5-letnie dziecko w spektrum autyzmu zostało zamknięte na kilka godzin samo w przedszkolu. Na szczęście nie doszło do tragedii, ale trauma, której doświadczyła Ninka już teraz daje się we znaki. Jak doszło tego skandalicznego zaniedbania? Dlaczego pracownice przedszkola nie powiedziały rodzicom całej prawdy? Reportaż programu Uwaga! TVN.
- Ona nawet jak teraz o tym opowiada, to smutnieje. Jedyne co nam opowiada, to że płakała, chodziła od sali do sali i nawoływała ciocie i dzieci. Złamało nam serce to, że powiedziała, że wołała "mamo" i nikt nie przyszedł. Do nas to wraca bardzo często – mówi łamiącym się głosem mama 5-latki.
Uwaga TVN. Wycieczka na spływ pontonami
5-letnia Nina jest dzieckiem w spektrum autyzmu. Do sierpnia zeszłego roku dziewczynka chodziła do prywatnego przedszkola w Jeleniej Górze.
Z końcem wakacji przedszkole zorganizowało dla dzieci spływ pontonami.
- Ona już rok wcześniej była na takim spływie i świetnie się bawiła. Ninka najpierw była podekscytowana, ale w dzień wyjazdu powiedziała mi, że nie wie, czy ma ochotę jechać na tę wycieczkę. Oddając dziecko opiekunce, wyraźnie zwróciłam uwagę, że Nina o tym wspominała i jeśli panie zauważą, że ona faktycznie nie chce jechać, to proszę o telefon i odbiorę dziecko – opowiada Joanna Roczniak, mama 5-letniej Niny.
W czasie, gdy dzieci spływały już pontonami po rzece, matka Ninki wysłała SMS do jej opiekunki, prosząc by ta zwróciła szczególną uwagę na dziewczynkę.
Opiekunka po kilkunastu minutach odpowiedziała, że wszystko jest w porządku.
- Napisała, żebym się o nic nie martwiła, że Nina płynie w pontonie razem z wujkiem. W przedszkolu tak dzieci zwracają się do opiekunów: "ciociu, wujku". No i ten wujek był w tym dniu osobą wspomagającą. To jest też ratownik medyczny, więc ta wiadomość mnie uspokoiła – opowiada pani Joanna.
- Na jej miejscu, ja znalazłabym to dziecko i spytała, jak się czuje – dodaje kobieta.
Nina została sama w przedszkolu
Dziewczynka wówczas już od godziny była sama w zamkniętym przedszkolu, gdzie miała spędzić jeszcze kolejnych pięć godzin.
- Stałam przed przedszkolem i patrzyłam, jak kolejne dzieci wychodzą z autobusu. Nagle podeszła do mnie jedna z opiekunek i poprosiła, żebym weszła do środka, bo chce mi coś powiedzieć. Od razu pytałam, co się stało. Powiedziały mi, że mam się nie martwić i z Niną wszystko jest w porządku. Nie widziałam swojego dziecka, słyszałam tylko zgiełk na zewnątrz i wszystko zaczęło we mnie rosnąć, aż wybuchłam – wspomina pani Joanna.
Dopiero gdy u matki Ninki wezbrały emocje, opiekunki zdecydowały się przyprowadzić dziecko.
- Od razu spytałam ją, jak było na wycieczce, a ona na to "Mamusiu, nie byłam na wycieczce. Zostałam zamknięta w przedszkolu. Byłam głodna i płakałam" – opowiada mama 5-latki.
Zamknięta na 6 godzin, nie 15 minut
- Wprost spytałam, jak to się stało, że zapomnieliście o moim dziecku. Wtedy pani bardzo teatralnie zaczęła tłumaczyć, że po prostu tak się stało, może dziecko gdzieś się zawieruszyło, schowało, a oni nie sprawdzili wszystkiego – mówi kobieta.
- Ale powiedziała, że to było tylko na 15 minut – dodaje pan Daniel, ojciec dziewczynki.
Po rozmowie z dzieckiem rodzice doszli jednak do przekonania, że był to znacznie dłuższy czas.
Teraz wiemy to już na pewno. Potwierdza to także prokuratura.
- Z materiału dowodowego zgromadzonego w tym postępowaniu wynika, że przebywała tam przez 6 godzin, od godz. 10 do 16 – informuje prok. Ewa Węglarowicz-Makowska z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
"Mogło dojść do tragedii"
Jak zwraca uwagę nasza reporterka Joanna Bukowska, przedszkole, w którym zamknięta była Nina, jest ogrodzone i znajduje się daleko od ulicy.
- Nikt nie mógł usłyszeć jej wołania, nie mógł jej zobaczyć, nie mógł jej pomóc. Obok jest jednak żłobek i to właśnie pracownice żłobka po 6 godzinach zorientowały się, że to dziecko jest tam zostawione samo. Wtedy wypuściły Ninkę – opowiada Joanna Bukowska.
- Mógł wybuchnąć pożar, mogła się zakrztusić i zadławić, mogła spaść z krzesła, próbując na przykład otworzyć okno – wymienia oburzony ojciec dziewczynki.
Jak tłumaczy się przedszkole?
Próby kontaktu z właścicielką przedszkola nie przynoszą skutku.
Udaje nam się za to skontaktować z opiekunką, która wysłała do matki Niny wiadomość, że u dziewczynki wszystko jest w porządku.
Kobieta jest bardzo wzburzona. Powtarza, że nie wie, jak to się stało.
Na pytanie reporterki, dlaczego po otrzymaniu wiadomości od matki nie sprawdziła, gdzie jest dziecko, odpowiada tylko, że nie zrobiła tego specjalnie.
Już w trakcie montażu tego reportażu do redakcji Uwagi! przyszedł list, jak z niego wynika, od rodziców innych dzieci z przedszkola. Możemy w nim przeczytać, że ich zdaniem incydent był jednorazowy i wszystko zostało wyjaśnione.
- My do dziś nie dostaliśmy żadnego wytłumaczenia, nie było żadnej interakcji z przedszkolem. Pani dyrektor już się do nas nie odezwała z żadnymi tłumaczeniami – podkreśla pani Joanna.
Kontrola z kuratorium
Co więcej, przynajmniej niektórzy rodzice wydają się być przekonani, że Ninka była zamknięta w przedszkolu tylko na chwilę i szybko znalazły ją pracownice żłobka.
Rodzice innych dzieci piszą do nas także, że przedszkole przeszło pozytywnie liczne kontrole kuratorium. Sprawdźmy to.
- Wizytatorzy stwierdzili, że w tym czasie opieka nad dziećmi sprawowały osoby, które nie posiadają kwalifikacji pedagogicznych. Były to pomoce nauczyciela - mówi Bożena Kiser z Kuratorium Oświaty we Wrocławiu.
- Następnie stwierdzono, że planowanie tej wycieczki w etapie organizacyjnym było niezgodne z przepisami prawa. Również dokumentacja przygotowana na ten cel była niezgodna z przepisami prawa, co wpływało na bezpieczeństwo dzieci – dodaje Bożena Kiser.
Prokuratura umorzyła postępowanie
Od całego zdarzenia minęło już pół roku. Dlaczego rodzice Ninki właśnie teraz zdecydowali się nagłośnić sprawę?
- Dlatego, że prokuratura w Jeleniej Górze postanowiła umorzyć postępowanie w tej sprawie. Z uzasadnienia prokuratury wynika, że tak naprawdę nic się nie stało, bo dziecku nie stała się żadna krzywda, a pani nie zrobiła tego specjalnie, czyli działanie było nieumyślne - mówi pan Daniel.
- Prokurator stwierdził, że znamiona tego przestępstwa narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo, utratę życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nie miało miejsca. Miał na uwadze miejsce, w którym to dziecko zostało pozostawione oraz stan zdrowia fizyczny i psychiczny, w jakim to dziecko zostało odnalezione – mówi prok. Ewa Węglarowicz-Makowska z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Jak prokuratura mogła jednak określić stan psychiczny 5-latki, skoro nie powołano w tym celu biegłego?
- W oparciu o zeznania świadków. Pani, która odnalazła dziecko, powiedziała, że to dziecko nie było zapłakane, zestresowane – odpowiada prok.
"Traumy są jak bomby zegarowe"
- Osoba bez kwalifikacji nie może stwierdzić, jaki jest stan psychiczny dziecka. Może to zrobić jedynie powołany do tego biegły sądowy. Ani prokurator, ani opiekunka takich kompetencji nie mają - ocenia dr Rafał Abramciów, psycholog z Uniwersytetu KEN w Krakowie.
- Wiadomo, że 5-letnie dziecko nie jest zdolne samo sobą się zaopiekować. To dziecko mogło przeżyć w tym czasie traumę. Jak wiemy, nie wszystkie traumy widać od razu. Niektóre traumy są jak bomby zegarowe – dodaje dr Abramciów.
- Zaczęła się moczyć w nocy. A jak wychodzimy gdzieś razem, to zaczęła się przedstawiać: "Jestem Ninka, zamknęli mnie w przedszkolu i byłam sama" – opowiada mama 5-latki.
- Ci wszyscy rodzice, którzy do nas pisali, że niepotrzebnie robimy aferę, bo przecież nic się nie stało, nie mają zielonego pojęcia. My sami nie do końca wiemy, jakie piętno to na niej odcisnęło. Pani psycholog tłumaczyła nam, że taka trauma może się ujawnić nawet dopiero po 3-4 latach, za 10 lat albo w dorosłym życiu – dodaje pani Joanna.
***
Prokuratura ostatecznie zdecydowała się wznowić postępowanie. Natomiast rodzice małej Niny myślą także o wytoczeniu sprawy z powództwa cywilnego.
Reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- "Nawet posprzątać nie umiesz". Czy da się żyć z krytykującym partnerem?
- Stosowała przemoc wobec własnej matki: "Popychała i wyzywała". Stanowcza reakcja policji
- Uciekła od przemocowego męża i zamieszkała w pustostanie. Na widok posłanego łóżka uroniła łzy
Autor: MK
Źródło: Uwaga! TVN