W sekundę ich życie legło w gruzach: "Nie mogłam znieść tego, że moje dziecko samotnie walczy"

Fotografia sprzed wypadku
Beata Kuczewska z córką Ewą
Źródło: Archiwum prywatne
Beata Kuczewska jest mamą 23-letniej Ewy, która do niedawna była pełną życia studentką architektury. Dwa lata temu jej ukochana córka miała poważny wypadek komunikacyjny. Doznała uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego i urazu czaszkowo-mózgowego. Ich poukładane życie legło w gruzach. - Każdy dzień to walka. Nie zamierzamy się poddać - deklaruje bohaterka cyklu "Siła jest kobietą".

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.

Zobacz wideo: Walka o życie

Walka o życie

Źródło: Dzień Dobry TVN
Jak słyszysz hasło nowotwór – sztywniejesz
Jak słyszysz hasło nowotwór – sztywniejesz
Mama, która wygrała z nowotworem
Mama, która wygrała z nowotworem
Depresja poporodowa - czym różni się od "baby bluesa"?
Depresja poporodowa - czym różni się od "baby bluesa"?
Maja Kapłon o walce z chorobą
Maja Kapłon o walce z chorobą
O choroba! Książka, która oswaja traumę
O choroba! Książka, która oswaja traumę

Nieszczęśliwy wypadek zmienił ich życie

Dominika Czerniszewska: W nadesłanym przez Panią zgłoszeniu była informacja o wypadku córki. Jak do niego doszło?

Beata Kuczewska: W 2020 roku po drugim roku studiów Ewa znalazła pracę na wakacje. Najpierw w Rdzewie, a później w Giżycku. Była kelnerką. We wrześniu miała odpocząć i wyjechać w góry, które tak bardzo kocha. Niestety w sierpniową sobotę ok. 22:00 wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. Ewa, jadąc do pracy, z niewiadomych przyczyn uderzyła w drzewo. Podejrzewano pęknięcie tętniaka. Rozpoczęła się walka o życie. Okazało się, że doznała uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego i urazu czaszkowo-mózgowego. Trafiła do szpitala w momencie, kiedy było bardzo dużo przypadków COVID-19, przez co miałam utrudniony dostęp do Ewy. To jeszcze bardziej wpływało na jej stan psychiczny.

Kiedy mogła Pani zobaczyć córkę?

Mieszkamy w Białymstoku, więc dopiero o 3:00 nad ranem udało mi się dojechać do Ewy. Leżała na OIOM-ie. Tam po raz pierwszy ją zobaczyłam. To były bardzo trudne, traumatyczne chwile. Kiedy widzi się własne dziecko walczące o życie, tego nie da się opisać. To coś niewyobrażalnego. Powiedziałam wtedy sobie: "Moje córka nie może umrzeć".

Jakie były rokowania?

Były bardzo nieciekawe. Lekarze dawali jej zaledwie 10 proc. szans na przeżycie. Na OIOM-ie najpierw usłyszałam, że w każdej chwili może być źle, nieodwracalnie, a później: "Jeśli córka przeżyje dwie pierwsze doby, to może się uda". Ewa wygrała tę walkę. Gdy ją ujrzałam pierwsze, co powiedziałam to: "Ewuniu wracasz. Czekamy na ciebie i wiem, że tak będzie". Jestem farmaceutką - więc blisko służby zdrowia - i robiłam, co tylko w mojej mocy, żeby pomimo pandemii, cały czas być przy Ewie. Córka była wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną. Kiedy została wybudzona, lekarze nie potrafili nic więcej powiedzieć.

Jak Pani zareagowała?

Ze szpitala w Ełku przeniosłam Ewę do Kliniki "Budzik" dla dorosłych w Olsztynie. Od lat ją podziwiałam. Wydawało mi się, że to magiczne miejsce, gdzie wspólnie ze służbą zdrowia, my rodzice możemy walczyć o powrót naszych bliskich. Niestety, wyglądało to inaczej. Ze względu na COVID-19 musiałam zostawić córkę samą. Mogłam tylko przywozić jej posiłki i ubrania. To były sytuacje, które rozrywały serce. Nie mogłam znieść tego, że moje dziecko samotnie walczy. Ewa była tam przez trzy miesiące i przez ten czas widziałam się z nią maksymalnie 10 razy. Córka skuliła się w sobie. Oddychała tak głośno, że było ją słychać na korytarzu. Przetrwała. To pokazuje, jak bardzo jest silna i dzielna. Zawsze taka była. Później z dnia na dzień przeniosłam Ewę do Centrum Neurorehabilitacji Klinicznej i Rodzinnej przy "Gołębim Dworze" w Iławie. Prof. Jan Talar zajmuje się m.in. wybudzaniem osób, które tak naprawdę skazane były na śmierć. Tam po drugiej śpiączce farmakologicznej, Ewa się wybudziła.

Ile czasu córka przebywała w klinice?

Dwa i pół miesiąca. Na miejscu pozbyłyśmy się sondy, rurki tracheostomijnej i cewnika. Zaczęłyśmy inaczej funkcjonować. Mogłam karmić Ewę doustnie. Zaczęła samodzielnie oddychać. Po pół roku od wypadku w końcu wróciłyśmy do domu. Ewunia każdego dnia pięknie wraca i pięknie walczy. Jesteśmy nieustannie razem. Wyjeżdżamy na turnusy rehabilitacyjne co 2-4 tygodnie. Mamy terapię w domu. Staramy się normalnie funkcjonować na tyle, na ile możemy. Bo to nam daje siłę. Nie izolujemy się. Wychodzimy do świata, życia, ludzi. Mamy zamiar wybrać się do kina. Zwiedzamy różne miejsca. Co prawda, jeszcze nie komunikujemy się werbalnie, ale Ewa jest świadoma. Pojawiają się pierwsze słowa: "mama", "tak", "nie". Każdy dzień to jest walka.

Czy bliscy pomagają Pani w tej walce?

Mam rodzinę, która jest naprawdę oddana. Zawsze mogę na nich liczyć. Mam męża, który jest trochę dalej od nas, ale jesteśmy razem. Zawozi nas na turnusy, także zawsze ta pomoc jest. Natomiast ta codzienna walka należy tylko do mnie i Ewy.

Codzienna walka o sprawność

Wspomniała Pani o turnusach rehabilitacyjnych, a jak wygląda Wasza codzienność?

Mamy trzy terapie dziennie: logopedię i dwie fizjoterapie. Musimy tak to rozplanować, by w tzw. międzyczasie zjeść, odpocząć, obejrzeć np. film. Dla Ewy każda czynność jest terapią. Córka pracuje wzrokiem. Jest w stanie nim odpowiedzieć, napisać. To rodzaj neurorehabilitacji, czyli pobudzanie mózgu do pracy. Każdy bodziec ma ogromne znaczenie, by tworzyły się nowe neurony. Przed studiami córka przez 2 lata chodziła do szkoły rysunku. Dzisiaj ogląda zajęcia i jednocześnie sama próbuje coś zrobić. Może nie narysować czy napisać, ale stawiać kreski. To praca lewą ręką, ponieważ prawa strona jest jeszcze nie do końca sprawna. Córka ma przesuniętą oś symetrii z prawej strony na lewą. Dlatego jeździmy na terapię widzenia do Poznania. Są tego efekty. Przez terapeutów jest oceniana jako pacjent progresywny.

Rozumiem, że przez 24 godziny na dobę nie odstępuje Pani córki na krok?

Zawsze byłyśmy ze sobą bardzo związane. Choć Ewa ma 23 lata i zaczęła swoje dorosłe życie, to nawzajem dodajemy sobie siły. Dzięki niej jestem w stanie pokonać wszystko - i fizycznie, i psychicznie. Nigdy się nie poddam. Wiem, że to po prostu przetrwamy. Los postawił przed nami najtrudniejszą w życiu walkę. Zrezygnowałam z pracy, ale w tym momencie nie ma to dla mnie znaczenia. Muszę mieć jedynie środki na życie i rehabilitację Ewy. Staram się zostawić przeszłość za sobą. Pamiętać tylko o dobrych wspomnieniach i robić wizualizację wspólnych wycieczek do miejsc, które kochamy.

Fotografia po wypadku
Beata Kuczewska z córką Ewą
Fotografia po wypadku
Źródło: Archiwum prywatne

Skąd czerpie Pani tę siłę do działania?

Zastanawiałam się nad tym. Przed wypadkiem nasze życie było dobre i poukładane. Córka nie sprawiała żadnych problemów. Była pogodną, uśmiechniętą osobą już jako mała dziewczynka. Świetnie radziła sobie ze wszystkimi wyzwaniami. Miała wiele planów, pomysłów. Realizowała się. Od początku czerpała radość z życia. Jednak - jak każde dziecko - potrafiła wytrącić z równowagi. Natomiast kiedy w jednej chwili nasze życie wywróciło się do góry nogami, świat się przewartościował. Moim jednym celem i sensem jest walka o sprawność Ewy. By dalej mogła cieszyć się życiem, w którym tak pięknie się odnajdywała. Mój mózg, moja głowa zaczęły zupełnie inaczej pracować po wypadku córki. Mnie dzisiaj nic nie boli, z niczym nie mam problemu. Nie czuję strachu i lęku. Ogromną motywację, by wstawać każdego dnia, daje mi Ewa. To jest niesamowite. Może się to komuś wydawać dziwne, ale sprawia mi radość jej najdrobniejszy ruch, nawet ułożenie języka. Widzę, że Ewa zaczyna się oblizywać, ruszać nim. To świadczy o tym, że łatwiej jej będzie wypowiadać słowa. Każda taka mała rzecz jest po prostu cudem życia, rodzimy się na nowo. Odnosząc się do tego, co usłyszałam na OIOM-ie, a tym, co jest teraz, osiągnęłyśmy naprawdę dużo. Siłę daje mi też moja mama. Ma 85 lat, przeszła wiele w życiu, a cały czas jest przy nas. Ta sytuacja też jej nie zniszczyła. Ewa jest ukochaną wnuczką, a na stare lata przyszło jej się mierzyć z taką tragedią. Chyba rzeczywiście siła jest kobietą.

I niejedno ma imię. Za tym określeniem - co Panie udowadniają - stoi walka, determinacja, odwaga.

Jeżdżąc z Ewą na rehabilitacje do różnych miejsc, spotkałam wiele silnych kobiet. Matki, które są w stanie wszystko poświęcić dla swojego dziecka. Dodatkowo wiem, że czuwa nade mną Opatrzność. Jestem osobą wierzącą i wypadek w żaden sposób nie odsunął mnie od Boga. Ewa żyje i to jest najważniejsze. Czuję też opatrzność mego ojca, który zmarł wiele lat temu. To mnie napędza każdego dnia. Gdy przychodzą gorsze chwile, musimy się wypłakać, oczyścić i iść dalej. Dzisiaj Ewa pięknie wzięła do ręki widelec, wypiła z butelki. To jest ta siła. Kończę dzień i wiem, że tyle się wydarzyło, a jutro spróbujemy to powtórzyć, a może córka zaskoczy mnie czymś innym. W ciągu dnia dużo się przytulamy. Ona czuje to bezpieczeństwo. Wiem, że jeśli nie pokazuję swoich obaw, to Ewa ma jeszcze większą siłę. Proszę Boga, żebym była zdrowa, by móc się nią zajmować. By nie doszło do sytuacji, że to ja będę potrzebowała pomocy. Przed wypadkiem w trudnych momentach często słyszałam od córki: "Mami, damy radę".

Córka zawsze była siłaczką?

Zawsze była zdeterminowana i stanowcza. Rysunkiem interesowała się od dzieciństwa. Architekturę wymarzyła sobie już w liceum. Kiedy myślę o jej młodym życiu, to widzę jak ona krok po kroku, zmierzała do tego, by osiągać swoje cele - począwszy od wyboru szkoły, po dostanie się na studia. Sama je realizowała. Nie potrzebowała żadnej pomocy. Ciężko pracowała. Były dni, kiedy niejednokrotnie wychodziła rano i wracała późnym wieczorem. Studia znakomicie łączyła z pracą, bo chciała być w jakimś stopniu samodzielna. Niczego nie zaniedbywała. Była też bardzo aktywna fizycznie. Chodziła na siłownię, jeździła na rowerze. Terapeuci widzą, że teraz to ma odbicie w jej walce, codzienności, ciągłych ćwiczeniach. Proszę zobaczyć, nieraz zakładamy sobie, że będziemy systematycznie trenować, a po czasie brakuje nam motywacji, samozaparcia. Ewa oraz osoby, dla których jedyną szansą jest rehabilitacja, nie mogą odpuszczać. Muszą dzień w dzień ćwiczyć, pomimo że się nie chce. W ciągu tych dwóch lat córka ani jednego dnia się nie poddała.

Ani jednego?

Zgadza się. W swoim krótkim życiu śpiewająco zdała już kilka egzaminów, ale teraz przyszło jej się zmierzyć z tym najtrudniejszym. Każdego dnia mimo bólu i smutku walczy o powrót do sprawności, do swoich marzeń, pasji i studiów. Nawet jeśli nie będzie mogła wrócić do architektury, jest masa innych rzeczy, które mogłaby robić. Wierzę, że z jej siłą, zaangażowaniem, samozaparciem to się uda. Zawsze była też otwarta na ludzką krzywdę. Teraz sama doświadcza bardzo dużo pomocy od obcych osób, które wpłacały na zbiórkę, dawały pozytywną energię, wspierały. Wiem, że w przyszłości będzie chciała się odwdzięczyć. Poza tym Ewa każdego dnia zdobywa swój szczyt. We wrześniu 2023 roku mamy zamiar pojechać w góry. To zaległy wyjazd, który nie odbył się przez wypadek. Obiecałam jej, że dojdzie on do skutku, a czy Ewunia będzie na wózku, czy na nogach, to nie ma znaczenia. I tak będziemy dalej walczyć! Nie wiem, ile to będzie trwało. Dla mnie nie ma to znaczenia, ale wiem, że zwyciężymy. Córka jest moją dumą, szczęściem i całym światem.

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com

Zobacz wideo: Walczył o życie, został mistrzem świata

Walczył o życie, został mistrzem świata
Kajakarz z Ukrainy odnosi sukcesy w sporcie. Kilka lat temu jego życie zmienił wypadek. Zobacz wideo.
Źródło: Dzień Dobry TVN

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

Autor: Dominika Czerniszewska

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne

podziel się:

Pozostałe wiadomości