Zwierzęta, które przeżyły prawdziwy koszmar. "Ten niedźwiedź miał depresję. Ewidentnie nie chciał już żyć"

''Sanktuarium zwierząt z dżungli amazońskiej'' 
Senda Verde to największe sanktuarium dzikich zwierząt w Boliwii. To tutaj do ośrodka u wrót dżungli amazońskiej trafiają zwierzęta, które udało się uratować z rąk przemytników, czy kłusowników. W "Dzień Dobry w Boliwii" pokazujemy, jak wygląda to miejsce. Spotkaliśmy tam mnóstwo niezwykłych zwierząt.

Jedyne takie sanktuarium

Marcelo prowadził firmę rodzinną w La Paz, jego partnerka była nauczycielką. Pewnego dnia kupili kilkanaście hektarów ziemi poza miastem i postanowili się przeprowadzić. Chcieli zapraszać uczniów i pokazywać im, jak chronić przyrodę. Życie jednak podyktowało nieco inny scenariusz.

- Pewnego dnia dzieci powiedziały, że widziały ciężarówkę, gdzie kierowca miał ze sobą małpkę, którą wiózł do La Paz. Pojechałem tam, a kierowca otworzył pudełko po butach i zobaczyłem przestraszoną małpkę. Miała trzy miesiące, straciła mamę. Była mała, chora i płakała. Kierowca zaproponował, że odda mi ją za 200 bolivianów. Ja jednak nie miałem pieniędzy. Zaprosiłem go na obiad i próbowałem przekonać go do mojego pomysłu. Ostatecznie zdecydował się zostawić ją pod moją opieką - relacjonował nam Marcelo Levy, współwłaściciel Senda Verde.

- Tak powstało Senda Verde. Dziś przebywa tu 900 zwierząt. Są tu tukany, niedźwiedzie, węże, pumy czy żółwie. Właściciele zatrudnili weterynarzy i biologów. Często pomagają im też wolontariusze.

Nielegalny handel dzikimi zwierzętami

Niestety ciągle jedną z powszechnych praktyk na całym świecie jest nielegalny handel dzikimi zwierzętami. Niewiele osób zdaje sobie z rangi problemu.

- Nielegalny handel zwierzętami to czwarty najbardziej lukratywny nielegalny biznes na ziemi. Zaraz po narkotykach, broni i handlu ludźmi. Tutaj to duży problem - powiedział nam Marcelo Levy, współwłaściciel Senda Verde.

Bohater naszego reportażu nie ma wątpliwości, że to ostatni dzwonek, aby ratować Amazonię, która ulega wyniszczeniu przez człowieka.

- Przez ostatnie 5 lat obserwujemy, jak ludzie palą las, żeby uprawiać ziemię rolną. Powstają drogi, ścina się drzewa. Amazonia ulega zniszczeniu. Wiele osób próbuje na tym nielegalnie zarobić - usłyszeliśmy.

Dzikie zwierzęta na uwięzi

Zwierzęta trafiają do kliniki, gdzie Marcelo próbuje nawiązać z nimi kontakt. Po okresie adaptacyjnym większość z nich wraca na wolność. Niestety wciąż wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządzają, trzymając zwierzęta na uwięzi.

- Pracuje tutaj od samego początku. Wychowałem się w tej okolicy i jako dziecko miałem swoją małpkę kapucynkę, którą prowadzałem na sznurku na spacer, wracałem do domu i ją przywiązywałem. Miałem też kanarka z podciętym skrzydłami, żeby nie uciekł. Trzymałem go na ramieniu, wracałem do domu i wkładałem go do klatki. Sądziłem, że to normalne. Nauczyłem się tego od dziadków. Myślałem, że zwierzę jest szczęśliwe, bo miało naszą uwagę i jedzenie. Ale kiedy zacząłem pracować ze zwierzętami w Senda Verde, zdałem sobie sprawę, że to było dla nich tragiczne przeżycie - zwierzył się nam opiekun zwierząt, Edgar Calcina Achura.

Symbol sanktuarium Senda Verde

Wszystkie zwierzęta, które trafiają do Senda Verde mają za sobą ciężkie wypadki, części z nich nie da się niestety uratować. Kiedyś do sanktuarium trafił dwuletni niedźwiadek andyjski, którego mieszkańcy jednej z wiosek próbowali ukamienować.

- Weterynarze próbowali uratować jego jedno oko, ale się nie udało. Zwierzę wpadło w depresję, przestało jeść. Moja partnerka się nim zajęła i spędzała z nim prawie całą dobę. Ewidentnie nie chciał już żyć. Musieliśmy pokazać mu, że da sobie radę, że ma przed sobą przyszłość - powiedział Marcelo.

Dziś niedźwiedź ma 7 lat i waży 140 kg. Ma przestrzeń dla siebie i basen, w którym się kąpie. Nauczył się żyć bez oczu.

- Stał się symbolem tego miejsca - podsumował współwłaściciel Senda Verde.

Zobacz też:

Autor: Oskar Netkowski

Reporter: H. Zapaśnik, M. Zieliński

podziel się:

Pozostałe wiadomości