Guz na jajniku u 7-latki
Ania w wieku 7 lat przeszła operację. Pamięta tylko tyle, że będąc u dziadków dostała nagle bardzo silnego bólu brzucha. Dziadkowie zadzwonili natychmiast po rodziców, a ci zabrali ją do lekarza rodzinnego, który dał zastrzyk przeciwbólowy. Nikt wówczas nie pomyślał, że to może być coś poważnego, jednak gdy ból nie przechodził, rodzice postanowili działać i nakłonić lekarzy do pogłębionej analityki.
- Zostałam przejęta przez innego specjalistę, który wykonał mi USG jamy brzusznej. Po wykonaniu badania, lekarz skierował mnie w trybie pilnym na oddział ginekologiczny na ulicy Polnej w Poznaniu. Tu stwierdzono zagrożenie życia, wnioskując po wielkości guza oraz po jego umiejscowieniu i skręcie. Rano trafiłam na salę operacyjną. Lekarz stwierdził po operacji, że guz na moim jajniku rozwijał się już jak moja mama była ze mną w ciąży. Histopatologia wykazała, że był to potworniak.
Życie Ani zmieniło się wówczas diametralnie, zaczęła żyć ostrożniej. Nie wiedziała jeszcze, że to początek jej problemów zdrowotnych. Lekarze powiedzieli wtedy jej rodzicom, że córka będzie miała szanse na dziecko, bo nadal ma jeden jajnik.
- Dowiedziałam się, że miesiączki będą występować co dwa miesiące. Resztę wytłumaczyli mi rodzice. Nie zaprzątałam sobie wtedy tym głowy, ponieważ byłam jeszcze dzieckiem i nie myślałam o potomstwie. Po operacji musiałam chodzić co pół roku na kontrole do ginekologa. W dniu w którym dostałam pierwszą miesiączkę byłam przekonana, że kolejna pojawi się za dwa miesiące. Pojawiła się normalnie, po około miesiącu i jest tak aż do dzisiaj. Prawy jajnik przejął rolę brakującego lewego – wyjaśnia Ania w rozmowie z dziendobry.tvn.pl.
"Miesiączka zawsze boli i będzie bolała"?
Z biegiem czasu miesiączki stawały się jednak coraz bardziej bolesne. - W pewnym momencie, gdzieś w 2013 roku moje miesiączki były nie do zniesienia. Nie pomagały zwykłe tabletki przeciwbólowe. Poszłam wtedy na kontrolę i opowiedziałam o bólu. Odpowiedź lekarki była taka: "miesiączka zawsze boli i będzie bolała". Zapisała mi wtedy bardzo silne leki przeciwbólowe, które faktycznie łagodziły dolegliwości, ale nie zbadała mnie pod kątem endometriozy. Na kontroli w 2015 roku lekarka zauważyła torbiel na jajniku. Zleciła rezonans miednicy oraz inne badania. Dopiero wtedy, po drugiej operacji, nastąpiła diagnoza - ENDOMETRIOZA. Przypuszczam, że moja choroba jest powiązana z operacją, którą miałam w wieku 7 lat. Możliwe, że endometrioza rozwijała się, aż urosła torbiel wypełniona krwią, tzw. torbiel czekoladowa – wyjaśnia Anna.
Łącznie młoda kobieta przeszła 4 operacje (laparotomię, dwie laparoskopie oraz laparoskopię połączoną z laparotomią). Jedną w dzieciństwie a pozostałe trzy – związane z endometriozą, po osiągnięciu pełnoletności.
To jednak nie koniec problemów zdrowotnych Ani. Okazało się, że w czasie operacji związanej z endometriozą, wykryto u niej guzy na jelicie grubym oraz posklejany "kokon" w brzuchu. - Ostatnia operacja odebrała mi definitywnie możliwość posiadania dzieci naturalnie, lecz uratowała mi życie. W trakcie operacji znaleziono dwa guzy na jelicie grubym, które nie zostały wykryte w trakcie rezonansu oraz kolonoskopii. W związku z moją dotychczasową historią chorób i operacji, otrzymałam umiarkowany stopień niepełnosprawności, związany z chorobami układu moczowo-płciowego – opowiada swoją historię Anna.
Komisja na podstawie przedstawionej dokumentacji medycznej, przebytych poważnych operacji (usunięcie jajnika, usuwanie torbieli czekoladowych, usunięcie jajowodów, resekcja 12 cm jelita grubego oraz odklejenie moczowodów od macicy) oraz występowania chorób współistniejących, podjęła decyzję o przyznaniu kobiecie umiarkowanego stopnia niepełnosprawności z powodu chorób układu moczowo-płciowego.
Dziecko jest największym marzeniem Ani i jej partnera
Ania na szczęście w każdej trudnej sytuacji może liczyć na pomoc i wsparcie partnera. Są razem już 12 lat i od początku ukochany wiedział o operacji z dzieciństwa, ale w niczym to mu nie przeszkadzało. Nie mieli wtedy świadomości o potencjalnych przyszłych problemach.
- W początkowych latach naszego związku choroba nie dawała się we znaki. Mój stan zdrowotny i samopoczucie uległo pogorszeniu w 2013 roku. Po zdiagnozowaniu choroby nic się jednak między nami nie zmieniło, nie wpłynęło to na nasze relacje i uczucia. Jak to bywa w każdym związku nie zawsze było różowo, były sytuacje stresowe. Wypracowaliśmy jednak kompromisy, dzięki którym jesteśmy nadal razem. W trudnych chwilach partner jest bardzo wyrozumiały i opiekuńczy. Mamy wiele wspólnych planów, lecz naszym marzeniem i priorytetem jest potomstwo – dodaje Anna.
Dziecko jest największym marzeniem Ani i jej partnera. Początkowo starali się zajść w ciążę w sposób naturalny, jednak endometrioza zrobiła spustoszenie w organizmie kobiety i to mogło być powodem niepowodzeń przy naturalnych staraniach. Wszystko zmieniło się, gdy doszło do operacji w 2019 roku, w wyniku której Ania definitywnie nie może mieć już dzieci naturalnie, tylko z pomocą medyczną IN VITRO. - Odkąd dowiedzieliśmy się o tym, nasz związek jeszcze bardziej się umocnił. Wspieramy się tak mocno jak tylko się da. Procedura IN VITRO to długotrwały proces i ciężkie przeżycie dla obojga partnerów. Nie mam jednak żadnych wątpliwości co do jego wsparcia przy kolejnej procedurze. Przeszliśmy przez pierwszą z niepowodzeniem i jesteśmy gotowi na kolejne podejście. Rodzina również bardzo nas wspiera i dodaje więcej siły do walki – opisuje ich obecną sytuację kobieta.
Ania i jej partner mają szanse na ciążę takie same jak inne pary, które zmagają się z niepłodnością. Robili wiele badań-wszystkie w związku z pierwszą procedurą IN VITRO. Wyniki obojga wyszły prawidłowe. Marząca o dziecku kobieta opisuje efekty pierwszych prób. - W wyniku stymulacji udało się uzyskać 4 "prawidłowe" zarodki, które zostały zamrożone. Miałam trzy transfery. 3/3 niestety nieudane. Podczas pierwszego transferu został podany jeden zarodek. Przy drugim transferze po konsultacji z lekarzem prowadzącym zapadła decyzja o podaniu dwóch zarodków podczas jednego transferu, co mogłoby zwiększyć szanse na zajście w ciążę. Ostatni transfer z naszym ostatnim zarodkiem również się nie udał. W związku z czym po konsultacji z lekarką z kliniki niepłodności w Poznaniu zostanę zbadana pod względem immunologicznym. Narzeczony również, gdy będzie taka potrzeba.
Czym dla Ani jest macierzyństwo?
Pomimo nieudanych prób Ania nie poddaje się i patrzy z nadzieją w przyszłość. Zapisali się na listę rezerwową, by pozyskać dofinansowanie na procedurę in vitro w Wielkopolsce. Pierwsza procedura pochłonęła wszystkie oszczędności pary, ale nie chcą poddawać się w swojej walce o bycie rodzicami.
- Macierzyństwo to dla mnie marzenie, które na tę chwilę nie jest spełnione, a instynkt bycia mamą jest ogromny. Marzę i pragnę ujrzeć na teście ciążowym te cudowne "dwie kreski". Uwielbiam czytać książki-poradniki o byciu w ciąży, byciu mamą. Oglądam także filmy na temat każdego etapu rozwoju dziecka, od samego jego poczęcia aż do porodu włącznie. Nie przeraża mnie poród, czy też opieka nad dzieckiem. Macierzyństwo wymaga cierpliwości oraz odpowiedzialności. Nieprzespane noce czy zmęczenie będą pewnie na porządku dziennym. Lecz wiem, że będzie także wiele szczęścia… pierwszy płacz maleństwa po porodzie, pierwszy dotyk, pierwszy uśmiech, pierwsze słowa czy kroki… Miłość do tej małej istotki… Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność - wyjaśnia Ania.
Oboje z narzeczonym wiedzą, że nie będzie to łatwa droga, lecz są na nią gotowi.
- Będzie to najpiękniejsza i najbardziej wyczekana "podróż" naszego życia. Życie bez dziecka będzie niekompletne. Już jest. W naszym życiu będzie swojego rodzaju "pustka". Będziemy ze wszystkich sił walczyć do końca - zapewnia Ania w rozmowie z dziendobry.tvn.pl.
W związku z tym, że pierwsza procedura IN VITRO praktycznie w całości wyczerpała oszczędności pary, zdecydowali się na zbiórkę środków na ten cel na stronie zrzutka.pl. Są one potrzebne m.in. na zakup leków, badania do procedury, również te immunologiczne, stymulację, procedury embriologiczne, transfery, badania u specjalisty od endometriozy itp. Nie wszystko jest objęte dofinansowaniem.
- Zrzutka jest dobrowolna. Tak naprawdę liczy się każda złotówka, która przybliża nas do upragnionego maleństwa. W przypadku mojego stadium endometriozy czas działa na naszą niekorzyść - podkreśla 28-latka.
Jeśli ktoś chciałby wspomóc marzenie Ani i jej partnera - można wpłacić dowolną kwotę - link tutaj.
Zobacz także:
- "Chciałam otworzyć okno i wyskoczyć". Oto dramatyczne historie kobiet, które żyją z endometriozą
- Endometrioza – bolesny problem wielu kobiet. "Może doprowadzić do bezpłodności, a nawet resekcji jelita"
- Wiktoria ma 20 lat. "To moja ostatnia nadzieja na bycie mamą. Pomóżcie"
Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk
Źródło zdjęcia głównego: courtneyk/Getty Images