26 grudnia 2004 roku pod indonezyjską wyspą Sumatra doszło do trzęsienia ziemi o magnitudzie 9,1. Zabójcze fale, wysokie nawet na 16 pięter, szybko dotarły do krajów położonych wokół Oceanu Indyjskiego - od Indonezji, przez Indie, aż po Afrykę. Tsunami uderzyło mniej więcej 1,5 godziny po pierwotnym kataklizmie. Żywioł zniszczył wszystko, co spotkał na swojej drodze.
Dalsza część tekstu poniżej.
Tsunami w Tajlandii - relacje ocalałych Polaków
20 lat temu mentorka zdrowia i dietetyk Anna Krasucka oraz dziennikarz Michał Przedlacki byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. 26 grudnia 2004 roku oboje przebywali na terenach dotkniętych tsunami i walczyli o przetrwanie. Dziś w reportażu Marty Wrońskiej opowiadają o dramatycznych szczegółach z tamtego dnia. Jakie są historie ich ocaleń?
- Mieszkałem bezpośrednio nad oceanem. Do tego oceanu było z 20 kroków. Myśleliśmy, że to jest koniec świata. Że to jest faktycznie taki armagedon. Woda uderzyła w nas o godz. 9:00. Obudził się mój kolega, który zdążył wyjrzeć przez okno i krzyknąć "tsunami". Woda wbiła drzwi do środka, rzuciła nas o ścianę i bardzo szybko pokój wypełnił się wodą. Kolega krzyknął, aby trzymać się łopat od wirnika pod sufitem. Kiedy woda trochę opadła, wydostaliśmy się na zewnątrz. Ten pokój był jedyny w całym hotelu, który się nie zawalił - wspomina Michał Przedlacki.
Dziennikarz na własne oczy zobaczył ogrom ludzkiego cierpienia. - Kiedy nadchodziła druga fala, to była ściana wody. Obok mnie stał mężczyzna dość cherlawej postury ze swoim synkiem. I on po prostu wcisnął, podał to dziecko. Ja złapałem tego chłopca, przytuliłem do siebie i ucieczka - relacjonuje Polak.
- Byliśmy zaskoczeni, bo tego dnia jakoś dziwnie mało rybek było, jakby się nic nie działo. Przyszła ogromna fala, która dla mnie była niewyobrażalnej wielkości. Ta fala była tak wielka, że jak dochodziła do brzegu, to była ponad ostańcem [odosobnione wzniesienie - przyp. red.], a ten ostaniec miał 15, może 20 metrów. Miałam świadomość, że jestem niesiona przez fale, więc ona mnie zabrała jak czołg w środek dżungli. Ja byłam cały czas świadoma. Złapałam po prostu drzewo, którego już nie puściłam. To było drugie drzewo, bo z pierwszego mnie zerwało. Ktoś z tyłu mnie zapytał po angielsku, czy wszystko ok i gdy się odwróciłam, zobaczyłam kobietę, która jest cała we krwi - mówi po latach Anna Krasucka.
Największe tsunami w historii
Ówczesny ambasador Polski w Tajlandii, prof. dr hab. Bogdan Góralczyk 26 grudnia 2004 roku przebywał na terenie ambasady w Bangkoku.
- Żona jeszcze spała. W tym momencie kwiaty nade mną w doniczkach na balkonie zakołysały się. Otrzymałem pierwszy sygnał od naszego konsula, że ponad 900 km od Bangkoku było trzęsienie ziemi i tsunami. Tajowie nie mieli doświadczenia, bo nigdy czegoś takiego nie spotkali i w ciągu 48 godzin kontrolę nad całym procesem przejęli Australijczycy - opowiada Góralczyk.
- Ostatecznie zidentyfikowaliśmy 14 polskich ofiar. Tajlandia nigdy takiej katastrofy w dziejach nie miała, dlatego też zlekceważono sygnały i nie było systemu ostrzegawczego. System ostrzegawczy pojawił się dopiero po tsunami. On dzisiaj funkcjonuje - komentuje w Dzień Dobry TVN profesor.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Na polskim wybrzeżu uderzyło tsunami. Woda przedzierała się w głąb lądu
- Tego nie możesz robić w trakcie stanu klęski żywiołowej. Są cztery ograniczenia
- Młode Polki wywołały skandal w Tajlandii. Interweniowała policja. Czym podpadły?
Autor: Berenika Olesińska
Reporter: Marta Wrońska
Źródło zdjęcia głównego: Paula Bronstein/Staff/Getty Images