Restauratorka znana jest z dumnego tytułu pierwszego polskiego "MasterChefa". Przez ponad 20 lat mieszkała za granicą, jednak jej serce zawsze było w Gdańsku, w którym się wychowała.
- Spędziłam tutaj całą swoją młodość. Urodziłam się w Gdańsku, ale całe moje dorosłe życie i to co mnie kształtowało, to było 25 lat w Niemczech, z czego ponad 20 lat w Kolonii. Po wygraniu "MasterChefa" wiedziałam, że jednym miastem, do którego jestem w stanie wrócić, to będzie Gdańsk. Bardzo często wracam myślami do tego programu. Zabrzmi to kiczowato, ale to zwycięstwo zmieniło moje życie - opowiada Basia Ritz.
- Większość kolegów z branży się ze mnie podśmiewało i mówiło, że przyszła celebrytka i chce nam pokazać, jak się gotuje. Nie wróżono mi kariery gastronoma. A ja naiwnie podeszłam do tematu. Myślałam, że to będzie lajcik, że przyjdę do restauracji, trochę pogotuję, przyjmę gości. Moja restauracja stała się maszyną. Jestem odpowiedzialna za innych ludzi, których zatrudniam. Do tego doszedł problem, że jestem kobietą bez szkoły kucharskiej. Nie było łatwo. Postawiłam na młodą załogę. Wysegregowałam sobie ludzi może nie z największymi kwalifikacjami, ale z pasją i ambicjami. To był strzał w dziesiątkę - podsumowała.
Basia Ritz o życiowych planachW programie znalazła się z przypadku - nie planowała wcześniej kariery w kuchni z udziałem mediów. Przeznaczenie jednak pokierowało ją przed kamery TVN, co przyniosło rozpoznawalność i otworzyło wiele drzwi. A głównie tych do restauracji Ritz.
- Decyzja o wzięciu udziału w "MasterChefie" była spontaniczna. Ale otwarcie restauracji wymagało ode mnie przygotowań i doświadczenia, które i tak było za krótkie. Zgłosiłam się do znajomych w Kolonii, którzy mają restaurację, czy mogę popracować u nich w kuchni. Przyjęli mnie, ale powiedzieli, że nie będę traktowana specjalnie. Szef powiedział, że będę musiała robić wszystkie prace jak każdy kucharz - obrać ziemniaki, umyć grill i oczywiście gotować. To była 3-miesięczna praktyka, która dała mi dużo wiedzy. To pokazało mi, że to jest coś, co kocham, nawet jeśli muszę szorować grill - wyjaśnia.
- Kiedy byłam młoda, chciałam być weterynarzem, a w ogóle to kapitanem statku. Zaczynałam marzyć o restauracji, kiedy zaczęłam gotować dla gości w domu. Zauważyłam, że sprawia mi to wielką przyjemność. Najtrudniej gotuje się dla gości. To domena gości polskich, że szukają dziury w całym - oczywiście nie wszyscy i nie chcę generalizować. Często słyszałam: "nie mam do czego się przyczepić". Odpowiedziałam raz, że gdybym wydała na kolację tyle pieniędzy, to bym się cieszyła każdą chwilą, a nie szukała czegoś, do czego mogę się przyczepić. Ludzie często myśleli, że mogą mnie krytykować, bo jurorzy mogli to robić. Chciałam być kilka razy niegrzeczna i zaprosić ich do gotowania na kuchnię, ale pokora jest potrzebna każdemu, więc przełykałam to - zwierzyła się Ritz.
Basia Ritz o cenach w restauracjiOdwiedziliśmy lokal zwyciężczyni "MasterChefa". Ceny na pierwszy rzut oka mogą odstraszyć, ale jak tłumaczy właścicielka - nigdzie indziej nie zjemy świeżych i lokalnych produktów.
- Nie nastawiałam się na gości premium i nie nastawiałam się na to też. Wbrew pozorom przychodzą do nas całkiem normalni goście, którzy traktują tę kolację jako coś wyjątkowego - podczas pierwszych zaręczyn ryczeliśmy wszyscy.... Ceny są, jakie są, bo byliśmy jedną z pierwszych restauracji, która gotuje tylko na świeżym produkcie i często lokalnym. Goście wiedzą, że znajdą u nas coś, czego nie znajdą nigdzie indziej. Jeśli ktoś zna się na jedzeniu to wie, że musi za to płacić - zdradziła Basia Ritz.
Zobacz także:
- "Dziubuś, nic się nie martw, ja o ciebie zadbam". Jak się zabezpieczyć finansowo na wypadek rozwodu?
- "Wielki wybuch", czyli musicalowa parodia w wykonaniu Mateusza Banasiuka i Artura Chamskiego
- Październik miesiącem badania piersi. Kiedy warto zgłosić się do lekarza
Reporter: Oskar Netkowski
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN Online