"To mit, że mąż, chłopak czy kolega nie mogą zgwałcić". Jak pomaga się osobom, które doświadczyły przemocy seksualnej?

Na jaką pomoc mogą liczyć ofiary gwałtów?
Na jaką pomoc mogą liczyć ofiary gwałtów?
Źródło: Liudmila Chernetska/Getty Images
Gwałt i zabójstwo 25-letniej Lizy wstrząsnęły opinią publiczną. W środę, 4 grudnia, rozpoczął się proces mężczyzny podejrzanego o brutalną napaść. Czy ta sprawa ma szansę zmienić to, jak polskie prawo pochodzi do gwałtów? Czy sąd będzie wymierzał bardziej surowe kary? Gdzie mogą szukać pomocy osoby, które zostały w ten sposób skrzywdzone? O tym Joanna Gzyra-Iskandar, rzeczniczka ds. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet w fundacji Feminoteka opowiedziała w rozmowie z Igą Dzieciuchowicz, dziennikarką TVN24.

Dalsza część tekstu znajduje się poniżej.

DD_20240828_Gwalt_REP
Tylko “tak” oznacza zgodę!
Źródło: Dzień Dobry TVN

25-letnia Liza została brutalnie zgwałcona w samym centrum Warszawy. Po kilku dniach zmarła w szpitalu. Oskarżony Dorian S. przyznał się do gwałtu, ale zapewnia, nie chciał doprowadzić do śmierci młodej kobiety. Grozi mu dożywocie.

Co zmieni sprawa Lizy?

Mimo że ta historia wstrząsnęła opinią publiczną, to Joanna Gzyra-Iskandar, rzeczniczka ds. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet w fundacji Feminoteka uważa, że niestety niewiele to zmieni. - Ta okrutna zbrodnia przeraziła społeczeństwo, jednak wiemy ze statystyk, że napaść przez obcą osobę zdarza się rzadko. To według raportu fundacji STER 8 procent wszystkich zgłoszeń. Większość gwałcicieli (aż 80 procent) to osoby, które są kobiecie znane. Gwałcą partnerzy, byli partnerzy, koledzy i znajomi. Do ponad połowy zgwałceń dochodzi w domu osoby poszkodowanej. Chcę podkreślić, że to mit, że mąż, chłopak czy kolega nie mogą zgwałcić. Takie gwałty zdarzają się niestety najczęściej. Może dopiero wyrok w jakiejś głośnej sprawie o gwałt dokonany na żonie czy byłej partnerce mógłby być przełomowy w społecznym myśleniu o tym przestępstwie - powiedziała w rozmowie z Igą Dzieciuchowicz, dziennikarką TVN24.

Osobom, które doświadczyły przemocy seksualnej pomaga Femka. Aby otrzymać wsparcie wystarczy zadzwonić pod numer 888 88 33 88 (dla osób polskojęzycznych) lub 888 88 79 88 (dla osób mówiących po ukraińsku, angielsku i rosyjsku). - Porozmawiamy i umówimy, jeśli ktoś tego potrzebuje, spotkanie z psychoterapeutką czy prawniczką. Jeśli sytuacja jest awaryjna i potrzebna jest natychmiastowa pomoc, wystarczy zadzwonić i od razu wyślemy kogoś tu na miejsce - tłumaczyła rzeczniczka. Rozmówczyni dziennikarki TVN24 przyznała, że obecnie nie ma środków, aby Femka działała całą dobę, jak to ma miejsce w Norwegii czy Wielkiej Brytanii. - Tam specjalistyczne zespoły pomocowe działają stacjonarnie. Wszystko jednak przed nami, na pewno chciałybyśmy, by na mapie Polski było więcej takich punktów. Działamy od ponad roku - dodała Joanna Gzyra-Iskandar.

Jak Femka pomaga kobietom?

Ze względu na bezpieczeństwo skrzywdzonych osób adres Femki jest tajny. Do tej - przez rok funkcjonowania - po pomoc zgłosiło się ponad 200 osób. - Policja przez cały rok otrzymuje w całym kraju około półtora tysiąca zgłoszeń, a według fundacji pomocowych faktyczna liczba gwałtów może być nawet 10 razy większa - tłumaczyła.

Osoby, które zgłosiły się do Femki potrzebowały przede wszystkim pomocy psychologicznej. Wsparcia szukały również kobiety, które przemocy seksualnej doświadczyły w dzieciństwie. Z Femką kontaktowały się osoby, które podejrzewały, że ktoś im bliski został w ten sposób skrzywdzony. - Pytały, jak mogą ją wesprzeć. Radziłyśmy, by poszkodowana zgłosiła się do nas po bezpłatną pomoc, a dzwoniącej przyjaciółce, by nie oceniać, nie wypytywać i na siłę nie drążyć o szczegółach zdarzenia, lecz zapewnić o swoim wsparciu i zaufaniu. Większość kobiet trafiła do nas, gdy szukały dla siebie wsparcia psychicznego. Potrzebowały pomocy psychologicznej, bo zostały źle potraktowane po tym, jak zgłosiły gwałt. System niestety je zawiódł - wyznała rzeczniczka.

Jak system traktuje skrzywdzone kobiety?

Osoba, która doświadczyła przemocy seksualnej i chce zgłosić sprawę ma dwa wyjścia: udać się na SOR albo zgłosić na komisariat. - Można też złożyć zawiadomienie pisemnie do prokuratury, co rekomenduje nasza prawniczka. Jednak zasadniczy problem z systemem polega na tym, że nigdy nie wiemy, jak zadziała. Bardzo dużo zależy od osób, na które poszkodowana trafi. Może będzie to profesjonalna, empatyczna osoba, a może wręcz przeciwnie - wskazała.

Trzeba podkreślić, że obecnie obowiązujące prawo karne wyróżnia dwa typy zgwałceń. - Typ podstawowy, który dotyczy przestępstwa dokonanego na osobie dorosłej i typ kwalifikowany, który obejmuje przestępstwa dokonane na osobach małoletnich, gwałt zbiorowy lub ze szczególnym okrucieństwem. Przy typie podstawowym, jeśli mamy wiedzę, że ktoś został zgwałcony, mamy społeczny obowiązek zgłoszenia tego faktu policji, choć jeśli tego nie zrobimy, Kodeks karny nie przewiduje kary. Z kolei przy typie kwalifikowanym ponosimy konsekwencje karne za brak zgłoszenia. Jeśli chodzi o personel medyczny, Ministerstwo Zdrowia wydało komunikat, że każda osoba wykonująca zawód medyczny jest zobowiązana do powiadomienia prokuratury lub policji, jeśli podejrzewa, że doszło do zgwałcenia. I dotyczy to obu typów zgwałceń: podstawowego i kwalifikowanego. Tu pojawia się dodatkowy problem: szpitale nie dysponują specjalistycznymi pakietami do pobrania dowodów, taki pakiet przywozi policja. Tylko oni posiadają potrzebny do tego sprzęt - wyjaśniła.

W sytuacji, gdy kobieta zdecyduje się pójść na komisariat, zadaniem policjanta jest zebranie podstawowych informacji o zdarzeniu. Gdzie i kiedy do niego doszło, czy byli świadkowie, czy ma dowody, które trzeba zabezpieczyć (np. odzież czy prezerwatywa). Warto dodać, że policja nie ma prawa przesłuchiwać pokrzywdzonej osoby. Zebrane informacje powinny od razu przekazać prokuraturze, a skrzywdzoną osobę zabrać na SOR na badania. - Z naszych informacji wynika jednak, że nie zawsze odbywa się to w komfortowych warunkach. Funkcjonariusze wchodzą z poszkodowaną do gabinetu, są obecni podczas rozmowy z lekarzem, a tak nie powinno być. Niestety nasze klientki opowiadały też, że policjanci potrafili przesłuchiwać je na przykład przez osiem godzin - stwierdziła Joanna Gzyra-Iskandar.

Fakt, że kobiety nigdy nie widzą na kogo trafią i jak zostaną potraktowane pokazuje, że system nie działa tak, jak powinien. Spora grupa pań woli nie zgłaszać sprawy i z pomocą psychoterapeuty przepracować traumę. - Postulujemy o zmiany, głównie takie, by pakiety kryminalistyczne były dostępne w szpitalach i nie trzeba było od razu wzywać policji. W tej chwili prowadzimy rozmowy z Ministerstwem Zdrowia i Ministerstwem Sprawiedliwości, by pochylić się nad dobrym zabezpieczeniem dowodów biologicznych w szpitalach. Szpitale powinny móc i mieć warunki, by te dowody przechowywać. Tak jak we wspomnianej wcześniej przeze mnie Irlandii czy Norwegii. W Polsce często skazuje się za gwałt na wyroki w zawieszeniu. Dłuższe wyroki, pomiędzy 5 a 10 lat, to rzadkość - wyznała.

Na jaką pomoc mogą jeszcze liczyć kobiety? Czy Femka pomaga również mężczyznom? Odpowiedzi na te pytania można znaleźć w dalszej części wywiadu Igi Dzieciuchowicz z Joanną Gzyrą-Iskandar, rzeczniczką ds. przeciwdziałania przemocy wobec kobiet w fundacji Feminoteka. Cała rozmowa jest dostępna w serwisie TVN24 Premium.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości