- Kobieta utknęła na wysokości 7000 metrów z poważnym urazem nogi
- Ratownicy dostarczyli jej sprzęt do przetrwania, ale nie zdołali jej ewakuować
- Podczas jednej z prób zginął włoski alpinista, misja ratunkowa została przerwana
Tragiczne okoliczności akcji na Pik Pobiedy
Dramatyczna akcja ratunkowa rozegrała się na wysokości 7000 metrów na szczycie Pik Pobiedy w górach Kirgistanu. Kobieta, doświadczona alpinistka, doznała złamania nogi 12 sierpnia i od tego czasu pozostawała uwięziona na ekstremalnej wysokości, gdzie temperatury spadły do -23°C. Jej partner wspinaczkowy zszedł niżej po pomoc, jednak każda kolejna próba ratunku kończyła się fiaskiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
– Ze względu na trudne warunki pogodowe wspinacze nie mogą dotrzeć do Nagowicyny. Przebywa ona na wysokości siedmiu tysięcy metrów od ponad dziewięciu dni. To praktycznie niekompatybilne z normalnym życiem, ponieważ na tej wysokości ciało zaczyna umierać w tempie 10 procent dziennie z powodu wyczerpania i utraty sił - mówił Eduard Kubatow, szef Kirgiskiej Federacji Alpinizmu.
Ostatnia próba dotarcia do poszkodowanej została przerwana 1100 metrów niżej z powodu pogarszającej się pogody. Wcześniejsze działania obejmowały także użycie dwóch śmigłowców, z których jeden rozbił się w trakcie akcji.
Poświęcenie i śmierć na szczycie
Jednym z głównych ratowników był doświadczony alpinista z Włoch, który mimo trudnych warunków zdołał dostarczyć kobiecie śpiwór, namiot, jedzenie, wodę i kuchenkę gazową. Sam zmarł kilka dni później, prawdopodobnie z powodu niedotlenienia i hipotermii. Dmitrij Grekow, lider ekipy ratunkowej i kierownik bazy pod szczytem, podjął dramatyczną decyzję o odwrocie. – Odwróciłem całą grupę, było ich czterech - mówił. Czy kobieta żyje? – Myślę, że nie, ponieważ jest tam od 12 sierpnia – policzcie, ile to już czasu. To nierealne. To nierealne, by przeżyć na takiej wysokości - odparł.
To nie pierwszy raz, kiedy kobieta stanęła twarzą w twarz z górską tragedią. Kilka lat wcześniej, podczas innej wyprawy, jej mąż doznał udaru na wysokości 6900 metrów.
Mężczyzny nigdy nie odnaleziono. Rok później Natalia Nagowicyna wróciła w to samo miejsce, by zamontować tablicę pamiątkową.
Zobacz także:
- Ekstremalne przeżycia motywują ich do życia. "Prędkość jest naszym przyjacielem"
- Polak z rekordem świata w dziesięciokrotnym Ironmanie. Jak tego dokonał?
- Niebezpieczne zachowanie turystów w Tatrach. "Kilku panów zrzucających kamienie na ludzi"
Autor: Oskar Netkowski
Źródło: Daily Mail