Marcin Prokop o ekstremalnych sytuacjach
Marcin Prokop i Dorota Wellman tworzą zgrany duet prowadzących Dzień Dobry TVN. Niedawno Dorota wyznała, że w tej parze to ona jest od "zabezpieczania terenu", bo nigdy nie wiadomo, co szalonego przyjdzie Marcinowi do głowy. Prokop z dystansem i uśmiechem podchodzi do sprawy.
Dziennikarze TVN
- Życie jest krótkie i nie wiadomo, kiedy nam przyjdzie z tego padołu łez się wylogować, więc jestem zdania, że trzeba sobie czas tu spędzony wypełniać radością i figlować, ile wlezie. Nie rozstawać się z wewnętrznym dzieckiem i mieć dystans do wszystkiego, co nas otacza. A to wszystko przekłada się na sposób bycia, który jest nieprzewidywalny. Jeśli miałbym realizować jakiś zapisany scenariusz i to jeszcze zapisany przez kogoś, to bym się umęczył. Więc realizuje wyłącznie własne pomysły i staram się siebie samego zabawiać tym, co robię. A jeśli przy okazji ktoś tym jeszcze się może bawić oprócz mnie, no to super. Natomiast gdyby nie byłoby publiczności po drugiej stronie, pewnie i tak robiłbym to, co robię, bo to lubię po prostu - stwierdził Marcin Prokop w wywiadzie dla dziendobry.tvn.pl.
Marcin Prokop był w niebezpieczeństwie
Prezenter opowiedział o kilku niebezpiecznych momentach, które zdarzyły się na planie programu "Mam Talent!".
- Byliśmy tam rzucani na różne odcinki ekstremalnych zadań, np. lot balonem, który zakończył się w burzy awaryjnym lądowaniem, z Szymonem Hołownią w koszu, na polu pewnego rolnika. Próbował nas potem z tego kosza wydobyć widłami - wspominał Prokop. - Druga historia, która prawie zakończyła się moim zejściem, to jazda odkrytym, piętrowym autobusem po ulicach Poznania. Operator w ostatniej chwili krzyknął do mnie: "Uwaga!". Zrobiłem unik i w tym momencie poczułem, że w miejscu, gdzie była moja głowa, świsnął mi pylon sygnalizacji świetlnej. Gdybym się nie uchylił, to pewnie dostałbym nim w głowę od tyłu i może byśmy dzisiaj nie rozmawiali, a może karmiłabyś mnie rurką w szpitalu - stwierdził Marcin.
Kolejną sytuacją, która na długo pozostanie w pamięci Prokopa, to chwila, gdy jego kolega z programu Szymon Hołownia potrzebował pomocy.
- Trzeci moment to wspólne pływanie z Szymonem na supach, czyli takich deskach, na których ludzie wprawni potrafią się poruszać, a ludzie niewprawni z nich spadają. Tak się też przydarzyło w naszym przypadku. Okazało się, że Szymon nie umie pływać i musiałem go wydobywać na brzeg, bo zaczął się topić - powiedział prowadzący Dzień Dobry TVN. - Takich historii, gdzie zagrożone było nie tylko mienie, ale i być może nawet zdrowie i życie było całkiem sporo. Natomiast, jak już powiedziałem, z tej soli składa się moja telewizyjna rzeczywistość. Gdyby tego mi zabrakło, gdybym miał siedzieć w sterylnym studiu i czytać wiadomości z promptera, to chyba bym wolał pracować w fabryce kafelków - dodał.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Maja Hyży szczerze o trudnym czasie połogu. "Burza hormonów mną szarga"
- Andrzej Chyra zachorował na COVID-19. Aktor ma prośbę do fanów
- Maja Bohosiewicz miała problemy ze zdrowiem psychicznym. "Uklękłam na ziemi i zaczęłam wyć"
Autor: Justyna Piąsta
Reporter: Karolina Kalatzi
Źródło zdjęcia głównego: Jerzy Dudek/East News