Demaskuje kłamstwa influencerek. Pokazała, jakie stosują triki: "Kobiety naprawdę tego potrzebują"

Justyna Lis obala mity Instagrama
Justyna Lis obala mity Instagrama
Źródło: archiwum prywatne
Nie godzi się na oszustwa w sieci, wspiera kobiety i normalizuje normalność. Obnaża triki influencerów i tłumaczy, że niedoskonałości to nie powód do wstydu. Justyna Lis udowadnia, że nie każdy bohater nosi pelerynę. W rozmowie z dziendobry.tvn.pl opowiedziała o ciałopozytywności, wpływie mainstreamowych mediów na samoakceptację i swoim coming oucie.

Justyna Lis demaskuje kłamstwa influencerek

Aleksandra Głowińska, dziendobry.tvn.pl: Dlaczego pokazywanie normalności i zwykłych ciał urosło dziś do rangi czegoś nadzwyczajnego?

Justyna Lis, blogerka: Przede wszystkim dlatego, że żyjemy w kulturze diet, która nieustannie każe nam wstydzić się tego co normalne. Wstydzić się tłuszczu, wstydzić się cellulitu, rozstępów, obwisłej skóry, tego, że nasze ciało się zmienia. Mainstreamowa sylwetka to szczupła sylwetka i w mediach przez lata brakowało reprezentacji kobiet, które nie przypominają popularnych modelek czy aktorek. A przecież większość z nas ich nie przypomina. Ale skoro od dziesiątek lat, na każdym kroku słyszymy, że ta nasza normalność jest brzydka, to zaczynamy w to wierzyć.

Pokazujesz światu influencerskie ujęcia, na których ciało wygląda korzystniej, jednocześnie zestawiając je z tymi, które możemy obserwować w realnym świecie. I choć pod postami jest mnóstwo komentarzy, że takich treści potrzebujemy, wciąż jest ich na Instagramie jak na lekarstwo.

Myślę, że skoro przesiąknięte kulturą diet media, od lat determinują to, co postrzegamy za piękne i to, co postrzegamy za brzydkie, ciężko wybrać to drugie. Po co chcieć być "brzydkim" na życzenie, skoro można wciągnąć brzuch, wypiąć pupę i tym samym w moment wpisać się w obowiązujące standardy piękna?

Justyna Lis obala mity Instagrama
Justyna Lis obala mity Instagrama
Źródło: archiwum prywatne

Każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony. Granica pomiędzy dobrym ujęciem a oszukiwaniem prawdy jest jednak cienka. Co robić, by jej nie przekroczyć?

Wstawiać takie zdjęcia, których nie wstydziłybyśmy się pokazać w zestawieniu z nami w prawdziwym życiu.

Czasem podczas przeglądania sieci, kiedy natrafiam na naturalne zdjęcia gwiazd czy influencerów, czytam komentarze i przecieram oczy ze zdumienia. Ty też doświadczyłaś tak surowej krytyki dotyczącej wyglądu? 

Z hejtem mierzy się chyba większość osób publicznych, o ile nie wszystkie, bo ludziom się wydaje, że skoro ktoś pokazuje swoją twarz w Internecie, to dostali darmowy talon na ocenianie go i mają prawo pisać, co im przyjdzie do głowy. Nie mają. W Internecie przeczytałam na swój temat już chyba wszystko i prawdopodobnie jestem dość mocno uodporniona na świństwa, które piszą ludzie, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio zabolał mnie komentarz od obcej osoby i czy kiedykolwiek. Nie chcę grać kozaka, hejt potrafi być dotkliwy, bolesny i doskonale rozumiem, że można sobie z nim nie radzić. Uważam, że trzeba z nim walczyć, a najlepiej tłumić w zarodku, ale obraźliwe komentarze obcych ludzi na szczęście nie dotykają mnie personalnie. Myślę sobie "obrzydliwy komentarz", usuwam, banuję autora i nie wracam do tego myślami - zazwyczaj tak to wygląda.

DD_20211111_Kobiety_REP
O czym kobiety wstydzą się mówić na głos?
Źródło: Dzień Dobry TVN

Akcja #SzczereCiało - co to jest?

Zorganizowałaś akcję #SzczereCiało, która miała na celu pokazanie światu, jak może zmieniać się nasza sylwetka dzięki odpowiedniej pozie/naświetleniu. Myślisz, że udało ci się zmienić postrzeganie własnego ciała i wyleczyć z kompleksów kobiety, które porównywały się do gwiazd? 

Odbiór akcji był lepszy, niż się spodziewałam, szczerze mnie zaskoczył. W tym czasie (sierpień 2020) na naszym polskim Insta-podwórku jeszcze nikt się tego nie podjął (a przynajmniej tego nie zaobserwowałam) i poczułam, że kobiety naprawdę tego potrzebują. Ciężko mówić o tym, że dzięki akcji "wyleczyłam kobiety z kompleksów", bo Polska to niecałe 20 milionów kobiet, ale na pewno czuję, że wielu moim obserwatorkom pomogłam. I to jest absolutnie niesamowite i wciąż wywołuje u mnie wzruszenie, bo dziewczyny rzeczywiście wracają do mnie z feedbackiem i dziękują za to, że pokazuję normalność. To jest uczucie nie do opisania - przeczytać, że dzięki moim treściom ktoś bez krępacji pierwszy raz od lat założył strój kąpielowy, wyszedł na miasto bez makijażu lub pokazał się w bieliźnie ukochanej osobie. 

Justyna Lis obala mity Instagrama
Justyna Lis obala mity Instagrama
Źródło: archiwum prywatne

Jeden z moich ulubionych cytatów z Twojej działalności to: "Jesteśmy czymś więcej niż brzuchami, tyłkami, cyckami, włosami i twarzą". Długo zajęło ci, by sobie uświadomić, zdawałoby się - oczywistą oczywistość? 

To mało pocieszające, ale wydaje mi się, że nikt z nas nie jest w stanie sobie tego uświadomić na 100 proc. albo raczej - pamiętać o tym przez cały czas. My, kobiety, jesteśmy uprzedmiotowiane na absolutnie każdym kroku, od najmłodszych lat. To okropnie trudne wyjść z krzywdzącej narracji o tym, że wygląd jest naszą największą wartością, gdy cały świat non stop daje nam pstryczki w nos i przypomina, że tak właśnie jest.

Mimo świadomości, że Instagram jest miejscem, gdzie publikuje się głównie fragmenty wyidealizowanego życia, zdarza ci się zapominać o tym i przejmować tym, że "twoje nie jest tak doskonałe"?

Jasne, że tak. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Instagram bywa często wyreżyserowany, ale i tak czasem wpadam w tę pułapkę. 

"Wszystkie ciała są okej i mają prawo być pokazywane". Zgoda. Zdarza się jednak, że pod zdjęciem pokazującym ciało - bez względu na to, w jakim świetle - pojawiają się komentarze o braku szacunku do siebie. Czym dla ciebie jest szacunek? 

Na pewno nie tym, czym dla trolli piszących takie komentarze. Szacunek do siebie to życie na swoich zasadach i w zgodzie ze sobą, a nie podyktowane tym, czego oczekują inni, często obcy ludzie. To też ustalanie własnych granic i dbanie o to, żeby inni ich nie przekraczali. Ciało nie jest dla mnie niczym grzesznym i mam wrażenie, że z osobami, którym ludzkie ciało kojarzy się wyłącznie z seksem, jest coś mocno nie tak. Zresztą seks też nie jest niczym grzesznym. Nie rozumiem, dlaczego pokazywanie ciała w kontekście np. samoakceptacji albo artystycznym i właściwie jakimkolwiek innym, miałoby umniejszać czyjejś wartości. A może trochę rozumiem - tutaj znowu pojawia się kwestia traktowania naszego wyglądu jako nadrzędnej i najcenniejszej wartości. Warto też zauważyć, że komentarze o nieszanowaniu się pojawiają się głównie pod zdjęciami kobiet. Mamy społeczne przyzwolenie na świecenie gołą klatą przez kolesi, ale już kobieta w bieliźnie to symbol sprośności.

Justyna Lis obala mity Instagrama
Justyna Lis obala mity Instagrama
Źródło: archiwum prywatne

A skoro już jesteśmy przy samoakceptacji... Ciałopozytywność jest coraz bardziej rozpowszechniana w sieci, a jednak wciąż możemy się natknąć na posty, także u osób promujących ruch body postive, w których jesteśmy namawiani do ćwiczeń, diet, detoksów, żeby mieć "idealną" sylwetkę na święta, sylwestra, wakacje. Jak to w końcu jest z tą idealną sylwetką? 

Przede wszystkim chciałabym, żebyśmy pamiętali, że ruch body positive powstał z myślą o osobach grubych, doświadczających dyskryminacji systemowej, a jego głównym założeniem była walka z marginalizacją i nieustannym odczłowieczaniem. Ciałopozytywność stoi w absolutnej opozycji do kultury diet i nie podoba mi się to, że wchodząc do mainstreamu stała się modnym hasztagiem, który ktoś umieszcza pod postem namawiającym do diety jakiejkolwiek.

Trudno było ci wrzucić pierwsze zdjęcie, na którym nie kryłaś się ze sobą?

Bardzo! Teraz mam z tym luz, ale pamiętam kiedy dodawałam pierwsze zdjęcie w ramach akcji #SzczereCiało - siedziałam wtedy na kanapie, jeszcze w starym mieszkaniu i mimo ekscytacji, trzęsłam się ze strachu.

Zwróciłaś uwagę również na influencerów, którzy reklamują produkty do pielęgnacji skóry... nie tylko zdjęciem w pełnym makijażu, ale często również filtrami upiększającymi. Dlaczego tak trudno zaakceptować prawdziwy wygląd skóry? I jak z tym walczyć? 

Media społecznościowe namieszały nam w głowach. Co prawda "normalnej" skóry również nie uświadczymy w mediach tradycyjnych od lat, bo np. wyretuszowany wizerunek modelek w kolorowych magazynach to od dawna chleb powszedni, ale w dobie Instagrama doszły jeszcze filtry i aplikacje do obróbki wizerunku, które obecnie są ogólnodostępne, a obsłużyć potrafią je już kilkulatki. Kilkulatki! Co do influencerek reklamujących kosmetyki do pielęgnacji w makijażu i filtrach - wydaje mi się, że takie osoby tak bardzo zaplątały się w stworzoną przez siebie iluzję nieskazitelnego wizerunku, że nie potrafią z dnia na dzień z niej wyjść i pokazać "prawdziwych", nieidealnych siebie. Nawet jeśli tym samym ryzykują utratę wiarygodności wśród obserwatorek, mówiąc o efektach serum do twarzy w makijażu i filtrze. Na normalizację duży wpływ ma reprezentacja i jestem pewna, że gdyby osoby popularne i cenione wśród młodych osób, zaczęły otwarcie mówić np. o problemach skórnych, nastolatkom łatwiej byłoby pokazywać swoje nieidealne cery i nie uważać ich za coś odbiegającego od normy. Jestem też za konkretnymi regulacjami w tym temacie, na przykład obowiązkowym oznaczaniem przerobionych zdjęć.

Normalizujesz nie tylko ludzkie ciało, ale i związki osób nieheteronormatywnych. Nie bałaś się coming outu?

Mój częściowy coming out (przed mamą) miał miejsce wiele lat temu, miałam wtedy jakieś 14 lat. Późniejsze coming outy -przed resztą rodziny - na pewno w jakimś stopniu mnie stresowały, ale to nie było dla mnie traumatyczne wydarzenie, bo moja rodzina nie jest konserwatywna i w głębi czułam, że będzie okej. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma tyle szczęścia (choć bezwarunkowa akceptacja ze strony najbliższych w ogóle nie powinna być nazywana szczęściem) i masa osób ze społeczności LGBT nie dostaje wsparcia ze strony najbliższych. Ba - dzieciaki są wyrzucane z domów za to, że kochają osobę tej samej płci. Nie wyobrażam sobie, że w obliczu tego miałabym milczeć i nie mówić otwarcie o swoim związku.

Czym jest dla ciebie tolerancja? 

Szacunek do mniejszości, dyskryminowanych grup społecznych to według mnie absolutnie minimum, które jako osoby myślące i czujące powinniśmy spełniać. To jest dla mnie coś tak oczywistego, że właściwie nie wiem, co więcej mogę powiedzieć, bo wybory innych ludzi, które są różne od naszych, ale przy tym nikogo nie krzywdzą, powinny być nam po prostu obojętne. Jeśli naszą postawą chcemy mieć realny wpływ na zmiany społeczne i sytuację osób dyskryminowanych, to nie możemy być wyłącznie tolerancyjni. Musimy być przede wszystkim sojusznikami.

Zobacz też:

podziel się:

Pozostałe wiadomości