Kiedy doszło do tragedii Klaudia miała prawie 5 lat. Jej siostra Amanda nie miała jeszcze roku. Feralnego dnia matka dziewczynek poszła do wrocławskiego więzienia odwiedzić ojca swoich córek.
Uwaga! TVN
- Miała mu powiedzieć, że to koniec związku. Bała się. Sugerowałam jej, żeby załatwiła to przez telefon albo w liście. Że po co tam jechać. Ale ona chciała osobiście, uczciwie, pojechać i powiedzieć - opowiada pani Karolina, siostra zamordowanej.
- Miała już chyba dość życia z człowiekiem, który siedzi w więzieniu. Chciała zacząć żyć normalnie - dodaje pani Karolina.
Dalsza część tekstu poniżej
Uwaga! TVN. Jak doszło do morderstwa w więzieniu?
Podczas widzenia w przepełnionej sali przebywały 33 osoby osadzone i 55 odwiedzających. Do dyspozycji miały wspólne, w praktyce będące poza nadzorem, toalety. Z relacji świadków wynika, że zachowanie ojca od początku powinno zwrócić uwagę strażników.
- Kłócili się, on zachowywał się nerwowo. Zmienił stolik, żeby nie być za blisko ochroniarza. Krzyczał, bo podobno jakiś znajomy powiedział mu, że mama go zdradza. Powiedział do niego, że ją zabije. I zrobił to - mówi Klaudia.
- Pani Maja udała się do toalety, w krótkim czasie podążył za nią jej partner. Tam doszło między nimi do kłótni. Ktoś przekazał mężczyźnie plotkę i on w nią uwierzył. Poniosły go emocje i udusił panią Maję - opowiada adwokat Paweł Matyja.
Klaudia i Amanda poprosiły prawnika, by przeanalizował akta sprawy zabójstwa ich matki.
- Funkcjonariusze nie zauważyli, że wydarzyła się tragedia. O tym, że w toalecie znajduje się ciało, powiadomił funkcjonariuszy człowiek, który odbywał tam widzenie - opowiada mecenas Paweł Matyja.
Okazuje się, że grupę prawie 90 osób nadzorował w tym tragicznym momencie tylko jeden strażnik.
- Jak idzie się w miejsce, gdzie są przestępcy – zabójcy, złodzieje, osoby potencjalnie niebezpieczne, to powinno się ich pilnować i nadzorować – zaznacza Klaudia.
- Jeśli dobrze pamiętam, powinno być trzech funkcjonariuszy, a był jeden - mówi mecenas Paweł Matyja.
Poszukiwanie prawdy o śmierci matki
Rodzina Mai o śmierci matki dziewczynek dowiedziała się przez telefon od jednego z osadzonych. Z kolei Klaudia i Amanda przez kilka lat żyły w przeświadczeniu, że mama zmarła z przyczyn naturalnych.
- Na początku mówiliśmy, że mama jest chora. Że boli ją brzuch i jest w szpitalu. Po pogrzebie powiedzieliśmy jej, że mama zmarła w szpitalu na chory brzuszek. Dopiero po latach Klaudia dowiedziała się, że mama została zamordowana - mówi pani Karolina.
- Miałam około 12 lat. Wpisywałam imię mamy, taty i swoje imię. Znalazłam artykuł i wszystko przeczytałam. Byłam w szoku. Wszystko było opisane ze szczegółami. Wtedy to do mnie dotarło i było ciężko – wspomina Klaudia.
Pustka po stracie matki
Dziewczynkami zajęła się ciocia. Siostry często przebywały też u babci.
- Pustka najbardziej odczuwalna była w szkole, na przykład jak był Dzień Matki. Jak się widziało też rówieśników z rodzicami, to było czuć tę pustkę. Porównywałam się do innych. Czułam się inna, w ten negatywny sposób – opowiada Amanda.
- Widzę, jak koleżanki i koledzy idą na studia. Rodzice ich wspierają, a ja jestem sama z tym wszystkim – mówi siostra Amandy. I dodaje: - Jest rodzina, wspiera nas. Wszyscy się wspierają, ale nie ma tej osoby dla nas najważniejszej.
Dziś młodsza z sióstr Amanda ma 18 lat, pracuje i uczy się. Klaudia ma 22 lata, dwójkę dzieci i partnera. Stara się mieć dobry dom. Obie jednak borykają się z poważnymi problemami zdrowotnymi, przede wszystkim związanymi z traumą.
- Nie lubię jak ktoś mnie przytula, okazuje uczucia cielesne. Nawet jeśli jest to siostra, mimo że ją kocham, to nie potrafimy tego. To jest mam wrażenie objaw choroby sierocej – uważa Klaudia.
- Nigdy nie było miłości i czułości od mamy, dlatego teraz mam problemy z czułością. Chodziłam do psychologa, jestem też na lekach przeciwlękowych – opowiada Amanda.
- Wrzodziejące zapalenie jelita grubego, zapalenie żołądka, nerwice depresje. Pani psycholog powiedziała, że terapia u mnie powinna trwać minimum pięć lat, że bez środków farmakologicznych się nie obejdzie – zaznacza Klaudia.
Za jedynego winnego tragedii uznano zabójcę, Adriana P. Nikt ze służby więziennej nie poniósł odpowiedzialności.
- Przede wszystkim domagam się sprawiedliwości i żeby przyznali się do winy. Że to oni są za to odpowiedzialni, bo są z całą pewnością. Żeby ktoś kto tam był pilnował tego, gdyby spełniał swoje obowiązki, bo po to jest strażnik, to by do tego nie doszło – przekonuje Klaudia.
Brakowało służby więziennej
Jakie realia panowały w zakładach karnych, gdy doszło do zabójstwa matki dziewczynek? Jedna z osób odpowiadająca za bezpieczeństwo w tym więzieniu nie chciała rozmawiać przed kamerą, zdarzenie oceniając jako nieszczęśliwy wypadek. Z kolei strażnik, który nadzorował to tragiczne widzenie, od 3 lat nie żyje. W rozmowie z bliską mu osobą usłyszeliśmy, że bardzo je przeżył i nie wrócił do pracy w więziennictwie.
- To był 2007 rok po skokowym wzroście liczby więźniów, po zaostrzeniu prawa - mówi dr Paweł Moczydłowski, kryminolog i były dyrektor Centralnego Zarządu Zakładów Karnych.
- Mamy do czynienia z podwojeniem populacji więziennej przy tym samym poziomie służby więziennej. To pokazuje obciążenie pracą służby więziennej. Kto za to jest odpowiedzialny? Przecież nie służba więzienna, że jest ich za mało. Państwo, myślę, że w jakiś sposób tak – mówi dr Paweł Moczydłowski.
Sprawa przed sądem
Teraz Klaudia i Amanda domagają się sprawiedliwości i zadośćuczynienia od Państwa za to, że za więziennym murem zamordowano ich matkę, a one zostały sierotami. Prokuratoria Generalna w imieniu Skarbu Państwa wniosła o oddalenie pozwu.
- Kwestionują intensywność więzi łączącej nas z mamą. Kwestionują też rozmiar naszych krzywd. I że nie jesteśmy bezpośrednio poszkodowane. Nie wierzyłam własnym oczom, jak to przeczytałam. Jakim prawem ktoś kwestionuje, jak ja cierpię i jakie mam krzywdy? Żeby napisać, że nie jestem poszkodowana? A kto jest? – oburza się Klaudia.
Sąd nie podzielił stanowiska Prokuratorii Generalnej i zdecydował jednak o rozpoczęciu procesu.
- W końcu może poczuję sprawiedliwość, na którą całe życie czekałam - mówiła w sądzie Klaudia.
- Mówienie o tym, że był to nieszczęśliwy wypadek, to jest drwina sama w sobie. Obraża to te dziewczyny, nawet po tylu latach - przekonuje mecenas Paweł Matyja.
- Jeśli wygramy, to musiałabym zacząć od samej siebie. Od terapii i wyleczenia swojej głowy, wyleczenia swojej traumy. Kosztuje to bardzo dużo – mówi Klaudia.
- Chciałabym być w końcu zdrowa i nie myśleć co się stało – zaznacza Amanda.
- Jak chodzę do mamy na cmentarz, to opowiadam jej o moim życiu. Tak jakby była. Czuję, że może to słyszeć – dodaje Amanda.
- Mam 22 lata, tyle samo, ile miała mama, jak zmarła. Jestem z siebie dumna jako mama. I to bardzo. Wiem, że niejedna osoba by nie dała rady na moim miejscu – uważa Klaudia.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Śmiertelny wypadek na Trasie Łazienkowskiej. "Odganiały osoby, które proponowały pomoc"
- Tragiczny wypadek na jeziorze. 36-latek utonął, ratując syna. "Nie walczył o siebie, tylko o dziecko"
- 1,5-roczne dziecko wpadło do przydomowego basenu. "Stan jest krytyczny"
Autor: wg/MK
Reporter: Jakub Dreczka
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN