Obiady tylko dla wybranych
Uczeń drugiej klasy integracyjnej Szkoły Podstawowej nr 25 w Bydgoszczy po lekcjach zwrócił się do babci z nietypową prośbą.
- Zrobisz mi taką zupkę, co była w szkole? - zapytał.
Babcia bez chwili namysłu się zgodziła i zapytała, czy aż tak bardzo smakował chłopcu szkolny obiad, że chciałaby zjeść jeszcze raz. Po krótkiej rozmowie okazało się, że chłopiec nie wie nawet, jak smakował stołówkowy żurek, bowiem został mu on zabrany niemal sprzed nosa.
- Mama nie zapłaciła za obiady - powiedziała chłopcu szkolna intendentka.
- Gdy tylko się dowiedziałam, co zaszło, zadzwoniłam do szkoły. Obiady są opłacone szybkim przelewem. Syn korzystał z nich już w ubiegłym roku, nie zdarzały się takie historie - powiedziała w rozmowie z bydgoską "Gazetą Wyborczą" zbulwersowana mama chłopca.
- W głowie mi się nie mieści, jak można tak potraktować dziecko. W dodatku z orzeczeniem, uczące się w integracyjnej szkole. To niepojęte. Dorosły w takiej sytuacji czułby się upokorzony, a jak ma się poczuć maluch? - dodała.
Pani Anna podkreśliła, że dla chłopca ta sytuacja była podwójnie trudna. - Ma chorą tarczycę, mierzy się z nadwagą. Jedzenie w szkolnej stołówce bywa dla niego wyzwaniem. Po wczorajszym incydencie - stanie się jeszcze większym - podkreśliła.
Jak tłumaczy się z tego dyrekcja szkoły?
Kobieta w tej sprawie skontaktowała się z wicedyrektorką placówki.
- Nie usłyszałam przeprosin, tłumaczyła raczej zachowanie intendentki. Okazało się też, że problemem nie jest jednak już rzekomy brak przelewu, co brak deklaracji, że dziecko będzie korzystało z obiadów. Wrzuciłam ją do skrzynki w dniu rozpoczęcia roku. Podobno zaginęła. Gdy poprosiłam o wgląd w zapis monitoringu - usłyszałam, że już go nie ma. Nie udowodnię więc, że deklarację złożyłam - stwierdziła pani Anna.
Mama chłopca uważa jednak, że żaden powód nie jest w stanie wytłumaczyć skandalicznego zachowania intendentki. - Ale myślę sobie tak: nawet jeśli ktoś coś przeoczy, nie złoży deklaracji - czy to jest powód, by zabierać dziecku talerz z jedzeniem sprzed nosa? Takie kwestie wyjaśnia się z rodzicami, nie z maluchami. Tym bardziej autystycznymi. Zabranie mu miski z zupą na stołówce pełnej kolegów było czymś niedopuszczalnym. Przecież gdyby "bezprawnie" zjadł jeden obiad, zapłaciłabym za niego - dodała.
"Gazeta Wyborcza" skontaktowała się w tej sprawie ze szkołą.
- Wtorek był drugim dniem w tym roku, kiedy wydawaliśmy obiady. Panował jeszcze duży chaos. Zawiesił się system, nowo zatrudniona pani intendentka, cudowna kobieta, wciąż się szkoli, a dzieci jedzących posiłki jest naprawdę dużo - powiedziała Beata Mendry, dyrektorka Zespołu Szkół nr 19, w którym działa SP nr 25.
- Pani dyrektor podkreśliła, że nigdy wcześniej do takiej sytuacji nie doszło, a w podobnych przypadkach zawsze takie sprawy wyjaśniamy z dorosłymi. To był naprawdę bardzo, bardzo nieszczęśliwy wypadek. Nie pozostaje mi nic innego, jak przeprosić dziecko i matkę - powiedziała.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- "Mnóstwo dzieci teraz gorączkuje". Na co chorują przedszkolaki?
- "Aktywność fizyczna wzmacnia odporność dzieci mocniej niż wszystkie suplementy z apteki". Co jeszcze chroni maluchy przed chorobą?
- Rodzice nie chcą szczepić dzieci. Lekarze ostrzegają przed powracającymi chorobami
Autor: Anna Gondecka
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Royalty-free/GettyImages