Sara kolekcjonuje lalki, które wyglądają jak żywe dzieci. Zrozpaczone matki piszą do niej z prośbą o pomoc

Lalki reborn
Lalki reborn
34-letnia Sara Gustafsson ze Szwecji pochwaliła się w mediach społecznościowych swoim unikatowym hobby. Kobieta bowiem zbiera lalki, które do złudzenia przypominają dzieci. W swojej kolekcji ma już 20 okazów, którym systematycznie wykonuje sesje zdjęciowe i chwali się w sieci.

Lalki, które wyglądają jak żywe dzieci

Sara Gustafsson na co dzień mieszka w Trollhattan w Szwecji, gdzie pracuje jako sprzedawczyni sklepowa. Od najmłodszych lat kochała lalki. Jako dziecko podziwiała porcelanową kolekcję swojej babci. W 2017 roku przypadkowo wpadła na lalki typu "reborn", które do złudzenia przypominają żywe dzieci. Dla niektórych przerażające, dla niej piękne. Od tamtej pory Sara powiększała swój zbiór. Obecnie ma 20 lalek w różnym wieku i na tym nie zamierza poprzestać kolekcjonerstwa. Co więcej, każda z nich otrzymuje od kobiety imię. Wśród zgromadzonych są m.in. Liam, Naomi, Vera, Gabriel, Leia, Alessio i Lowe.

Rodzina wspiera pasję Sary

Sara zdaje sobie sprawę, że jej pasja dla niektórych osób może być kontrowersyjna. Mimo wszystko kobieta postanowiła podzielić się swoim hobby z szerszą publicznością, a lalkom założyła profil na Instagramie. Kolekcjonerka, która interesuje się także fotografią, wyszukuje ciekawe ubranka i zabawki dla noworodków, a następnie kreuje realistyczne sesje. Choć najbliżsi, mąż i córki wspierają pasję 34-latki, w sieci znaleźli się krytycy, którzy zarzucili Sarze, że ma zaburzenia.

Wśród obserwujących znalazły się także kobiety, które wysyłały Sarze zdjęcia zmarłych dzieci i błagalnym tonem prosiły, by ta odstąpiła im jedną z lalek. W ten sposób kobiety chciały załagodzić ból po stracie.

Pełen magii teatr w lesie. „Na scenie potrafię stworzyć z lalką prawdziwą rozmowę”

Zobacz także:

Pani Ula od lat "adoptuje" niezwykłe lalki: "Niektóre mają 50 lat, a niektóre 100 lat"

Lalki, w których zamknięte są emocje

Za górami za lasami żyły sobie lalki z uszami

Autor: Nastazja Bloch

podziel się:

Pozostałe wiadomości