Uwaga! TVN. Planowana operacja nie odbyła się
Pani Teresa była aktywna zawodowo, pracowała w sądzie jako referendarz.
- Mama była osobą, która kochała życie, miała wiele planów. Dla wszystkich to był szok, że coś takiego nagle ją spotkało – mówi Marta Ratuszyńska, córka zmarłej pacjentki.
Trzy lata temu, w trakcie pandemii, pani Teresa trafiła do radomskiego szpitala z powodu bólów brzucha. Przyczyną był prawdopodobnie nowotwór jajnika. Po kilku dniach okazało się, że inna pacjentka, która leżała na jednej sali z panią Teresą, była zarażona COVID-19.
- Mama nie została odizolowana od chorej pacjentki przynajmniej przez jedną dobę, a może i więcej – mówi pani Marta.
W związku z zakażeniem operację pani Teresy odwołano, a ją samą wypisano do domu pod opiekę rodziny. - Jesteśmy przekonani, że ze szpitala oddano nam ją umierającą – mówi Marek Ratuszyński, mąż zmarłej pacjentki.
- Mojej mamie nie udzielono pomocy. Wyrzucono ją bez pomocy do domu, a powinna być cały czas pod opieką. Dla mnie to brak człowieczeństwa i empatii – uważa córka pani Teresy.
Za późno na pomoc
- Nie zgadzam się, że mama została wypisana w stanie ogólnym dobrym. Jak tylko wróciła, zaczęły się dolegliwości: miała podwyższoną temperaturę, dreszcze, cały czas ją bolał brzuch. Dla mnie to nie jest dobry stan – podkreśla pani Marta.
Córka pani Teresy po kilku dniach zaczęła szukać pomocy. Nie chcąc czekać dłużej, zawiozła swoją mamę do innego szpitala. Tam niestety okazało się, że na ratunek było już za późno.
- Kilka razy byłem świadkiem sytuacji, gdy ktoś umiera i nagle dostaje dużej energii. Żona powiedziała mi: "Jest dobrze, czuję się świetnie" i wtedy spodziewałem się najgorszego – opowiada mąż pani Teresy.
Za śmierć 64-latki bliscy obwiniają pierwszy szpital, do którego trafiła. Przekonują, że gdyby kobieta została na obserwacji, do tej tragedii by nie doszło.
- Uważam, że gdyby mama została odpowiednio wcześnie zdiagnozowana i otrzymała pomoc w pierwszym szpitalu, może by żyła kilka lat. Oczywiście nie wiemy, jak długo, bo nikt nie wie, co tam było, ale odebrano nam szansę – uważa pani Marta Ratuszyńska.
Jak do sprawy odnoszą się pracownicy radomskiego szpitala?
- Przebieg choroby u tej pacjentki, nawet jeśli był to tylko problem COVID-19, nie był typowy, ponieważ miała ciężką chorobę nowotworową. Nie mogła zostać w szpitalu, bo miała covid i takie były procedury. Ten szpital przyjmował tylko pacjentów z obniżoną saturacją, a ona nie miała żadnych objawów covidu. Choroba pokonała i nas, i tę panią – mówi dr Paweł Grzesiowski, konsultant Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.
Jak doszło więc do śmierci kobiety i czy można było temu zapobiec?
- W przypadku tej pacjentki, obciążonej wodobrzuszem i prawdopodobnie chorobą nowotworową jajnika, powikłaną dodatkowo COVID-19, powinna była zostać w szpitalu. Decyzję o jej wypisaniu można potraktować jako błędną – ocenia prof. Anna Boroń-Kaczmarska, specjalistka chorób zakaźnych. I dodaje: - Lekarze powinni zalecić badanie radiologiczne płuc, aby wykluczyć powstający stan zapalny w obrębie narządu.
Prokuratura
Rodzina pani Teresy powiadomiła o sprawie prokuraturę. Tymczasem szpital pozwał córkę pacjentki o naruszenie dóbr osobistych. Stwierdził, że krytyka, jaka pojawia się w mediach, jest niesłuszna i wyjątkowo krzywdząca.
- Byłam wolontariuszką w tym szpitalu i na własne oczy widziałam liczne nieprawidłowości, które nagłośniłam. Sprzątałam odpady medyczne, nie dano nam płynu do dezynfekcji, przyłbic – opowiada pani Marta, córka zmarłej pani Teresy.
Kilka dni po naszym nagraniu otrzymaliśmy oświadczenie szpitala. Oto jego fragment:
"Proces hospitalizacji w przedmiotowej sprawie został wykonany prawidłowo, udzielono świadczeń zdrowotnych z należytą starannością, w warunkach odpowiadających wymaganiom fachowym i sanitarnym, a w konsekwencji stanowisko Rzecznika Praw Pacjenta jest niezgodne ze stanem faktycznym i krzywdzące dla placówki tj. dla Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu."
Inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Odebrano mu rentę i ubezpieczenie, mimo że jest niepełnosprawny od urodzenia. "To dla mnie nie do pojęcia"
- Nie zaciągali kredytów, a okazało się, że je mają. "Kwota zobowiązań to 1,8 mln zł"
- Zagadkowa śmierć po polowaniu. "Stawał się agresywny, bił i dusił"
Autor: MK
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN