Wiele kobiet traktuje ubranie jak zbroję, która pomaga zakrywać wszystkie kompleksy. Tak jest wygodnie: zapominamy o nadwadze, bliznach, cellulicie, fałdkach i innych niedoskonałościach sylwetki. Przychodzi jednak lipiec oraz sierpień, a wraz z nimi - czas na zrzucenie z siebie tego, co dla wielu osób jest kamuflażem. Trudno przy ponad 30 st. C siedzieć na plaży w długich sukienkach czy spodniach.
Pierwszy dzień na plaży jest najtrudniejszy
Kiedy wokół na plaży pojawiają się kobiety o nieskazitelnej figurze w głowie często pojawiają się wątpliwości: Dlaczego nie zrobiłam sobie tego zabiegu na cellulit? Dlaczego nie zrzuciłam tej oponki? Dlaczego nie ćwiczyłam nóg? Czy ta pani jest ode mnie grubsza? O nie, też jest szczuplejsza. Tamta ma świetne piersi, w dodatku naturalne. Moje po karmieniu nie wyglądają już tak dobrze. Mogłam kupić nowy kostium, a nie od kilku lat w tym samym czarnym, bo wyszczupla.
Czy taki ciąg myśli da się przerwać?
Patrycja: "Rodzice mówili, spokojnie wyrośniesz i nakładali kolejne kotlety z ziemniakami"
Patrycja do terapeuty chodzi od 2 lat. Nie radziła sobie z presją, nie tylko uważała, że nie wygląda dobrze, ale także, że wszyscy dookoła mają na ten temat takie samo zdanie. W te wakacje pierwszy raz, w ramach terapii, założyłabikini. Dawniej wybierała jednoczęściowy kostium, dodatkowo zasłaniała ciało pareo i pod parasolem, z dala od ludzi, sączyła wodę i wbijała wzrok w książkę, żeby tylko nie łowić spojrzeń. Bo Patrycja ma niewielką nadwagę. To wystarczy, by nie lubiła siebie.
- Od dziecka miałam tendencję do tycia. Nie przeszkadzało mi to wtedy aż tak bardzo, ale już w wieku nastoletnim zaczęłam się wstydzić. Rodzice mówili "spokojnie wyrośniesz" i nakładali kolejne kotlety z ziemniakami. "Żebyś tylko nie została anorektyczką, od tego się umiera" – mówiła mama, kiedy tylko zostawiałam cokolwiek na talerzu. W tej naszej bańce rodzinnej z poczuciem, że to minie, doszłam do studiów. Wtedy moje oczy się otworzyły, z wagą 88 kg, rozstępami, cellulitem i wieczną zadyszką, stałam się miłą kumpelą Patusią, która da notatki, ale z pewnością nie pójdzie na imprezę, nie pojedzie na wakacje i na pewno nie jest obiektem pożądania. Wtedy zaczęłam tysiące prób odchudzania, które zawsze po tygodniu, dwóch kończyły się fiaskiem. Ciągnęło mnie do jedzenia i nie mogłam z tym nic zrobić – wspomina w rozmowie z dziendobry.tvn.pl.
Terapia miała na celu wesprzeć dziewczynę w samoakceptacji. Wahania nastroju były coraz częstsze, a Patrycja traciła radość życia i wiarę, że spotka w życiu kogoś, kto ją pokocha. Przepracowanie pewnych spraw pozwoliło jej schudnąć, obecnie waży 68 kg. Jak twierdzi, wciąż dużo, ale zdecydowanie lepiej czuje się w swoim ciele. – Nie ukrywam się już aż tak bardzo, ale nie będę kłamać, że chodzę już z podniesionym czołem. Dwa tygodnie temu pierwszy raz poszłam na plażę, rozebrałam się i bez zakrywania ciała podeszłam do brzegu. Tych kilkanaście kroków miałam wykonać w ramach terapii, czułam się jak pierwszy człowiek na Marsie. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i śmieją się. Oceniają. Łowiłam takie spojrzenia, ale ku mojemu zdziwieniu, nie spłonęłam wstydem. Stałam tam i patrzyłam w morze, a potem na ludzi. To było dla mnie tak trudne doświadczenie, że popłakałam się, gdy wróciłam potem do hotelu. W głowie miałam takie urywki zdań – "wieloryb wyrzucony na brzeg", "biedna dziewczyna – taka gruba, oj, chłopa to ona raczej nie znajdzie". To słyszałam zazwyczaj, gdy ktoś zawiesił wzrok na moim ciele. Tak, uważam, że rozebranie się na plaży i wystawienie na ocenę innych jest cholernie trudne dla wielu kobiet. Pamiętajmy o tym – apeluje 26-latka.
Kinga: "Jeśli udało mi się nimi wykarmić dzieci, to znaczy, że one naprawdę istnieją"
Kinga ma 37 lat i dwójkę dzieci. Nigdy nie miała większych problemów z wagą, nie przytyła też w ciąży. Nie potrafiła jednak zaakceptować małych piersi, które po ciąży i karmieniu jeszcze bardziej, jak sama mówi "zwiędły". O tym, że "jest deską", słyszała wiele razy, tak samo, jak "żartobliwe" zapytania – czy aby przypadkiem czegoś nie zapomniała i "życzliwe" rady – jak mogłaby sobie dobrać bieliznę, by trochę oszukać los.
- Małe piersi miałam od zawsze, a jednak męża udało mi się znaleźć – śmieje się Kinga. Po chwili jednak poważnieje i mówi: - To naprawdę duże wyzwanie dla młodej kobiety. Tu nie ma żartów i nie zgadzam się, kiedy ktoś powie, że piersi niczego nie definiują, że biust nie ma znaczenia i że małe jest fajne. Dla nastolatki brak biustu to koszmar. Dla studentki tym bardziej. Żarty, docinki od wielu osób, bo wszyscy uważają, że to idealny temat do dowcipów. Pamiętam szczególnie jedną sytuację, która zraziła mnie na długo do bliższych relacji z mężczyznami. Spotykałam się z ówczesnym chłopakiem trzy miesiące. Były pocałunki, przytulania, ale czekałam ze zbliżeniem, bo to dla mnie ważna sprawa. W końcu nadszedł ten wieczór, wystroiłam się, kupiłam piękną bieliznę, biustonosz koronkowy, świece, wino, idealna sceneria. Wtedy on rozbiera mnie i patrzy zaskoczony na moje piersi. Zawstydziłam się i pytam, o co chodzi, a on, że nic, poczerwieniał na twarzy. Zaczęłam dopytywać, no i w końcu powiedział – myślałem, że są większe. Próbował potem oczywiście zatuszować to, ale dla mnie to był cios. Rozstaliśmy się jakiś czas później i długo dochodziłam do siebie – wspomina Kinga w rozmowie z dziendobry.tvn.pl.
Każde wyjście na plażę jest dla niej trudnym przeżyciem. – Teraz jest mi łatwiej, mam dzieci, męża, przyznam, że trochę mam już to gdzieś – zapewnia, ale przez wiele lat rozbieranie się na plaży było dla mnie horrorem. Widziałam te spojrzenia, pełne zaciekawienia, ale i poczucia wyższości. Miałam też wiele koleżanek, które dawały mi "dobre rady". Podpowiadały, gdzie kupić biustonosz, przebąkiwały o operacjach plastycznych. Wiem, że miały pewnie dobre intencje, ale każdy taki gest przekonywał mnie, że nie akceptują mojego wyglądu, więc i ja sama nie mogłam polubić siebie. Ostatnio jedna znowu wspomniała, że może czas na małą operacyjkę, jak to ujęła, na co odpowiedziałam – jeśli udało mi się nimi wykarmić dzieci, to znaczy, że moje cycki naprawdę istnieją – śmieje się Kinga.
Ciałopozytywność a ocenianie innych - Monika Dreger komentuje
O tym, dlaczego nadal chętnie oceniamy innych i tak mało w nas zrozumienia, że każda figura jest inna oraz czy coś się w tym zakresie zmienia, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką.
- Oceniamy innych, by poczuć się lepiej. Lubimy krytykować, choć ciekawa jestem, czy ludzie stawiają się w odwrotnej sytuacji i sami chcieliby być krytykowani. Obserwujemy innych i oceniamy ich, zapominając, że za parawanem siedzi inna osoba, która być może robi to samo. Jest też hejt i brak tolerancji dla odmienności.
Polki są nadal zakompleksione, czy to się zmienia?
- Gabinet psychologa nie jest odzwierciedleniem całego społeczeństwa, do nas przychodzą ludzie z problemami, więc trudno jednoznacznie powiedzieć, czy skala jest większa, czy wręcz przeciwnie. Niemniej jednak zdarza się coraz częściej, że bardziej siebie akceptujemy. Nie dalej jak wczoraj miałam klientkę, która powiedziała mi, że pomimo nadwagi zaczęła siebie lubić, postrzegać w lepszym świetle. Mam wrażenie, że kobiety nabierają pewności siebie. Nie lokujemy już tylko i wyłącznie swojej wartości w urodzie, doceniamy inne cechy. Kobiety zaczęły się rozwijać na innych płaszczyznach i to powoduje, że coraz więcej potrafi powiedzieć- nie podobam ci się - to nic, nie sieje to już takiego spustoszenia w emocjach. Kiedyś niska samoocena wzmocniona krytyką mogła namieszać. Teraz powszechność terapii sprawia, że radzimy sobie z tym wszystkim lepiej, nie musimy spełniać niczyich oczekiwań i wyglądać w jakiś konkretny sposób.
Czy mężczyźni są coraz bardziej tolerancyjni, zmieniają schematy myślenia i rozumieją, że nie ma jednego wzorca idealnej kobiety?
- Ja pracuję z parami i o trochę innej akceptacji tu mówimy. Coraz mniej jest par, kiedy to mężczyzna krytykuje swoją partnerkę. Kiedyś rzeczywiście kobiety na terapii częściej zgłaszały, że czują się nieakceptowane przez męża/partnera, choć sami są zapuszczeni, a jednak dają sobie przyzwolenie, by krytykować kobiety. Panowie mocno zaczęli też skupiać się na sobie, dbają o siebie. Kosmetyki, siłownie, zabiegi pielęgnacyjne, to staje się normalne. Jest oczywiście określona grupa mężczyzn, którzy nadal wybierają partnerki na podstawie wyglądu, ale jest ich coraz mniej. Kobiety się rozwijają i to wpływa na ich pewność siebie, a mężczyźni coraz częściej to doceniają.
Kobiety po porodach często nabierają kształtów. To nadal jest powodem dyskusji, docinków?
- U mnie w gabinecie na szczęście jest coraz mniej rozmowy o tym, panowie coraz częściej akceptują te zmiany, dostrzegają również, że oni też się zmieniają. Oczywiście czasami partnerzy mówią: Bardzo przytyłaś, chciałbym, żebyś coś z tym zrobiła, zadbała o siebie, ale wypływa to raczej z kwestii zdrowotnych, a nie wyłącznie estetycznych.
Da się to powiedzieć kobiecie tak, żeby nie poczuła się urażona?
- Wszystko zależy od kobiety. Czasem nawet w gabinecie obserwuję, jak mężczyźni w łagodny sposób mówią partnerce jakieś konstruktywne uwagi, a ona i tak słyszy tylko krytykę. Na takie tematy da się rozmawiać, ale nie można jedynie atakować. Zwłaszcza jeśli w związku nie ma zaufania, to najpierw trzeba je zbudować, a potem szczerze rozmawiać. Wszystko można powiedzieć i dobrać odpowiednie słowa, ale za komunikację odpowiadają obie strony.
Zobacz także:
- Nie odchudzamy się na wakacje. Kobiety mają dość presji: "Tu chodzi o kanon, a powinno chodzić o wolny wybór"
- Ciałopozytywność, czyli jak wreszcie pokochać siebie? "Najgorsze jest podejście naszego otoczenia"
- Julia Wieniawa pozuje topless: "Kochaj swoje ciało"
Obejrzyj wideo: Schudłaś czy nie schudłaś, czyli presja wakacji
Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk