Dzieciństwo w obozie koncentracyjnym
W 1943 roku Lidia Maksymowicz jako 3-latka trafiła do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau wraz ze swoją mamą oraz dziadkami. Na rampie podczas selekcji ich rozdzielono. Babcia z dziadkiem poszli w stronę dymiących krematoriów i już nigdy ich nie zobaczyła, a była z nimi niezwykle zżyta. Z mamą musiała walczyć o przetrwanie wśród pozostałych więźniów. Jej rodzicielka czołgała się po zmroku i narażała życie, by tylko zdobyć coś do jedzenia. Najczęściej było to jabłko, cebula albo ziemniak. Lidia nie chciała się tym dzielić z innymi dziećmi. Wspomina: "Tam była zwierzęca walka o przetrwanie". Ponadto mierzyła się z eksperymentami doktora Mengele.
- Testowano na nas szczepionki, które zlecane były przez niemieckie fabryki farmaceutyczne i jeszcze przetaczano krew, tzn. wyciągano krew, a wstrzykiwano na to miejsce sól fizjologiczną. Zakrapiano też oczy preparatem, który miał nam zmienić tęczówkę na niebieski kolor. Ja już miałam te niebieskie oczy, więc mi nie zakrapiano. Miałam na tyle silny organizm, żeby przetrwać. W dodatku byłam już bardzo zdyscyplinowana. Inne dzieci płakały, krzyczały, domagały się czegoś, a ja nigdy, bo mama za każdym razem mówiła: "Masz siedzieć cichutko" - mówiła Lidia Maksymowicz w Dzień Dobry TVN.
W jednym z tzw. marszów śmierci odeszła jej mama. Uprzednio obiecała Lidii, że po nią wróci i zabierze z Auschwitz-Birkenau. Odjechała w stronę Niemiec i wiadomo, że dotarła aż do Bergen-Belsen, gdzie tereny wyzwalali już wtedy alianci. Kiedy mama pani Lidii spotkała dowództwo radzieckie, poprosiła, by zawieziono ją do córki. Usłyszała wówczas, że wszystkie dzieci zostały wywiezione do Związku Radzieckiego do domów dziecka. W tym samym czasie Lidia trafiła do polskiej rodziny. Stało się tak, ponieważ ludzie w Oświęcimiu wiedzieli, co dzieje się w obozie i jak tylko mogli, weszli na jego teren. Jedna z kobiet zapytała ją, czy z nią pójdzie.
- Poszłabym z każdym, kto wyciąga po mnie ręce, bo przecież ja już widziałam, że mamy nie ma. (...) To byli prości, ale dobrzy ludzie. Z potrzeby serca tam wiele osób właśnie zabierało dzieci te najmniejsze. Pierwsze pytanie, jakie postawiłam tym ludziom, to czy na pewno nie będzie tutaj psów, szczurów i czy tu nie przyjdzie po mnie doktor Mengele - powiedziała była więźniarka w rozmowie z Dorotą Wellman.
Życie po Auschwitz-Birkenau
Lidia Maksymowicz podczas dorastania nie zapominała o swojej przeszłości. Z innymi dziećmi bawiła się w selekcję - mówiła, kto idzie "na rewir", a kto "do gazu". - Dorośli przerywali tę zabawę, bo byli przerażeni, jak łatwo jest wychować następców morderców - powiedziała rozmówczyni naszej prowadzącej. Nie chciała się także przytulać i siadać na kolanach. Nie była czuła na czyjś płacz, cierpienie oraz łzy, bo w obozie to była dla niej codzienność, a innego życia nie znała. W końcu, gdy już była dorosła, uległa namowom kolegów i napisała do Czerwonego Krzyża, gdzie dowiedziała się, że jej mama żyje. Udało im się spotkać po 17 latach od rozłąki.
- Ona cały czas mnie poszukiwała po wszystkich domach dziecka i mi powiedziała: "Nigdy nie byłam na żadnej zabawie, nigdy nie śpiewałam, nie tańczyłam, bo nie było nocy i nie było dnia, żebym nie myślała, co się z Tobą dzieje, gdzie ty jesteś" - wspominała Lidia Maksymowicz w naszym programie.
Choć Lidia sama stała się później matką, nie było to dla niej łatwe. Nie umiała okazać dziecku uczuć, ponieważ nie była tego nauczona. Dziś pragnie nagłaśniać wydarzenia ze swojej przeszłości za pomocą opowieści, wystąpień, spotkań, a także książki, którą napisała. Nie chce, by pamięć o wojnie przeminęła. Docenił to także papież, który podczas jej wizyty w Watykanie pocałował ją w rękę, a dokładnie w miejsce, gdzie wytatuowany miała numer obozowy.
- W sercu nie mam nienawiści do tych, którzy mnie skrzywdzili, bo bym bardziej cierpiała i nie mogła żyć normalnie. (...) Dzięki tej książce może świat się dowie, jak to naprawdę wygląda, kiedy dziecko traci matkę, a matka dziecko. Ta cała moja historia jest ostrzeżeniem przed tym, co jest nieuchronne, jeżeli będzie tak prowadzony ten świat, jak obecnie - dodała była więźniarka.
Zobacz także:
- Życie, twórczość i śmierć Geli Seksztajn. "Nie była młodą artystką, ale wciąż mającą karierę przed sobą"
- Niesamowite życie Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej. "Dwukrotnie wielbiciele kupili jej mieszkanie"
- Żeglował ze swoją kotką po całym świecie. "Jesteśmy ze sobą związani"
Autor: Sabina Zięba
Reporter: Miłka Fijałkowska
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN