Pierwszy a drugi ślub - różnice
- Bardzo stresowałam się pierwszym ślubem. 2 lata przygotowań, wzięliśmy kredyt na wesele. Byłam tak bardzo skupiona na tym, żeby wszystko dobrze wypadło, że zupełnie zapomniałam o tym, że to mi ma być dobrze w tym dniu - opowiada Monika, która kilka lat temu debiutowała w roli panny młodej.
Ślub i wesele
36-latka doskonale pamięta, jak bardzo się wtedy denerwowała. Chciała dogodzić i przypodobać się rodzinie. Im bardziej się starała, tym szybciej traciła radość i entuzjazm.
- Obawiałam się dosłownie wszystkiego: czy jedzenie smakuje, czy wystrój sali podoba się gościom, czy DJ gra dobrą muzykę, czy nie zabraknie czegoś. Miałam takie poczucie, że wszystkie obowiązki spadły na mnie. A mój mąż był wyluzowany i powtarzał ciągle: "Nie przejmuj się. Będzie dobrze". Doprowadzało mnie to do szału - wspomina.
Monika jako panna młoda chciała prezentować się nieskazitelnie. - Najpierw zaczęłam się odchudzać, chodziłam na zabiegi ujędrniające. Wybieliłam też zęby, powiększyłam usta, a nawet zrobiłam makijaż permanentny brwi. Wpadłam w obsesję na punkcie mojego wyglądu, bo tak bardzo chciałam być ładna, żeby wszyscy chwalili, jaka piękna panna młoda. Na suknię ślubną wydałam majątek tylko po to, żeby zrobić efekt "wow". Swoją drogą przez ponad rok nie mogłam jej sprzedać, bo dziewczyny mi pisały, że jest zdecydowanie za droga. Dopiero, kiedy przeceniłam ją o 70 proc., znalazł się kupiec, a ja byłam stratna - opowiada nasza bohaterka. - Teraz z perspektywy czasu wiem, że to było dla mnie wyniszczające. Chciałam zrobić dobre wrażenie, ale sama nie wiem czemu. To chyba wynikało z jednej strony z moich kompleksów, a z drugiej strony nie czułam się pewnie przy moim partnerze - dodaje Monika.
Po 3 latach małżeństwa Monika się rozwiodła. Kiedy poznała kolejnego partnera, jak podkreśla - miłość swojego życia - to przygotowania do ślubu przebiegły w zupełnie innej atmosferze.
- Mam takie wrażenie, że limit stresu i zmartwień wyczerpał się przy pierwszym weselu. Biorąc drugi ślub, byłam już starsza, dojrzalsza, bardziej doświadczona i przede wszystkim absolutnie pewna, że wychodzę za faceta, z którym chcę spędzić resztę życia. Druga uroczystość odbyła się w Urzędzie Stanu Cywilnego. Byli tylko moi rodzice, rodzeństwo i kilkoro przyjaciół. Ze strony mojego męża też pojawiło się niewiele osób. Łącznie była nas czterdziestka. Po podpisaniu papierów pojechaliśmy za miasto, gdzie mieliśmy wynajęte domki i cały weekend tam się bawiliśmy. Tym razem już bez hucznego wesela i wodzireja. Sukienkę kupiłam w butiku, a nie w salonie sukien ślubnych. Kilka planów nie wypaliło przed ślubem, ale nie popsuło mi to humoru. Musiałam przeżyć pierwsze, a potem drugie wesele, żeby się przekonać, że nawet jeśli panna młoda ma najpiękniejszą kieckę, najdroższe kwiaty i wymarzoną salę, to jednak, kiedy nie jest w udanej relacji i nie jest pewna swojego partnera, to nic nie sprawi, że poczuje się szczęśliwa i doceniona - podkreśla rozmówczyni.
Wszystko od nowa
Urszula ślubując miłość i wierność po raz drugi, czuła, jakby właśnie debiutowała w roli panny młodej i nigdy wcześniej nie wychodziła za mąż.
- Pewnie większość dziewczyn stresuje się za tym pierwszym razem, ale u mnie było inaczej. Pierwszy ślub wzięłam jako 20-latka. Ja i mój chłopak w porywie jakiegoś szaleństwa się zaręczyliśmy, a kilka miesięcy później staliśmy przed ołtarzem. W organizacji wszystkiego bardzo pomogli nam rodzice, bo było im na rękę, że będzie "po bożemu". No bo mąż i żona to brzmi tak dorośle i dumnie. Nic bardziej mylnego - opowiada.
Ula wspomina, że dobrze jej było w tej relacji, ale zarówno ona, jak i jej mąż, nie byli wtedy gotowi na tak poważny krok. Przekonali się o tym po 5 latach małżeństwa. Rozstali się w zgodzie.
- Dopiero ten drugi ślub to było dla mnie przeżycie. I tym razem byłam już w stu procentach świadoma tego, co robię i za kogo wychodzę za mąż. Od zaręczyn do wesela minęło sporo czasu. Wiedzieliśmy, że nigdzie nam się nie spieszy - podkreśla. - Stres był ogromny, ale mieszał się z ekscytacją. Miałam motyle w brzuchu z radości, czego zupełnie nie czułam, stojąc wcześniej przed ołtarzem. To było takie wyjątkowe i nasze. Cieszyłam się, że rodzina i przyjaciele świętują z nami. Myślałam sobie, że to jest właśnie ten właściwy czas i odpowiedni moment w życiu na tak wielki krok. A ten pierwszy ślub to był falstart - podkreśla Ula.
Z kolei Marlena deklaruje, że w jej przypadku i przy pierwszym, i drugim ślubie poziom nerwowości oraz ekscytacji był bardzo podobny.
- Oba moje śluby były huczne i moi znajomi wciąż żartują, że nie mogą się zdecydować, na którym bawili się lepiej - przyznaje Marlena. - Moje podejście się nie zmieniło. Bardzo kochałam pierwszego męża, a że się rozwiedliśmy, no to cóż, tak bywa w życiu. Mój drugi mąż jest wspaniałym człowiekiem i też chciałam, żeby nasze przyjęcie było z przytupem. Nie miałam takiego poczucia, że już przy tej powtórce, to nie wypada zakładać białej sukni czy welonu. Nie przejmowałam się opiniami ciotek, że po rozwodzie powinnam już ochłonąć i urządzić małe przyjęcie. Jak mi to powiedziały, to po prostu bez żalu skreśliłam je z listy zaproszonych gości - wyznaje nasza bohaterka.
Marlena podkreśla, że nie zgadza się z opinią, że rozwód to porażka. Dla niej to nie koniec, lecz początek kolejnego rozdziału w życiu i szansa na znalezienie lepszego partnera oraz... na organizację drugiego, wielkiego wesela.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Ściągasz skarpetki przed seksem? Możesz mieć poważny problem
- Dlaczego Polacy nie płacą alimentów? "Jest cały system ochrony sprawców"
- "Żyjemy w epoce niepewności". Jak zachować spokój w czasach chaosu?
Autor: Justyna Piąsta
Źródło zdjęcia głównego: Victor Dyomin/Getty Images