Pomaga bezdomnym, przełamując stereotypy. "Zatraciliśmy się w wirtualnej rzeczywistości, a bieda przestała być czymś realnym"

Katarzyna Wachocka
Katarzyna Wachocka
Źródło: Archiwum prywatne Katarzyny Wachockiej
Katarzyna Wachocka to elegancka, atrakcyjna i pewna siebie kobieta. Nieprzeciętne ambicje i ciężka praca pozwoliły jej osiągnąć status, zapewniający spokojne życie na wysokim poziomie. Bez przeszkód mogłaby cieszyć się pozbawioną trosk codziennością, którą tak chętnie promuje się obecnie w mediach społecznościowych. Pewnego dnia postanowiła jednak sprzeciwić się wszechobecnej znieczulicy społecznej i zajęła się wyjątkową działalnością charytatywną. W natłoku rodzinnych i zawodowych obowiązków znajduje czas na to, by pochylić się nad nieszczęściem osób, które pozbawione są dachu nad głową i nie mają środków na to, by godnie żyć.

Prywatnie jest szczęśliwą mamą i babcią. Pochodzi z Warszawy, jednak na co dzień mieszka w Łodzi. Studiowała na uniwersytecie w Moskwie, gdzie zdobyła dyplom na kierunku przedsiębiorczości i zarzadzania w sferze show businessu i kultury. Obecnie prowadzi dobrze prosperujący biznes, który pozwala jej wieść dostanie życie. Swoim dorobkiem Katarzyna Wachocka mogłaby zaimponować wielu osobom, jednak to jej godna naśladowania postawa i niespotykana empatia sprawiają, że wyraźnie wyróżnia się na tle większości majętnych osób. 39-latka od kilkunastu miesięcy zaangażowana jest w niesienie pomocy potrzebującym i udowadnia, że życiowe sukcesy można przekuć w coś dobrego. Nie boi się otwarcie mówić o tym, że obok pięknego, kreowanego przez użytkowników mediów społecznościowych świata, istnieje pełna bólu i krzywd rzeczywistość. Inicjatywa Katarzyny Wachockiej pozwoliła poprawić sytuację bytową wielu bezdomnych. Dzięki organizowanym przez nią zbiórkom pieniędzy, odzieży i żywności, wielu z nich uwierzyło, że można pokonać nawet najbardziej przygnębiające przeciwności losu.

Wystarczy chcieć

Wyjątkowa działalność charytatywna Katarzyny Wachockiej i jej męża rozpoczęła się w grudniu 2020 roku. Małżonkowie spontanicznie zdecydowali się wziąć udział w akcji, której celem było ugoszczenie osób potrzebujących wigilijnym posiłkiem. Trudna sytuacja zebranych podczas kolacji bezdomnych kazała im zwrócić uwagę na problem, którego skala wymagała ich zdaniem stanowczej interwencji. Nasza rozmówczyni natychmiast poprosiła o pomoc internautów, którzy obserwują jej profil na Instagramie.

Codziennie wyjeżdżaliśmy z domu o godzinie 20:00-21:00, zaopatrzeni w termosy z gorącą zupą i herbatą. Jeździliśmy po Łodzi do godziny 2:00-3:00 nad ranem. Odzew moich obserwujących na prośbę o wsparcie był niesamowity. Zaczęły napływać kartony z odzieżą, założyłam też zrzutkę pieniędzy, a dzięki zebranym środkom mogliśmy kupić profesjonalne termosy do posiłków, naczynia, kawę, herbatę. Zaopatrywaliśmy bezdomnych w środki czystości, buty, materace, bardzo potrzebne zwłaszcza tym, którzy spali pod gołym niebem. Potrzeb jest tak wiele, że trudno opisać je w kilku słowach

- mówi Katarzyna Wachocka. Silna potrzeba niesienia pomocy towarzyszyła jej jednak znacznie wcześniej. W pewnym sensie przejęła ją od męża, który zajmował się działalnością charytatywną na terenie Indii i Afryki.

- Motorem jego działań był Bóg, który pojawił się w jego życiu i zmienił sposób postrzegania wszystkiego. Czynienie dobra było dla niego sposobem mówienia o wierze. Każdym z nas kierowały inne pobudki. Ja do znudzenia pytałam, dlaczego nie możemy pomagać tu, na miejscu, przecież dokoła nas jest tak dużo nieszczęścia, że nie trzeba szukać go tysiące kilometrów stąd. Ze względu na to, że moja córka z pierwszego małżeństwa nie była wówczas pełnoletnia, nie mogłam jeździć tam razem z nim i zaczęłam czuć się coraz bardziej odcięta od tego, co było dla niego ważne. Żyliśmy na innych płaszczyznach i zderzenie moich "dziwacznych i pustych" potrzeb w porównaniu z problemami, które dla niego tam były codziennością, zaczęło zmieniać moją świadomość i odczucie wszystkiego, co mnie otacza - wyznaje nasza rozmówczyni. Z czasem 39-latka zaczęła zwracać uwagę na rozbieżność, dzielącą rzeczywistość i życie prezentowane przez wiele osób w sieci.

- Dużo czasu spędzam w social mediach i zaczęłam dostrzegać, że wizerunek życia, który staramy się stworzyć publikując tysiące zdjęć pięknych miejsc, rzeczy oraz potraw, nijak się ma do tego jak naprawdę wygląda nasze życie. Na tyle zatraciliśmy się w wirtualnej rzeczywistości, że otaczająca nas bieda, przemoc i nieszczęście przestało być czymś realnym. Zalała nas fala zrzutek i zbiórek, na które w pewnym momencie przestaliśmy zwracać uwagę, gdyż było tego zbyt wiele. Mówię to ze swojego doświadczenia, dostaję bardzo wiele próśb o udostępnianie tego typu informacji i nie ukrywam, że nie zawsze to robię. Po prostu muszę "czuć" daną osobę, w pewnym sensie utożsamić się z jej bólem lub cierpieniem, wtedy sama staję się namolna i terroryzuję bliskich , by udostępniali i wpłacali. Zawsze dotykało mnie nieszczęście najmniejszych, teraz jeszcze bardziej, gdyż wychowujemy półtorarocznego wnuka i każde chore dziecko jest dla mnie właśnie takim moim Boryskiem - tłumaczy Katarzyna Wachocka, dla której niesienie pomocy stało nieodłącznym elementem codzienności. Jej profil na Instagramie, cieszący się zainteresowaniem prawie 9 tysięcy internautów, pełen jest poruszających relacji i zdjęć, które wyraźnie pokazują, jak wiele osób wokół nas zasługuje na empatię i wsparcie.

Kobieta, która przełamuje stereotypy

Katarzyna Wachocka zwraca uwagę nieprzeciętną urodą i doskonałym wyczuciem stylu. Na bieżąco podąża za trendami i chętnie sięga po modne ubrania czy dodatki od cenionych projektantów. Nie jest jednak skupiona wyłącznie na własnych potrzebach, a jej świat nie kończy się na zakupach czy zwiedzaniu egzotycznych zakątków świata. Nie ulega wątpliwości, że swoją postawą 39-latka przełamuje stereotypy, a jej wrażliwość powinna stanowić wzór do naśladowania. Zdarza się jednak, że ze względu na swoją prezencję oraz imponujące stylizacje, musi mierzyć się z komentarzami zawistnych osób.

- Na Instagramie wiele razy zetknęłam się z wiadomościami typu: "Jak Ci nie wstyd, masz torebki za kilka tysięcy złotych, a żebrzesz o pieniądze dla bezdomnych", "Zamiast kupować sobie kolejne buty, daj bezdomnym", itd. Takie osoby nie zastanawiają się, jakie wydatki ponosimy z mężem na rzecz niesienia pomocy. Prawda jest taka, że zrzutka oraz przysyłane ubrania to jedynie kropla w morzu potrzeb. Nikt nie zapytał mojego partnera, ile wydaje miesięcznie na benzynę, a swego czasu przemierzaliśmy około 150-200 km dziennie. Nikt nie pyta, skąd mamy na zupy, kanapki oraz dziesiątki litrów kawy i herbaty rozlewanych do kubków co noc. Nie jestem siostrą zakonną czy pustelniczką. Bardzo wiele poświęciliśmy z mężem, by pomóc innym, ale nikomu nie pozwolę wyliczać mi ile mogę przeznaczyć na siebie, a ile na innych. Ja nic nie muszę - robię to, bo chcę. Na każde buty czy torebkę zarobiłam sama, uczciwie pracując, wstając o 5.00 rano i robiąc paczki klientkom, gdy mąż i wnuk jeszcze spali, dlatego nikomu nigdy nie będę się tłumaczyć z niczego, na co zarabiam sama. Niech zapytają nas ile moglibyśmy kupić, gdzie pojechać, gdyby nie to, że finanse postanowiliśmy przeznaczyć na innych, wtedy porozmawiamy

-wyjaśnia Katarzyna Wachocka, która w przeciwieństwie do wielu kobiet, nie koncentruje się wyłącznie na tym, by zawsze dobrze wyglądać. Nieraz zdarzało się, że elegancki strój bez wahania zamieniała na ciepły dres po to,  by podczas przeszywających mrozów wyjść z domu i w środku nocy nieść pomoc potrzebującym.

Niesienie pomocy uzależnia

Działalność charytatywna to dla Katarzyny Wachockiej niemal codzienna rutyna. Wspieranie potrzebujących stało się jej nawykiem, a wiele znajomości nawiązanych podczas interwencji w pustostanach, piwnicach czy na dworcach, pozostało w jej życiu na dłużej. Kobieta nie jest w stanie przejść obojętnie obok nieszczęścia, które jej zdaniem spotkać można niemal na każdym kroku, wystarczy jedynie dobrze się rozejrzeć.

Nie ukrywam, że wśród tych ludzi znalazłam sobie swoich "ulubieńców", na których skupiłam się szczególnie. Zalicza się do nich Paweł, który ze względu na częściową niepełnosprawność, przeważnie porusza się po swoim malutkim, socjalnym mieszkanku wyłącznie na kolanach. Kupiliśmy mu piecyk gazowy, by mógł się ogrzewać, gdyż temperatura wynosiła tam tylko 2 stopnie. Potem okazało się, że ze ścian odpada tynk, od 7 lat nie ma prądu. Rozpoczęliśmy więc zbiórkę pieniędzy i ostatecznie udało się przeprowadzić generalny remont jego lokum. Teraz są tam nowe podłogi, ściany, meble, wykładzina, kuchnia. Naszych podopiecznych znajdujemy jeżdżąc po mieście. Czarka zauważyliśmy niedaleko jednego ze sklepów meblowych, gdy zgniatał puszki i wrzucał je do siatki. Goniliśmy go przez dwie przecznice, żeby dać mu posiłek, który zachowawczo zawsze staramy się mieć w bagażniku. Zapytaliśmy, co możemy dla niego zrobić. Okazało się, że Czarek ma brata, Jacentego. Umówiliśmy się na wieczór, odwiedziliśmy ich z jedzeniem i odzieżą. W mieszkaniu nie było prądu, panował przenikliwy chłód. Skupiliśmy się więc na dostarczaniu im drewna i żywności. Jacenty po kilku tygodniach normalnego jedzenia nabrał tyle sił, że udało mu się załatwić wszystkie formalności związane z emeryturą, obecnie bardzo dobrze sobie radzi

- opisuje swoje doświadczenia nasza rozmówczyni, która od ponad roku niemal każdego dnia pochyla się nad cierpieniem wielu osób. W tak powszechnej dziś pogoni za sukcesem i dobrobytem, bardzo łatwo jest zatracić się we własnych potrzebach i skupiać na nich całą swoją uwagę. Działalność i dobra wola takich osób, jak Katarzyna Wachocka, zwraca uwagę społeczeństwa na problemy ludzi bezdomnych. Godne pochwały zaangażowanie w pomoc potrzebującym przypomina nam o tym, że warto rozejrzeć się wokół i dostrzec coś więcej, niż wykreowany i tak chętnie promowany przez media społecznościowe nierealny świat luksusu.

Zobacz także:

Zobacz wideo: Niesie pomoc bezdomnym i wykluczonym społecznie

Niesie pomoc bezdomnym i wykluczonym społecznie
Źródło: Dzień Dobry TVN

Autor: Magdalena Brzezińska

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne Katarzyny Wachockiej

podziel się:

Pozostałe wiadomości