Jagoda Grondecka o ewakuacji z Afganistanu: "Baliśmy się, że nie zdążymy dostać się do bram lotniska"

Dzień Dobry TVN
Dzień Dobry TVN
Dziennikarka Jagoda Grondecka, która od września 2020 r. mieszkała w Kabulu wróciła do Polski wraz z grupą Afgańczyków. O tym, jak przebiegała ewakuacja, z jakimi trudnościami musiała się zmierzyć, opowiedziała w Dzień Dobry TVN. - Osoby, które nie miały dokumentów na to, że czekają na jakikolwiek lot, były brutalnie rozpędzane przy pomocy karabinów, biczy - mówiła.

Jagoda Grondecka o ewakuacji do Polski

Jagoda Grondecka jest z wykształcenia iranistką. W przeszłości pracowała w polskich ambasadach w Teheranie i Islamabadzie. Natomiast od września 2020 roku mieszkała w Kabulu, skąd pisała teksty dla "Krytyki Politycznej". Natomiast od czasu, gdy władzę w Afganistanie przejęli talibowie, zaangażowała się w ewakuację Polaków z Kabulu.

- Na początku wydawało mi się, że to będzie kwestia pojechania na lotnisko, a na bramce będą Amerykanie czy Brytyjczycy. Oni po liście odczytają nazwiska, wpuszczą wszystkich do środka i spędzimy przyjemną noc, siedząc na lotnisku. Mieszkając w Kabulu, wiedziałam, do jakich dantejskich scen dochodzi na lotnisku cywilnym. Te wszystkie zdjęcia, które obiegły świat, tych osób wbiegających na pas startowy, desperacko przyczepiających się do samolotów. Natomiast później Amerykanie podjęli próbę "oczyszczenia" płyty lotniska z osób, by ta operacja mogła być kontynuowana - relacjonowała.

I dodała, że loty ewakuacyjne odbywały się z lotniska wojskowego, więc publicystka miała nadzieję, że będzie to wyglądało inaczej.

- Gdy byłam z pierwszą grupą, talibowie nie robili problemów z dotarciem do bram lotniska. Tam był straszliwy tłum ludzi. To były osoby, które szukały swojej szansy. (...) Talibowie starali się utrzymać porządek w swoim rozumieniu, więc osoby, które nie miały dokumentów na to, że czekają na jakikolwiek lot, były brutalnie rozpędzane przy pomocy karabinów, biczy. Natomiast gdy przychodzili do nas, pokazywałam paszport i mówiłam, że czekamy z polską grupą i zostawiali nas w spokoju. Później pozostała kwestia dostania się pod samą bramę lotniska. (...) W tym tłumie samo przedarcie się z grupą, w której było wiele kobiet, dzieci, było ekstremalnie trudne. Na to wejście napierał kilkutysięczny tłum osób zdesperowanych, żeby dostać się do środka - mówiła.

Podkreśliła również, że sytuacja była dynamiczna. Gdy pierwsza część grupy znalazła się już na lotnisku, Jagoda Grondecka wróciła do miasta, by przywieźć kolejną. Kiedy ponownie się zjawiła na miejscu, spotkała się z "talibskim checkpointem", którego kilka godzin wcześniej nie było. - Usłyszałam od nich, że przejścia nie ma. (...) To było największe zagrożenie. Baliśmy się, że nie zdążymy dostać się do bram lotniska. Koczowaliśmy całą noc na parkingu. Około trzeciej nad ranem zauważyliśmy, że talibowie zeszli z tego checkpointu. Wprawdzie kręcili się dookoła, ale już nie sprawdzali, kto przechodzi. Wtedy zdecydowaliśmy, że to może być nasza szansa. Podzieliśmy się na mniejsze grupy, by nie zwracać na siebie uwagi i udało się przejść - tłumaczyła.

Jagoda Grondecka pomaga Afgańczykom

Jagoda Grondecka nadal aktywnie pomaga Afgańczykom, którzy zdołali uciec z Kabulu. - Proszę o kontakt osoby, które mogą pomóc naszym Afgańczykom będącym już w Polsce - prawnie, organizacyjnie i pod każdym względem. Dziękuję - napisała na swoim Twitterze.

Zobacz także:

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Autor: Dominika Czerniszewska

podziel się:

Pozostałe wiadomości