Wczesne lata i opuszczenie przez matkę
Mimo rozpoznawalności na całym świecie, Vladimir Putin jest niezwykle zagadkową osobą. Niespodziewanie, do najbardziej tajemniczego okresu z jego życia, należy ten - wydawałoby się - najniewinniejszy, czyli dzieciństwo. Większość informacji z jego najmłodszych lat jest ściśle tajna. Otóż początek życia rosyjskiego prezydenta wyglądał zupełnie inaczej niż w oficjalnej biografii. Polityk sfabrykował ją, by ukryć niepochlebne fakty ze swojego życia.
Wojna w Ukrainie
- Matka Putina urodziła się 6 września 1926 roku we wsi Tieriechino, niedaleko niewielkiego miasta Oczer, w obwodzie permskim na Uralu, jako jedyna dziewczynka wśród czwórki dzieci Anny Ilijczynej i Nikołaja Iłarionowicza Putinów. Po wojnie zdecydowała się na naukę w miejskim Technikum Mechanizacji Rolnictwa - pisała Krystyna Kurczab-Redlich w książce "Wowa, Wołodia, Władimir".
To właśnie w tej szkole Wiera Nikołajewna Putin spotkała swoją pierwszą miłość. Przez jakiś czas mieszkali razem, ale gdy była już w ciąży, odkryła że mężczyzna jest żonaty i prowadzi podwójne życie. Wróciła wtedy do rodziców i urodziła syna. Następnie wyjechała na praktyki, zostawiając pociechę pod opieką dziadków. Zabrała go od nich dopiero po trzech latach do Metechi, gdzie zdążyła stworzyć nowy związek z Gruzinem i żołnierzem, Gieorgiejem Osiepaszwili.
- Putin został wyrwany z przyjaznych pieleszy domku w Tieriechino, z objęć kobiety, którą pewnie uważał za mamę, i mężczyzny będącego jak ojciec, i pozostawiony tam, gdzie wszystko było obce: nowa matka, nowy ojciec, nowy dom. (...) Możemy sobie wyobrazić szok małego Władimira na gruzińską ziemię. Układ nerwowy 3-latka jest jeszcze słaby, a rozpoczynające się formowanie własnego ja i wiary w siebie - bardzo wątłe. Łatwo je na tym etapie wzmocnić albo stłumić. W tym ostatnim przypadku mogą według psychologów wystąpić poważne zaburzenia, skłonność do kłamstw, agresywne, a nawet psychopatyczne zachowania - twierdziła Krystyna Kurczab-Redlich w książce "Wowa, Wołodia, Władimir".
Bicie przez ojczyma
Georgij pracował w cegielni, a Wiera spodziewała się kolejnego dziecka. W pewnym momencie Wowa zaczął ojczymowi przeszkadzać. Na Kaukazie Putina zaczęto przezywać "nabiczwari" oraz "biezrodnyj", czyli "bez rodziny", "mający nieznanego ojca", "bękart". Im bardziej dorastał, tym w większym stopniu mu dogryzano. Musiał mierzyć się z hejtem społeczeństwa, a także brakiem akceptacji ze strony partnera matki. Był cichy, zamkniętym w sobie chłopcem. Bardzo dobrze się uczył. Miał tylko jednego przyjaciela.
- Bywało, że Goga kijem mu przyłożył i z domu na chłód wyganiał, a i na ubranie skąpił, bo u nich się nie przelewało: chłopak zawsze w łatanych portkach chodził. Nikt nie miał tego za złe Godze. No bo kto ma ochotę cudzym dzieckiem się zajmować? W dodatku, gdy wszyscy za plecami się naśmiewają. Gadają: "Przytaszczyła Wierka bękarta, a od kogo - nie pamięta". Długo Goga to znosił, aż go w końcu przegnał - wspominał sąsiad Osiepaszwilich, Mamuko.
W wieku blisko 10 lat Putin ponownie znalazł się w swoim rodzinnym domu na Uralu, gdzie spędził 3 pierwsze lata życia. Jego matka później pytając się o Wowę, słyszała od swoich rodziców: "Jest w internacie. Nie chce się z tobą widzieć". Tak naprawdę posłali go oni do krewnego, Władimira Spiridonowicza Putina, który podczas wojny walczył w batalionie NKWD. Cudem przeżył, podobnie jak jego żona. Nie mogli mieć dzieci, czego kobieta bardzo pragnęła, dlatego trafił do nich Wowa. Powiedziano sąsiadom, że to ich syn. W tym domu nie zaznał czułości. Wykształcił wtedy w sobie umiejętność do kłamstwa, ponieważ musiał udawać kogoś kim nie jest. Zaczął się buntować, za co też był bity. Oschłość i znieczulica wniknęły w tkankę jego systemu nerwowego. Poczucie własnej wartości Putina sięgnęło dna, przez co w kolejnych latach starał się dojść jak najwyżej, by odzyskać poczucie własnej godności.
Śledztwo dziennikarskie o młodych latach Putina
O mały włos kampania prezydencka Putina w 2000 roku zakończyłaby się fiaskiem. Rosyjskie służby dbały jednak o to, żeby niefartowne informacje nie ujrzały zbyt wcześnie światła dziennego. Wszystko zaczęło się na początku 2000 roku, kiedy w gruzińskiej wiosce Metechi pojawili się przybysze poszukujący Wiery Nikołajewnej z domu Putin i wypytujący o jej synka Wołodię. Poprosili o pokazanie zdjęć małego Wowy, a potem je wszystkie zabrali - niektóre nawet bez wiedzy właściciela. Władimir utrzymywał wówczas, że jego matka zmarła rok wcześniej. Nic bardziej mylnego.
O całej sytuacji doniósł pracownik gruzińskich służb specjalnych przedstawicielstwu Czeczeńskiej Republiki Iczkeria w Tibilisi. Pokazał im zdjęcie małego Putina i nagrania z mieszkańcami gruzińskiej wsi opowiadającymi o Wowie. Czeczeni wówczas zrozumieli, że matka kandydata na prezydenta Rosji jest dla niego niezwykle niewygodną osobą, a dzięki ujawnieniu jej opinii publicznej, wizerunek Putina może znacznie ucierpieć. Chcieli sprawdzić te informacje, a gdyby się potwierdziły, to je nagłośnić.
Do Wiery Nikołajewnej wysłano dziennikarzy gruzińskiej gazety "Alija". Na miejscu spotkali świadków dzieciństwa Putina, a jego matka opowiedziała im swoje życie. Jeden z reporterów, Wacha Ibragimow, zadzwonił z tą informacją do znajomego przebywającego w Moskwie, który z kolei zainteresował tematem Arioma Borowika z telewizyjnego programu "Sowierszenno Siekrietno". Zaczęto przygotowywać się do ujawnienia informacji i podjęto decyzję o wysłaniu pomocy humanitarnej do mamy Putina, Wiery Nikołajewnej.
Śmierć za ujawnienie dzieciństwa Putina
Po tym, jak Ariom Borowik wyraził chęć rozpowszechnienia skrywanej tajemnicy Putina, zaczął się czuć niebezpiecznie i załatwił sobie osobistą ochronę. Zdecydował się także polecieć do Kijowa, skąd myślał, że lepiej będzie mu kontaktować się z Czeczenami, niż ze stolicy Rosji, gdzie jego ruchy mogą być śledzone. Dziennikarz nigdy tam jednak nie doleciał. Jak-40 o numerze 88170 rozbił się zaraz po starcie 9 marca 2000 roku o 8:41 na lotnisku Szeremietiewo. Z wraku samolotu zniknęły telefony komórkowe i teczki z dokumentami.
Reporter Wach Ibragimow został ze sprawą sam. Postanowił się nie poddawać. Zebrane przez siebie materiały i rozmowę z przyrodnią siostrą Władimira, Sofiją, postanowił opublikować. Zgodziło się na to pismo "Sowierszenno Siekriento", lecz zanim artykuł ukazał się w gazecie, minął już miesiąc od wyborów. Putin nie był już zagrożony.
Zobacz także:
- Kuchnia dyktatorów, czyli książka, która zdobyła kulinarnego Oscara. "Iran podobno planuje serial na jej podstawie"
- Konsekwencje powrotu Nawalnego do Rosji: czołowy opozycjonista skazany na łagier. "Tam jest po prostu ciężko przeżyć"
Autor: Sabina Zięba
Źródło: Krystyna Kurczab-Redlich "Wowa, Wołodia, Władimir", Warszawa 2016
Źródło zdjęcia głównego: Alexei Nikolsky/Contributor/Getty Images