powiedziała reporterce tvn.pl Alina. Dodała także, że Beata K. "wyjazd do szpitala nazwała w SMS-ie 'nakręcaniem afery'".
Jak dalej potoczyła się sprawa? Cały tekst znajduje się na stronie tvn24.pl Premium.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- W 7. miesiącu ciąży usłyszała przerażającą diagnozę. "Bałam się go urodzić" - wspomina Mariola, a jej historia obrazuje potęgę matczynej miłości
- 33-latka w śpiączce urodziła dziecko. "Jest uwięziona we własnym ciele"
- Bliźnięta z syndromem podkradania uratowane przez łódzkich lekarzy
Autor: Izabela Dorf
Źródło: Iga Dzieciuchowicz/tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Photodjo/Getty Images