"Anne z Zielonych Szczytów"
Rudowłosa Ania Shirley rozpala wyobraźnię czytelników na całym świecie od ponad 110 lat. Historia kanadyjskiej sieroty, która znalazła schronienie pod dachem bezdzietnego rodzeństwa, do polskich czytelników dotarła w 1911 roku. Słowo dach jest tutaj kluczowe. Bowiem według autorki nowego przekładu, który ukazał się nakładem wydawnictwa Maginesy, Ania wcale nie zamieszkała na Zielonym Wzgórzu tylko w Zielonych Szczytach, gdyż użyte przez autorkę słowo "gables" ma tylko jeden odpowiednik w języku polskim i jest nim termin z zakresu architektury. Dokładniej chodzi o trójkątną część ściany, na której opiera się dwuspadowy dach.
Kultura i sztuka
Zdaniem tłumaczki nowego wydania naprawiła ona błąd, który za powieścią ciągnął się od pierwszego przekładu Rozalii Bensteinowej.
- Co do pierwszego polskiego tłumaczenia, autorstwa Bernsteinowej, to był to przekład oparty częściowo na szwedzkim - wyjaśniła tłumaczka w rozmowie z "Wysokimi Obcasami" - Najpierw ktoś źle przetłumaczył tę nazwę na szwedzki, a potem błąd został u nas powielony i przez lata – aż do teraz – nikt go nie skorygował. Może tą samą drogą błąd wkradł się do innych tłumaczeń. Podobno Montgomery ubolewała nad tym.
Nowe tłumaczenie "Ani z Zielonego Wzgórza"
Choć tłumaczka zdecydowała się spolszczyć nazwę domu, w którym zamieszkała Ania Shirley, postanowiła pozostawić oryginalne imiona bohaterów. I tak czytelnicy nie spotykają Ani tylko Anne, Marylę zastąpiła Marilla, a Mateusz stał się Mathew. Plotkarska Małgorzata Linde powróciła do swojego pierwotnego imienia i znów jest Rachel. Pokoik Ani nie mieści się już na facjatce, tylko na piętrze.
Na warsztat zostały również wzięte nazwy roślin, które na początku XX wieku zostały błędnie przetłumaczone.
- W książce jest scena, w której Anne idzie z klasą na wycieczkę do lasu, tam zbierają majowniki i wracają z bukietami - opowiedziała Anna Bańkowska, która podczas pracy konsultowała się z ekspertem z zakresu kanadyjskiej flory. - To nie mogły być przylaszczki, jak m.in. tę nazwę tłumaczono w poprzednich przekładach, bo od pana Kucharzyka wiem, że przylaszczki na wyspie nie rosną. Widziałam majowniki na zdjęciu: białe, na delikatnych łodyżkach, ale da się z nich zrobić bukiecik. Trudno je znaleźć pod ściółką leśną. Na PEI [Prince Edward Island - red.] wiosna przychodzi dopiero w maju i to są pierwsze wiosenne kwiaty. Podobno dziś już rzadkie - dodała.
We wstępie do książki wyjaśniła swój - nieco niekonsekwentny - tok rozumowania.
- Tak jest, razem z wydawcą tego przekładu doszliśmy do wniosku, że w czasach, kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nazywa się Mateusz czy Karolek, pora przywrócić wszystkim, nie tylko wybranym (jak w poprzednich przekładach), bohaterkom i bohaterom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś ich oryginalne brzmienie. Podejmując się kolejnego przekładu (a w ostatnich latach nastąpił prawdziwy ich wysyp), postawiłam sobie za cel jak najściślejszą wierność wobec oryginału i realiów życia w wiosce Avonlea, która chociaż fikcyjna, miała jednak swój pierwowzór w prawdziwej miejscowości Cavendish. […] Podsumowując, przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania - podsumowała.
Powieść Lucy Maud Montgomery przetłumaczono na ponad 40 języków. Do tej pory najsprawniej poradzili sobie z tym zadaniem Francuzi, dla których od początku rudowłosa bohaterka była mieszkanką domu o zielonych szczytach - fr. Anne... "Anne... la maison aux pignons verts".
Zobacz także:
- Po przeszczepie zdobywa mistrzostwo. "Po tym sukcesie myślałem, jak przekuć to w coś większego"
- Małgorzata Ohme wspomina mamę. "Nie wiedziałam, że tak wiele znaczysz"
- Anna Lewandowska o macierzyństwie. "Chciałabym dać im wszystko, czego sama nie miałam w dzieciństwie"
Autor: Adam Barabasz
Źródło: Wysokie Obcasy, marginesy.com.pl
Źródło zdjęcia głównego: Lorraine Barnard / Getty Images