Objawy COVID-19
Marian Wojtyna trafił do szpitala na początku listopada zeszłego roku. - Nie mam pojęcia od kogo i jak zaraziłem się koronawirusem. Zaczęło się od zwykłego kaszlu . Poszedłem do lekarza, który przepisał mi antybiotyk, ale nie było poprawy. Zaczęło mi się pogarszać, traciłem świadomość, byłem bardzo słaby, więc wezwałem pogotowie – opowiada pan Marian. I dodaje: - Nic nie pamiętam. Nie miałem pojęcia, co się ze mną działo. Byłem jakby jedną nogą po drugiej stronie.
- Mąż był na OIOM-ie, a ja byłam w nicości. Czekałam tylko na najgorsze. Chciałam mu powiedzieć, jak go kocham, jak tęsknię, jak mi pusto bez niego. To był ogromny strach – dodaje Maria Wojtyna.
Kiedy pan Marian trafił do szpitala, miał aż 95 proc. płuc zajętych przez koronawirusa. Kilka dni później już 100 proc. Lekarze natychmiast rozpoczęli dramatyczną walkę o jego życie.
- Pacjent kilkukrotnie oszukał śmierć. Był w dramatycznym stanie, to był stan, który nie rokował do przeżycia – uważa dr Wojciech Hap, kierownik Oddziału Chirurgii Ogólnej z Pododdziałem Chirurgii Onkologicznej z Zespołu Opieki Zdrowotnej w Bolesławcu.
Mężczyzna przeszedł cztery poważne operacje. Największy problem stanowiły krwawienia do jamy opłucnowej i nawracające odmy. Panu Marianowi wycięto też fragment uszkodzonego przez COVID płuca .
- To ewenement na skalę kraju, ale także na skalę świata. Żadne opisywane przypadki nie wskazywały na tak długi okres hospitalizacji, jaki przeszedł pan Marian. To była bardzo długa, ciężka walka. Upór i zawzięcie całego zespołu spowodowały, że pan Marian wraca do sił – mówi Kamil Barczyk, dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Bolesławcu.
W śpiączce przez 144 dni
Pan Marian był w śpiączce aż 144 dni. Pod koniec marca tego roku został wybudzony i po półrocznej przerwie mógł wreszcie zobaczyć i przytulić swoją żonę .
- Pamiętam moment wybudzenia. Było dziko, szaro. Przez okno widziałem kilka drzew. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Przyszli lekarze, zaczęli pytać o samopoczucie. Powiedzieli, że jestem na OIOM-ie, ale nie mówili ile. Myślałem, że to było kilka dni. O tym, że leżałem prawie pół roku dowiedziałem się z rozmów lekarzy, którzy mówili, że się szykują do świąt wielkanocnych –opowiada Wojtyna.
- Rozmawiałam z mężem, błagałam go, żeby mnie nie zostawiał. Moje dni były bardzo podobne do siebie. Nie wiedziałam nawet czy to ranek, czy wieczór. Wszystko stanęło w miejscu – mówi żona pana Mariana.
Przed zakażeniem koronawirusem pan Marian prowadził aktywny tryb życia. Wolny czas spędzał wraz z żoną, chodząc po górach. Od 26 lat pracował jako zawodowy kierowca.
- COVID pozbawił mnie sił. Możliwe, że i pracy zawodowej, ale to jeszcze zobaczymy. Jak wrócę do formy, to chciałbym też wrócić do pracy - deklaruje pan Marian.
- Pan Marian na pewno będzie samodzielny. Nie będzie wymagał opieki, ani nie będzie przykuty do łóżka. Trudno powiedzieć, na ile wróci do normalnego życia sprzed choroby. Czeka go przynajmniej pół roku rehabilitacji . Zmiany w płucach w większości zostają, wydolność oddechowa pozostanie zdecydowanie mniejsza – podkreśla dr Wojciech Hap.
- Mój mąż zmartwychwstał. Zaczynamy nasze życie od nowa – kończy Maria Wojtyna.
Zobacz także:
Po pandemii czeka nas endemia. Lekarze nie mają wątpliwości
Autor: Kamila Glińska
Źródło: UWAGA! TVN