Krzysztof Krawczyk obchodziłby 75. urodziny. "Był człowiekiem o niebywałej inteligencji"

Dzień Dobry TVN
Krzysztof Krawczyk obchodziłby dziś 75. urodziny
Źródło: Dzień Dobry TVN
Krzysztof Krawczyk gdyby żył obchodziłby swoje 75. urodziny. Z tej okazji w studio Dzień Dobry TVN artystę wspominały psycholożka Katarzyna Miller, która była jego sąsiadką w okresie dzieciństwa oraz Anna Bimer, autorka książki "Chciałem być piosenkarzem. Biografia Krzysztofa Krawczyka". 

Krzysztof Krawczyk - wspomnienie

Krzysztof Krawczyk był jedną z największych gwiazd polskiej sceny muzycznej. Jego talent wokalny, charyzma i nietuzinkowa osobowość sprawiły, że artysta był doceniany i uwielbiany zarówno przez przyjaciół, jak i wiernych fanów. Gdyby żył, obchodziłby właśnie 75. urodziny. Niestety, artysta zmarł 5 kwietnia tego roku.

W archiwalnym materiale filmowym mówił o sobie: - Ciągle mi się wydaje, że jestem przed sukcesem.

Krzysztof Krawczyk potrafił wraz z zespołem zagrać kilka koncertów tego samego dnia. Wiązało się to jednak z ogromnym zmęczeniem. - Bardzo pracowity, pokorny, kawal dobrego człowieka – opowiedział o zmarłym artyście Marian Lichtman.

Artysta był bardzo oddany swoim przyjaciołom. Potrafił nawet wydać całą gażę za koncert, aby tylko sprawić przyjemność swoim bliskim. Pewnego razu, podczas pobytu w Berlinie, Krzysztof Krawczyk zaprosił do siebie przyjaciela, Mariana Lichtmana. Gdy ten dotarł na miejsce, przy wyjściu z pociągu zauważył piosenkarza oraz orkiestrę symfoniczną. Okazało się, że zapłacił im za to wyjątkowe przywitanie pieniędzmi, które zarobił grając koncert.

Krzysztof Krawczyk we wspomnieniach Katarzyny Miller i Anny Bimer

Z okazji rocznicy urodzin Krzysztofa Krawczyka, zmarłego artystę wspominała w studio Dzień Dobry TVN jego koleżanka, psycholożka Katarzyna Miller i dziennikarka Anna Bimer, autorka książki "Chciałem być piosenkarzem. Biografia Krzysztofa Krawczyka".

Okazuje się, że Katarzyna Miller miała okazję poznać zmarłego muzyka już w dzieciństwie, kiedy mieszkali w sąsiedztwie, a dzieliło ich zaledwie kilka domów. Jak wspomina psycholożka, Krzysztof już od najmłodszych lat wyróżniał się charyzmą i silną osobowością. - Krzyś mieszkał na takiej malutkiej uliczce koło mojej. Mieliśmy koło 14 lat, ja byłam hersztem bandy na moim podwórku, a on na swoim. Myśmy się sobie spodobali oboje i ustaliliśmy, że zrobimy jedną bandę, która będzie lała inne. Po raz pierwszy i ostatni w życiu ja się ugięłam przed mężczyzną, ponieważ mu pozwoliłam, żeby był hersztem, a ja byłam wice. Dopiero po jakimś czasie, jak Krzyś już nie mieszkał w Łodzi, kumple powiedzieli mi, że on na mnie zarabiał. Wystawiał mnie do walk z chłopakami z naszej ulicy i zakładał się z nimi, że ja ich pobije. Dostawał za to pieniądze i się ze mną nie podzielił. Ja to bardzo przyjemnie wspominam, ale potem pomyślałam, że jak go kiedyś spotkam, to mu powiem "gdzie moje pieniądze", ale nigdy nie udało mi się z nim zobaczyć – opowiedziała Katarzyna Miller

Artystę miała okazję poznać także Anna Bimer. - Krzysztof Krawczyk był człowiekiem o niebywałej inteligencji, również emocjonalnej i znakomicie czytał, jaki drzemie w innych ludziach potencjał. Potrafił dać się temu potencjałowi wyszaleć i zaistnieć – zwróciła uwagę dziennikarka, autorka książki o Krzysztofie Krawczyku.

Biografia artysty odsłania kulisy jego życia zawodowego i prywatnego. Pracę nad nią trwały rok, niestety muzyk nie doczekał jej premiery. - To nie jest książka polewana tylko miodem, są tam łyżeczki dziegciu. Ja starałam się zrobić trzy kroki do tyłu i pokazać to w innej perspektywie. Postawiłam bardzo wyraźnie na opowiadanie o tym, czego myśmy tu w Polsce prawie w ogóle nie widzieli. Krzysztof Krawczyk po tym jak wrócił ze Stanów sam siebie umniejszył, bo powiedział, że Ameryka odrzuciła jego zaloty. Tylko trzeba pamiętać, że Krawczyk był bardzo świadom tego, jak nieprzeciętny ma głos, talent, jaką dysponuje charyzmą. On przecież w latach 70. uwodził jak wychodził na scenę. To był pierwszy polski artysta, który troszeczkę epatował seksualnością. On miał tego pełną świadomość. On był też pierwszym artystą, który nie stał tylko przy mikrofonie na scenie, ale schodził ze sceny, wchodził między ludzi, całował panie w dłonie. – powiedziała Anna Bimer.

Przy okazji dziennikarka opowiedziała o swoim spotkaniu z Krawczykiem, które miało miejsce w latach 90. Anna Bimer przeprowadzała z nim wywiad dla "Machiny" i szybko zrozumiała z jak wielkim artystą ma do czynienia.

- Wspominam to znakomicie, ponieważ artysta był nieprawdopodobnie szczery. To była epoka w której myśmy się uczyli, że liczy się uśmiech, pierwsze wrażenie, sukces osobisty, autoprezentacja i broń Panie Boże mówić o porażkach. I nagle spotkałam człowieka, który powiedział, że w Ameryce mu nie wyszło, prawie się stoczył, miał rozmaite perypetie rodzinne, wypadek. My w "Machinie" doszliśmy do wniosku, że Krzysztof Krawczyk, ten pan z wąsem, którego pamiętamy z amfiteatrów, że to jest największy rockandrollowiec w tym kraju. Myśmy ten wywiad robili na raty. Krzysztof Krawczyk okazał się wtedy człowiekiem, który bardzo wychodzi dziennikarzowi, żeby powstał maksymalnie dobry, wyczerpujący materiał. Przez trzy dni ten gwiazdor dzwonił do mnie i mówił przez telefon, co jeszcze by dodał do tego, co mówił wcześniej w wywiadzie – mówiła Anna Bimer.

Zobacz także:

Zobacz wideo: Wspomnienie Krzysztofa Krawczyka

Wspomnienie Krzysztofa Krawczyka
Źródło: Dzień Dobry TVN
podziel się:

Pozostałe wiadomości