Za co Joanna Jabłczyńska kocha górskie wyprawy? "Piękne rzeczy dzieją się na trasie"

Za co Joanna Jabłczyńska kocha górskie wyprawy?  "Piękne rzeczy dzieją się na trasie"
Joanna Jabłczyńska kocha górskie wyprawy - napisy
Źródło: Dzień Dobry TVN
Joanna Jabłczyńska ma na swoim koncie wiele górskich wypraw. Spędzanie czasu na łonie natury i przemierzanie szklaków sprawia jej ogromną radość. Co jeszcze jej dają górskie wędrówki? O tym opowiedziała w Dzień Dobry TVN.

Joanna Jabłczyńska kocha górskie wyprawy

Joanna Jabłczyńska uwielbia podróżować po Polsce. Chętnie jeździ nad morze czy nad jezioro, ale szczególne miejsce w jej sercu zajmują góry.

- Już jako dziecko jeździłam z rodzicami w góry. Głównie to były Karkonosze. Najczęściej Szklarska Poręba, bo tam mieliśmy przyjaciół, którzy po prostu mieli pensjonat. Bardzo aktywnie tam spędzałam czas. Na przykład w Szklarskiej Porębie chodziłam z tatą po strumieniach górskich i młotkiem rozbijałam kamienie, bo szukałam kamieni szlachetnych - opowiadała aktorka.

Gwiazda ceni piesze wycieczki również za to, że są doskonałą formą aktywności fizycznej.

- Najbardziej mnie kręci rzeczywiście to, że tam trzeba spędzać czas aktywnie. Ja na plaży się męczę, bardzo szybko się irytuję. W górach lubię to, że zazwyczaj nie ma aż takiego tłoku, a przynajmniej ja szukam miejsc, gdzie właśnie ludzi jest mniej i tam jest to prostsze do znalezienia - wskazała Jabłczyńska. - Po prostu potrzebuję przestrzeni, potrzebuję ciszy, potrzebuję natury. I takiego spokojnego wejścia i dostrzeżenia tych takich małych niuansów dookoła, bo tam się piękne rzeczy dzieją na trasie - dodała.

Joanna Jabłczyńska o miłości do gór

Joanna Jabłczyńska ma na swoim koncie udział w ekstremalnie trudnym sportowym challegnu - górskim triathlonie.

- To jest więcej niż Ironman, odrobinę więcej. O 4:00 nad ranem w Jeziorze Żywieckim startowaliśmy. Później 180 kilometrów rowerem po górach i tu już nie było tak wesoło, bo były dwie pętle, czego nie cierpię, bo już po pierwszej pętli wiem, co mnie czeka na drugiej i kompletnie jest zdemotywowana. A później 44 kilometry biegliśmy pod Babią Górę i tam bym zawróciła. Przysięgam wam, że bym zeszła z trasy 10 razy, bo wiedziałam, że to jest ponad moje możliwości, ale był taki deszcz i już było ciemno, że nie miałam szansy zejść. Po prostu bym tam już została na zawsze, więc z tego powodu to ukończyłam. Cieszę się, dotarłam na metę po północy, więc tak, tak ekstremalnych przeżyć potrzebowałam, dumna z nich jestem, ale jak dotarłam na metę, to spojrzałam do góry i powiedziałam: "Dzięki, że dotarłam cała, już więcej tego nie zrobię, obiecuję" - podsumowała gwiazda.

Dlaczego Joannie są potrzebne takie ekstremalne wyzwania w sporcie?

- To jest swego rodzaju uzależnienie. Jak już zrobisz jedną rzecz, no to nagle ci ktoś podszeptuje, że jest coś bardziej hardcore'owego. Ale ja też myślę, że to był rodzaj terapii. Zamiast pójść na taką terapię, na kozetkę, no to ja sobie robiłam taką wersję terapii, żeby poczuć takie oczyszczenie, poczuć się fajnie. (...) Ale mam taką tendencję do przesadzania, że tak powiem, że zawsze jest dla mnie za mało, za mało. Nigdy nie czuję się usatysfakcjonowana. Kolejne ukończone maratony dają taki wyrzut endorfin i taki wyrzut radochy, takiej dziecięcej, że naprawdę, szczerze, chce się kolejny raz to robić - przyznała Jabłczyńska.

Dalszą część rozmowy znajdziesz w materiale wideo.

podziel się:

Pozostałe wiadomości