Dziadkowie walczą o wnuka
4-letni Oskar został odebrany przez matkę od dziadków, którzy byli jego tymczasową rodziną zastępczą. Pani Monika i pan Arkadiusz twierdzą, że zajmowali się wnukiem od jego urodzenia w Wielkiej Brytanii.
- Dla córki ważniejsi byli chłopacy i koleżanki, nigdy dziecko – mówił pan Arkadiusz.
- Mieszkała kilka ulic dalej, ale trzeba było prosić ją, żeby przyszła do dziecka, nawet nie dzwoniła - opowiadała pani Monika, babcia chłopca.
Po jakimś czasie cała rodzina przyjechała do Polski, w tym, jak opowiadali dziadkowie chłopca, również ich starsza córka, czyli matka Oskara. Ale kobieta szybko i niespodziewanie miała wrócić z powrotem do Wielkiej Brytanii.
- O tym, że wyjechała za granicę, dowiedzieliśmy się z SMS-a. Na pytanie, co dalej z dzieckiem, napisała: "Oczywiście, że zostaje z wami, dopóki nie ogarnę życia". I tak zostało - mówił pan Arkadiusz, kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy.
Za granicą matka Oskara związała się z mężczyzną poszukiwanym w Polsce listem gończym i 2 lata temu urodziła drugiego syna. Zaczęła w polskim sądzie zabiegać o odzyskanie opieki nad Oskarem. W kwietniu tego roku przyjechała z młodszym synem do Polski.
- Szarpnęła mnie, szarpnęła za sobą dziecko i popchnęła mnie. Uderzyła mnie dwa razy w twarz. I kopnęła mnie dwa razy w żebro – mówiła Sara, siostra matki Oskara, kiedy rozmawialiśmy z nią poprzednim razem.
Nagrania z zachowaniem swojej córki dziadkowie chłopca dostarczyli do sądu rodzinnego, który postanowił o przekazaniu dziecka matce.
- To nie jest tak, że wszystkie dowody świadczyły na korzyść dziadków. Nie mogę mówić o szczegółach - tłumaczył Tomasz Szaj, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Brak kontaktu z dzieckiem
Tuż przed wylotem z Polski matka Oskara odniosła się do wersji wydarzeń swoich rodziców przedstawionej w reportażu "Uwagi! TVN".
- Płacz mojego ojca… ściska mi żołądek, jak to widzę, bo widziałam, jak on naprawdę płacze, a to było wymuszone. Po tym wszystkim co przeżyłam i przeżywam, gdzie cała Polska do mnie wypisuje i wygraża, potrafię rozmawiać i nie będę rzucać się na podłogę - mówi pani Wiktoria.
Dziadkowie, rozmawiając kilka tygodni temu z reporterką "Uwagi! TVN", wskazywali, że ich córka nie ma nawet zdjęć z dzieckiem, a praktycznie wszystko, co ma chłopiec, kupili oni.
- Wszystkie rzeczy, jakie miał Oskarek jako noworodek, oprócz wózka, który dostałam w prezencie, kupowałam za zarobione pieniądze. Była mowa o tym, że nie mam zdjęć z synem, ale ja mogę je pokazać - twierdzi kobieta.
Na jednym z poprzednio wyemitowanych nagrań słychać było wyzwiska kobiety kierowane do ojca, czyli dziadka Oskara.
- Nagranie było zrobione z ukrycia, jego kamerą w zegarku, bo on wymyślił sobie, że jest detektywem. Była mowa, że uderzyłam go po twarzy, a to on mnie straszy i wyzywa, ja się go boję. Użyłam przekleństw, ale nie wiedziałam, co mówię, byłam w takim amoku, że nie wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje - tłumaczy pani Wiktoria.
- Nie raz, mieszkając u nich, byłam przez niego pobita - twierdzi kobieta, wskazując swojego ojca.
- Była sytuacja, jak Oskarek był malusi i myłam mu butelkę, żeby zrobić mleko. Niechcący łokciem zwaliłam plastikowy pojemnik na filtrowanie wody. Spadł i pobił się. A on ten pojemnik podniósł i rozbił mi na głowie, po czym powiedział: "Co ty robisz? Wiesz, ile to kosztuje?" - relacjonuje kobieta.
W tej sytuacji zapytaliśmy pana Arkadiusza, czy kiedykolwiek pobił córkę.
- Nie - zapewnia mężczyzna.- Najlepiej jest postawić mnie w złym świetle - dodaje mężczyzna.
Wyjazd czy porwanie?
Matka Oskara twierdzi też, że rodzice bez jej wiedzy wywieźli wnuka z Wielkiej Brytanii do Polski. Jest przekonana, że od samego początku chcieli odebrać jej dziecko.
- Moja matka przekonywała mnie do tego, żeby być ze mną przy porodzie. Powiedziałam, że wolę być sama, bo nie jest to komfortowe. Ale i tak była przy porodzie. Odcięła Oskarkowi pępowinę i wzięła na ręce, a ja dostawałam dziecko do rąk, tylko kiedy miałam nakarmić go piersią. Za każdym razem, jak mi dawała dziecko do rąk, patrzyła na mnie z nienawiścią - twierdzi pani Wiktoria.- Mam nagranie, na którym padają słowa matki, że teraz to ich dziecko. I to mi było wmawiane odkąd Oskarek się urodził. Któregoś razu wróciłam do domu z pracy i zastałam pusty dom. Nie było mebli, nie było ich i nie było dziecka. Dopiero po jakimś tygodniu przypadkowo dowiedziałam się od koleżanki, że on jest w Dolicach - opowiada pani Wiktoria.
Czy kobieta poinformowała służby na Wyspach, że jej syn został porwany i zabrany do Polski?
- Angielskich służb to nie interesowało, bo oni byli w Polsce. Kazali mi jechać do Polski i zgłosić to w Polsce. I pojechałam do Polski za nimi - wyznaje kobieta. - Wynajęliśmy pierwszą lepszą kawalerkę i pojechałam do Dolic, powiedziałam, że Oskar nie musi już tam [u dziadków - red.] zastawać, bo mam mieszkanie. A moja matka wpadła w taka histerię… Zaczęła się na mnie wydzierać, płakała, że chce zabrać jej dziecko. Poszłam na policję w Dolicach, że mają moje dziecko i nie chcą mi go oddać. Powiedzieli, że muszę iść do sądu - relacjonuje pani Wiktoria.
O komentarz do wersji przedstawionej przez matkę Oskara poprosiliśmy dziadków chłopca.
- Córka sama pakowała swój pokój - zapewnia ojciec pani Wiktorii. - Były trzy dostawcze samochody z Anglii i jeden z nich Wiktoria pomagała mi pakować. I w jednym z nich przyjechała - zapewnia pan Arkadiusz. I dodaje: - Przez 4 lata byliśmy porywaczami i nic nam się nie wydarzyło? Jeszcze sąd przyznał nam opiekę?
Wtóruje mu żona.
- Jak niby bylibyśmy w stanie to zrobić? Większość rzeczy, które mamy w domu, jest ściągnięta z Anglii - denerwuje się babcia Oskara.
Obie strony przedstawiają zupełnie inne wersje wydarzeń. Na rozmowę przez telefon zgodziła się jedna z najbliższych sąsiadek dziadków chłopca.
- Porwali dziecko? To absolutna bzdura. Ona [matka Oskara – red.] o wszystkim wiedziała, pomagała w Anglii w pakowaniu. Zresztą, widziałam, jak przyjechała pierwszym transportem z meblami – mówi kobieta. - Ona po prostu zostawiła tego dzieciaka. W ogóle się nie interesowała tym dzieckiem – zapewnia sąsiadka dziadków chłopca.
Konfrontacja rodziców i dziadków
Po odebraniu dziecka pani Wiktoria zatrzymała się u matki swojego partnera. Była zaskoczona, kiedy niedługo potem do mieszkania weszli jej rodzice.
- Mama mojego partnera była na zewnątrz i paliła papierosa, a on podszedł do niej od tyłu i powiedział, że jest z policji i że ma natychmiast go wpuścić do mieszkania, ponieważ ukrywa mnie i dzieci. Oskarek, gdy ich zobaczył, uciekł do pokoju naprzeciwko i schował się pod suszarkę na pranie. Uciekłam z dziećmi do pokoju, schowałam się. Dałam szafę przed drzwi, żeby nie weszli i czekałam aż przyjedzie policja - opowiada pani Wiktoria.
- Od samego początku nagrywałem całe spotkanie - mówi ojciec Wiktorii i przedstawia film, pokazujący wizytę.
- Będę szczęśliwa i spokojna, jeżeli oni znikną z mojego życia. Nie chcę ich nigdy więcej widzieć. Nie jestem w stanie powiedzieć o nich mama czy tata, bo tego nie czuję - mówi o rodzicach pani Wiktoria.
Dziadkowie Oskara nie chcą jednak odpuścić i codziennie podejmują próby kontaktu z wnukiem.
- Piszę SMS-y z prośbami, nagrywam wiadomości głosowe i nic - ubolewa babcia Oskara.
- Chcielibyśmy, żeby kontakty się unormowały - podsumowują dziadkowie 4-latka.
Cały materiał na stronie programu Uwaga TVN.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- 11-latek uratował rodzinę przed pożarem. "Gdyby nie nasz syn, to wszystko mogłoby się skończyć tragicznie"
- Dziewczynki ślubujące swoim ojcom dziewictwo. Niepokojąca ceremonia przywodzi złe skojarzenia
- 11-miesięczny chłopiec stracił oko. Zaczęło się od niepokojącej zmiany
Autor: Adam Barabasz
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN