Na pogrzeb mamy poszedłem w ślubnej marynarce taty. „Ubranie potrafi człowieka zabić, potrafi też ocalić”

klasyczny znicz na grobie
Moda a żałoba
Źródło: Robert Nieznanski / Getty Images
Jak ubierać się w żałobie – na to zapytanie Google znajduje 120 tys. odpowiedzi. Sprytnej wyszukiwarce zajmuje to mniej niż pół sekundy. Postawieni w sytuacji granicznej poszukujemy schematu, którego powielenie da nam bezpieczeństwo. Czy słusznie? Karolina Sulej, antropolożka mody, wyjaśnia, jaką rolę spełnia strój w procesie żałoby. 

Co założyć na pogrzeb?

Jest w mojej szafie szczególna marynarka. Uszyta z granatowej wełny, ma szerokie klapy, zewnętrzne kieszenie i pasuje na mnie niezależnie od tego, co mówi waga ustawiona za karę w kącie. Kiedyś była częścią garnituru, który tata kupił na ślub z moją mamą w sierpniu 1977 roku. Odnaleziona po latach wymagała jedynie nowej podszewki i przynosiła mi szczęście na wszystkich egzaminach, rozmowach kwalifikacyjnych i wystąpieniach. Mam ją na sobie na zdjęciu, które znalazło się w dyplomie ukończenia studiów. Kiedy prawie rok temu zmarła moja mama, wiedziałem, że to jest jedyna rzecz, którą mogę włożyć na pogrzeb.

- Nie wiem, co miałam na sobie na pogrzebie mojej ukochanej babci, a to ona mnie wychowała, nauczyła mnie kobiecości, gotowania, śpiewania… - wylicza Karolina Sulej. -  Za to doskonale pamiętam każde ubranie z jej szafy, wzór, zapach. Wzięłam wszystkie halki, jakie posiadała i mam je do dziś. Jako dziecko byłam przekonana, że to są suknie balowe. W czasie lockdownu, żeby podnieść się na duchu, chodziłam po domu w halkach babci. Po niej też zostało mi bardzo dużo upodobań związanych z ubraniem domowym. To wszystko jest wypadkową obcowania z tymi rzeczami i tęsknoty. Żałoba może się przejawiać w sposób nieinstytucjonalny. Można mieć żałobę po kimś bliskim, nosząc jego pierścionek przez całe życie. I jest to rzecz, o której wie tylko sam zainteresowany – dodaje.

Rozmowy o śmierci

Źródło: Dzień Dobry TVN
Jak zabezpieczyć bliskich na wypadek swojej śmierci?
Jak zabezpieczyć bliskich na wypadek swojej śmierci?
Jak rozmawiać z dziećmi o umieraniu?
Jak rozmawiać z dziećmi o umieraniu?

A dlaczego musimy pokazywać ubraniem, że coś się u nas dzieje?

– Moda jest zestawem kostiumów i rekwizytów w teatrze codzienności – wyjaśnia antropolożka. – Idąc za Ervingiem Goffmanem i jego słynną koncepcją, która zakłada, że w życiu mamy scenę i kulisy, i pewne rzeczy robimy w ukryciu, a inne dzieją się w świetle reflektorów. Ubrania pomagają nam wejść w role i przetrwać konkretne momenty w życiu, szczególnie te trudne, do których nie ma instrukcji obsługi. Strój jest widzialnym znakiem, że dzieje się coś ważnego. Dobrze, żebyśmy my to wiedzieli i czuli. Istotne jest też, żeby inni to o nas wiedzieli. Dlatego tak ważne są te momenty transgresji. Z tego powodu mamy stroje na maturę, komunię, ślub. Czas żałoby jest bardzo ważny, choć nieco mniej skodyfikowany niż kiedyś.

Naprawę? Przecież wszystkie poradniki jako pierwszą informację podają to, ile powinna trwać żałoba.

– To już nie jest aktualne, ale dawniej żałoba była podzielona na etapy – wyjaśnia Karolina Sulej. – Pierwszym z nich była tzw. gruba żałoba, kiedy nosiło się czarne i matowe materiały typu krepa. Suknie miały kształt taki, jak obowiązywał w konkretnej dekadzie, jednak ważne było to, aby w tym okresie stroje były bardzo proste. Czas trwania grubej żałoby był określony stopniem pokrewieństwa, a nie emocjami łączącymi daną osobę ze zmarłym. Podczas cienkiej żałoby można było nosić połyskliwe tkaniny, na których miały prawo znajdować się zdobienia. W tym czasie mogła się pojawić specjalna biżuteria. Popularnością cieszył się kamień o nazwie gagat [odmiana węgla brunatnego o zbitej, jednorodnej budowie – red.], były ozdoby z czarnego lustra, popularnością cieszyły się też wisiorki z włosów zmarłego. XIX wiek był w swojej stylistyce bardzo barokowy. Potem przyszły dwie kolejne wojny, kryzysy i społeczne zmiany. Na żałobę było coraz mniej czasu i – mówiąc brutalnie – coraz więcej ludzi ginęło. To wszystko zdjęło z żałoby jej dekoracyjność, ale sam zwyczaj pozostał.

Ubranie do trumny

Moda nie dotyczy wyłącznie żywych. Choć pandemia wielu rodzinom odebrała możliwość ubierania zmarłych, wciąż trzeba ich w czymś pochować.

– Kiedyś starsze osoby przygotowywały sobie ubrania do trumny, czyli zestaw łączący to, co wypada założyć z tym, co się zmarłemu podoba. Moja babcia też taki miała. Pamiętam, kiedy widziałam ją w trumnie, która była wystawiona w kościele, w tym przepięknym, wyprasowanym ubraniu. Byłam wtedy niewyrośniętym dzieckiem i wydawało mi się, że jest to niemożliwe, że ona nie żyje, skoro była tam, w swojej ulubionej sukience. To zachowanie życia na jeszcze małą chwilę, powiązane z godnością i uchwyceniem obrazu tej osoby tak, jak chciałaby być zapamiętana. To piękny i zanikający zwyczaj, bo w dzisiejszej kulturze, dopóki nie musimy, nie chcemy mieć śmierci na widoku – podkreśla.

To, w czym nasi bliscy wyruszają w ostatnią drogę, to tylko jedna strona medalu. Kiedy po uroczystości wracamy do domu, tam czekają na nas nie tylko osobiste drobiazgi, ale też szafy pełne ubrań. Z nimi też coś trzeba zrobić. Kiedy z siostrą zabraliśmy się za porządkowanie garderoby, bez problemu potrafiłem powiedzieć, co zostało kupione z jakiej okazji. Wśród wielu rzeczy znajdował się szary kostium, który mama kupiła na ślub mojej siostry, ponad dwadzieścia lat temu. Nie chodziła w nim od dawna, ale postanowiła go zachować. My też zdecydowaliśmy, że go nie wyrzucimy.

–  Marcin Wicha w "Rzeczach, których nie wyrzuciłem" pisze, że jest to rodzaj powtórnej utraty, gdy oddaje się rzeczy po zmarłym, więc chce się tego uniknąć – zauważa moja rozmówczyni. – Jest też przepiękny projekt Karoliny Jonderko, fotografki, laureatki Grand Press Photo, będący opowieścią o tym, w jaki sposób przeżywała żałobę po mamie. Znalazła bardzo dużo ubrań w domu, który miała uporządkować po śmieci mamy. Nie potrafiła ani się z nimi rozstać, ani uporządkować pokoju będącego pewnego rodzaju kapsułą czasu. Zaczęła więc je zakładać i się w nich fotografować. To było niezwykle przejmujące. Pamięć, tęsknota i nowe życie – stare sukienki na młodej dziewczynie. Stało się rytuałem przejścia, robiła to intuicyjnie, nie intelektualizowała i to wszystko bardzo jej pomogło. Zastanowienie się, czym jest ubranie w czasie żałoby, co zrobić z rzeczami zmarłej osoby, jak nie dać się wpakować w jakąś formułkę pogrzebową, która narzuci te wszystkie rzeczy: kostiumy i rekwizyty, niezwykle przecież ważne w każdym rytuale, to bardzo istotne zadanie dla współczesnego świata. Trudne momenty, do tej pory oddawane władzy instytucjonalnej trzeba odzyskać, uczynić bardziej prywatnymi, niech staną się własne i przez to bardziej twórcze – stwierdza.

I przedmioty już wiedziały. Czuły, że wkrótce będą przesuwane. Przekładane w niewłaściwie miejsca. Dotykane cudzymi rękami. Będą się kurzyć. Będą się rozbijać. Pękać. Łamać pod obcym dotykiem.[...] Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Moja matka szykowała się do walki. – Co z tym wszystkim zrobisz? Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady.
– Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem, wyd. Karakter, 2017.

Czy żałoba musi być czarna?

Uczyłem się w szkole artystycznej, gdzie panowała maniera ubierania się na czarno. Zresztą została ze mną do dziś. Wiedziałem, że w dniu pogrzebu tak bliskiej mi osoby czerń nie spełni swojej funkcji i dlatego sięgnąłem po granat.

– Czerń swoimi korzeniami sięga jeszcze Cesarstwa Rzymskiego, gdzie toga, która zwykle była jasna, podczas żałoby miała szary kolor wyrażający tęsknotę za zmarłym. Co ciekawe, szata w tym kolorze bywała też znakiem protestu np. gdy wybrano senatora i ktoś chciał się sprzeciwić, to zakładał strój tej barwy. To interesujące w kontekście współczesnych wydarzeń, chociażby Czarnego Protestu, który był jednocześnie strajkiem i żałobą po prawach kobiet. Osobista żałoba może znaleźć przełożenie we wspólnotowości, co w Polsce ma szczególnie długą tradycję. Warto przypomnieć, że kobiety w okresie powstania styczniowego i tuż po nim nosiły żałobę. Nie wypadało tego nie zrobić. Królowa Wiktoria stworzyła pewien rodzaj sznytu żałobnego, który podchwyciła cała Europa. Nawet te kobiety, które nie musiały nosić żałoby, chciały się jakoś zbliżyć do monarchini i jej cierpienia, bo to im się wydawało bardzo chic – dodaje z uśmiechem Karolina.

A jak jest w innych kulturach?

– Buddyzm wciąż preferuje biel jako kolor żałoby, który w Chinach wiąże się ze złą energią, a z kolei w Indiach z oczyszczeniem. W Tajlandii wdowy zakładają tylko czerwień, mimo że czerń jest tam rozpowszechniona. Jeśli więc spojrzymy po cały świecie, to pojawi się każdy kolor. Również historycznie jest to bardzo zmienne. Chłopka i chłop nie nosili żałoby, a król opłakiwał zmarłych w purpurze i fiolecie. Ubiór mówi dużo o tym, jak postrzegamy śmierć, czy jest ona dla nas momentem przejścia do nowego stanu, o którym nic nie wiemy, ale nie rozpaczamy z tego powodu, czy jest to rodzaj bezpowrotnej straty, którą należy opłakać, czy jest to rytuał celebrowania życia i biografii zmarłego. O tym ostatnim bardzo dużo mówi nowy ruch funeralny, zakładający, że żałoba to zbliżenie do zmarłego i należałoby, żeby wyglądała tak, jakby on sobie tego życzył. Powinno być w tym wszystkim mniej instrukcji a więcej emocji.

Moda a żałoba

Zastanawiając się, co założę na pogrzeb, miałem wrażenie, że jest to trochę nie na miejscu. Dzieją się przecież poważne rzeczy i w moim odczuciu nie powinno być tam miejsca na ciuchy.

– Konfuzja mody jako branży i mody jako antropologicznej praktyki prowadzi do takich paradoksów myślowych – podkreśla Karolina. – W moich badaniach zajmowałam się modą w najbardziej „nieodpowiednim” kontekście, czyli w obozach zagłady i koncentracyjnych. Okazało się, że to, w jaki sposób ubranie zaklina rzeczywistość, jest niemalże magiczne. Potrafi człowieka zabić, potrafi też ocalić. Sam konstrukt był taki, żeby stworzyć ubranie pozbawiające człowieka prawa do bycia osobą i bycia postrzeganym jako ktoś warty życia. Pasiaki, ale też zwykłe szmaty, które dostawali do ubrania więźniowie, versus mundury, wyglancowane buty, posągowe sylwetki podkreślone marynarkami, to były dwa największe kontrasty, na których była zbudowana cięciwa władzy i podległości w obozie. To najlepszy przykład obrazujący, co można zrobić ubraniami. Więźniowie używali też strojów, żeby się podźwignąć, zbuntować się, wziąć ten całun, który dostali i zmienić go w kostium przetrwania. To niewypowiadalne praktyki, najczęściej odruchowe. Tak, jakbyśmy intuicyjnie czuli, że jeśli zmienimy coś w naszym kostiumie życia, to poczujemy zmianę i da nam to siłę. To też jest rytuał. Moda jest szalenie związana z nasza tożsamością, z uzdrowieniem i stygmatyzacją.

Teoretycznie to oczywiste, że ubranie jest częścią życia, a to z kolei nierozerwalnie wiąże się ze śmiercią. Jednak dysonans wciąż jest.

– To, co powinno się dziś wydarzyć, to włączenie rozmowy o śmieci w życie. Ona nie powinna być odkładana tak długo, aż zostanie zapakowana jako produkt. Logika kapitalizmu i branżowości mody dotyka również tego obszaru. Dla mnie ważne jest to, aby wydobyć modę z dyskursu kapitalistycznego, by stała się znów opowieścią o człowieku i doświadczeniu tak, jak mówi o niej antropologia. Jakie jest to tu i teraz, o czym jest ta historia, czyja i co z niej wynika. Nie cena, trend czy rodzaj fantazji związanej z byciem w określonej grupie społecznej, choć to też jest ważne. Trzeba jednak zrozumieć, że zanim modę przechwyci jeden i drugi kapitalista, jest ona naszym odruchowym językiem bycia-w-świecie. Jeśli zacznie się takie myślenie, wiele się zmieni. Wymyśliliśmy sobie świat, w którym doświadczanie rzeczy zastąpiliśmy ich nabywaniem. Jeśli to imaginarium się nie zmieni, to czeka nas tylko narastająca alienacja i zagubienie – podsumowuje antropolożka.

***

Pierwszy odcinek mojego cyklu "Pożegnania" dedykowałem wszystkim, którzy zrozumieli, co to znaczy tęsknić. Ostatni, który oddaje w Wasze ręce, chcę poświęcić pamięci kobiety, która nauczyła mnie pisać. Mojej mamy. I wszystkim mamom, które każdego dnia pokazują swoim dzieciom, jak być kochanym. Bo miłość nie umiera.

***

Karolina Sulej – dziennikarka, pisarka, antropolożka mody, autorka podcastów. Wydała pięć książek : "Rzeczy osobiste", "Historie osobiste. O ludziach i rzeczach w czasie wojny", "Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm", "Modni. Od Arkadiusa do Zienia" oraz "Wszyscy jesteśmy dziwni".

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

Autor: Adam Barabasz

Źródło zdjęcia głównego: Robert Nieznanski / Getty Images

podziel się:

Pozostałe wiadomości