Kowboje z Sochocina wygrywają europejskie zawody. "Praca ze zwierzętami uczy pokory"

Dzień Dobry TVN
Kowboje w Sochocina od trzech lat są niepokonani w europejskich zawodach "ropperów". W planach mają udział w prestiżowym konkursie w USA. Najpierw muszą jednak przejść eliminacje.

Sochocin w powiecie płońskim i Dallas w Teksasie dzieli dziewięć tysięcy kilometrów. Łączy za to miłość do westernu.

Kim jest współczesny polski kowboj?

Jarosław Gmurczuk to "ropper", czyli kowboj, którzy używa lassa. Gdy córka pana Jarosława Gmurczuka, Aurelia Michael, mówi koleżankom, że jej tata jest kowbojem, zwykle wywołuje tym niemałe zdziwienie, ponieważ mało kto wie, na czym polega ta praca. Czym więc zajmuje się współczesny kowboj mieszkający w Polsce? – Pracuje, pomaga w domu, wspiera, a kiedy idzie w swój świat, zapomina o wszystkim i chyba o to chodzi – mówi Agnieszka Kozłowska, żona pana Jarosława. Gość Pauliny Krupińskiej i Damiana Michałowskiego przyznaje, że rzucanie lassem jest znacznie trudniejsze, niż może się to wydawać. Nauka trwa nawet kilka lat.

Ojciec sochocińskiego kowboja miał gospodarstwo, w którym zajmował się końmi. – Gdy byłem dzieckiem, czasem miałem żal, uważałem, że te konie to przekleństwo, bo musiałam przy nich pracować. Natomiast nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mam ogromną wiedzę – mówi Gmurczuk i dodaje, że pasją do koni zaraził się, gdy wziął udział w pierwszych zawodach. Wtedy też zaczął korzystać ze stroju jak na Dzikim Zachodzie, czyli z dżinsów i kowbojek. Jak wyjaśnia, kowbojskie buty zabezpieczały przed ukąszeniem żmii. W województwie mazowieckim raczej to kowbojowi nie grozi, ale profesjonalne buty są mu potrzebne do tego, żeby łatwo wkładać stopy w strzemiona.

Jak zostać kowbojem?

Sławomir Majeskiewicz, kolega Jarosława Gmurczuka, który też jest kowbojem z Sochocina, twierdzi, że aby tym się zajmować, trzeba lubić adrenalinę. To jednak przede wszystkim systematyczna praca i miłość do zwierząt decydują o tym, czy jest się prawdziwym kowbojem.

Dwa razy w tygodniu mają wyczerpujące treningi , które trwają nawet cały dzień. Podczas ćwiczeń uczą się nie tylko kowboje, ale także konie. Zwierzęta muszą utrzymywać odpowiednią pozycję. – Wester nauczył mnie ogromnej pokory. Praca ze zwierzętami uczy pokory. Trzeba czasu, by poprosić zwierzę, aby coś zrobiło razem ze mną – mówi Jarosław Gmurczuk. Żona kowboja przyznaje śmiejąc się, że konie zawsze dla jej męża były i są na pierwszym miejscu, a ona dopiero na drugim. Zapewnia jednak, że zawsze zachęca go do udziału w zawodach , wspiera w chwilach zwątpienia i nigdy nie przeszkadza mężowi w realizowaniu pasji. Pomaga w tym także córka, która jeździ z tatą na zawody i pomaga w przygotowaniach, np. czesze konie.

Efekty zaangażowania kowbojów z Sochocina są spektakularne. Od trzech lat są najlepszymi "ropperami" w Europie. Zdobywają najważniejsze nagrody. Ich marzeniem jest wygrać eliminacje do turnieju w Las Vegas i tam wystąpić.

Zobacz wideo: Kowboje z Sochocina

Dzień Dobry TVN

Zobacz także:

Jak żyje szlachta w XXI wieku? "To nie jest kwestia posiadania majątku"

Kobiety w męskim świecie chirurgów. "Wprowadzają równowagę i łagodzą nerwowe sytuacje"

Mimo ciężkich poparzeń ratował z ognia spłoszone zwierzęta. "Spaliło się wszystko, co 15 lat tworzyliśmy"

Reporter: Anna Myśliwiec

podziel się:

Pozostałe wiadomości