Rodzina Niny nie zamierzała osiadać w Polsce na stałe. Wstępny plan zakładał powrót do Armenii po roku czy dwóch, kiedy sytuacja się unormuje.
Mama Niny jest byłą mistrzynią ZSRR w gimnastyce, dzięki czemu Yedigaryanowie mieli znajomych również w Polsce. Niestety osoba, z którą umówili się na miejscu, nie przyjechała po nich i rodzina trafiła do biura uchodźców. Zamieszkała na Ursynowie i początkowo ledwo wiązała koniec z końcem.
Dziś Nina cieszy się życiem w Polsce. Mówi, że ukończyła wszystkie możliwe szkoły, ma satysfakcjonującą pracę i czuje dumę z polskiego obywatelstwa. Takiego szczęścia nie mają jednak koczujące i wypychane za naszą wschodnią granicę rodziny z dziećmi. Dlatego właśnie Nina zaangażowała się w akcję "Rodziny bez granic".
Organizacja napisała list, adresowany do matek i żon wszystkich decyzyjnych osób w polskiej polityce i życiu publicznym, w którym wyraża zaniepokojenie sytuacją na granicy polsko-białoruskiej.
- Sama jestem matką. Przedumną mamą wspaniałego 4-latka i sama zrobiłabym wszystko, aby zapewnić swojemu dziecku bezpieczeństwo - wyjaśnia.
Rodzice Niny dopingują ją, bo jak podkreślają, byli w tej samej sytuacji, w której znajdują się dziś koczujący na granicy ludzie.
- Nigdy nie zrozumiem, jak człowiek człowiekowi może zgotować taki los. I nigdy na to się nie będę zgadzała. Chciałabym, żeby za kilkadziesiąt lat te dzieci się uśmiechnęły i powiedziały, że ta historia je wzmocniła, bo ktoś pokazał im serce a nie dlatego, bo ktoś wyrzucił je za drzwi - kwituje Nina.
Zobacz także:
- Wolontariusze pomagają wycieńczonym uchodźcom. "Utknęli w bagnie, trzymali się drzewa, żeby nie zatonąć"
- Sytuacja uchodźców na granicy. "W tym momencie to kryzys humanitarny"
- Dramatyczna sytuacja na białoruskiej granicy. "Nikt ich nie chciał wysłuchać"
Autor: Michalina Kobla
Reporter: Bianka Zalewska
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN