9-latka z nowotworem mózgu czekała na lek z USA. Kurier nie pojawił się w wyznaczonej dacie

Dziewczynka w szpitalu
Dziewczynka w szpitalu
Źródło: Portra/Getty Images
Wieczorem 20 października lek dla 9-latki z nowotworem mózgu wyleciał z USA i już 22 października rano dotarł do Polski. Od tego czasu do wtorkowego popołudnia nie trafił do szpitala w Łodzi, w którym pacjentka ma odbyć leczenie. Gdzie się podział?

Lek spowalniający rozwój nowotworu

Dziewczynka czekała na lek WP1066. Jak tłumaczył profesor Wojciech Młynarski, specyfik ma spowalniać rozwój guza i tym samym uszkadzanie kolejnych sektorów mózgu. Resort zdrowia 14 października wykazał zapotrzebowanie na ten specyfik i wyraził zgodę na jego wykorzystanie w łódzkim szpitalu. Procedura jego pozyskania została więc rozpoczęta.

ORIGINAL (2)
A. Niedzielski o środowiskach antyszczepiennych: Mają na celu dzielenie Polaków

Zwłoka w dostawie ryzykiem dla zdrowia pacjentki

Przewóz leku początkowo był sprawny. Paczka z medykamentem nadana została w środę po godz. 16, a z USA wyruszyła już 4 godziny później. Po 5.30 następnego dnia - 21 października była już w drodze do Francji, a w piątek 22 października o 7.24 czekała w warszawskiej sortowni. Choć od tego momentu minęły cztery dni, przesyłka nie trafiła do szpitala w Łodzi. Zdumiały zaistniałą sytuacją profesor Młynarski, kierownik Kliniki Pediatrii, Onkologii, Hematologii i Diabetologii w szpitalu im. M. Konopnickiej w Łodzi alarmował, że przesyłka jest wyjątkowo ważna, a każda zwłoka w jej doręczeniu działa na niekorzyść pacjentki. 

Szczęśliwe zakończenie

Datę dostarczenia paczki wyznaczono na poniedziałek 25 października ok. godz. 18, natomiast kurier się nie pojawił.

- Próbowałem ustalić, co się stało. Niestety, nikt nie był w stanie powiedzieć, co dzieje się z lekiem. Wiedziałem, że nie mogą być to kwestie celne, bo leki w Polsce nie mają cła, więc paczka powinna opuścić oddział bez żadnej zwłoki - wyjaśnił w wywiadzie dla tvn24.pl prof. Młynarski. 

Firma kurierska została poproszona o komentarz w tej sprawie, zbyła to jednak milczeniem, ale skontaktowała się z prof. Młynarskim, informując, że zarejestrowała przesyłkę, jednak problem stanowiły jej dokumenty. Nie dotyczyły oczekiwanego medykamentu z USA, ale - z niewiadomych przyczyn - opiewały na tablet z ładowarką, który dotarł do Polski z Kanady.

W tej sytuacji działanie podjęła również rodzina chorej dziewczynki, która postanowiła odebrać paczkę z Warszawy i osobiście dowieźć ją do Łodzi. Lek zmierza już do miejsca docelowego. Sprawą zainteresował się resort zdrowia, który dzisiaj ma przedstawić komentarz na ten temat.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości