Zarabia na cudzym strachu. "Rondziarz" z Warszawy ma już dziesiątki ofiar

Zarabia na cudzym strachu. "Rondziarz" z Warszawy ma już dziesiątki ofiar
Zarabia na cudzym strachu. "Rondziarz" z Warszawy ma już dziesiątki ofiar
Źródło: Uwaga! TVN
Nazywani są "myśliwymi" lub "rondziarzami", bo celowo nie unikają kolizji na drodze lub wręcz je prowokują. Przed jednym z takich kierowców, od dawna, ostrzegają się nawzajem internauci. Reportaż programu Uwaga! TVN.

Taksówkarz poruszający się srebrnym fordem, znany jest z tego, że na ulicach Warszawy doprowadza do kolizji, najczęściej z winy drugiego kierowcy, a później domaga się gotówki. 

- Dojeżdżałam do ronda i widziałam, że stoi samochód, taksówka. Było miejsce na rondzie i wjechałam, samochód obok też wjechał. Chciałam jechać prosto i nagle uderzył we mnie samochód – opowiada pani Magdalena.

- Kierowca od razu zaczął do mnie mówić: "Co pani zrobiła?". Powiedział, żebym dała mu 1 tys. złotych i on uzna, że sprawa jest załatwiona. Stwierdziłam, że z jakiej racji mam mu dawać 1 tys. złotych, skoro to nie była moja wina? Zadzwoniłam po policję i panowie policjanci stwierdzili, że to ewidentnie wina tamtego kierowcy. On nie mógł w to uwierzyć. Stwierdził, że nie przyjmuje mandatu, bo to nie była jego wina.

Kierowcę śledzi detektywka

Działalność taksówkarza śledzi detektywka pracująca dla firm ubezpieczeniowych. Już 4 lata temu wobec tego kierowcy pojawiły się wątpliwości co do zasadności wypłat odszkodowań.

- W świecie ubezpieczeń mówimy na takich ludzi "myśliwi" albo "rondziarze", czyli ludzie, którzy celowo nie unikają zdarzeń albo je wręcz prowokują. Ten kierowca nie zawsze rozlicza się poprzez zakłady ubezpieczeń, część tych kolizji rozliczana jest na miejscu, bezpośrednio z uczestnikami – opowiada detektywka.

O swojej historii opowiedziała nam pani Jadwiga.

- Dałam kierunkowskaz, że chcę zmienić pas. Droga była pusta, więc zmieniałam i raptem coś mnie uderzyło. Wysiadłam i mówię mu, że mnie uderzył. A on, że to moja wina. Że ma filmik i wszystko ma nagrane – relacjonuje nasza rozmówczyni. I dodaje: - Puścił mi filmik i powiedział, że możemy się dogadać, bo jemu nie zależy na oświadczeniu. Że jak wezwiemy policję, to będziemy czekać 6 godzin, bo tak policja w Warszawie przyjeżdża. Zaproponował, że jak mu dam 1,5 tys. złotych to się rozstajemy. Nie zgodziłam się, a on, że żebym dała mu 800 złotych. Powiedziałam, że nie czuję się winna i że poczekamy na policję. Po prawie 4 godzinach mówi: „To niech mi pani coś da i się rozstajemy”. Powiedziałam, że jak chce, to możemy się rozstać polubownie, ale bez niczego. Przystał na to.

Kolejną osobą, która miała do czynienia z tym kierowcą, była pani Anna.

- Byłam w ogromnym szoku. Przyspieszył, żeby uderzyć mi w tył samochodu. Pan oczywiście stwierdził, że to moja wina, że muszę mu zapłacić 1500 złotych na miejscu – opowiada nasza rozmówczyni. I dodaje: - Jak wezwaliśmy policję, to pan zaczął udawać, że źle się czuje. Że mamy wezwać też pogotowie. Ja jestem medykiem i jestem w stanie pewne objawy rozpoznać, to zdecydowanie było symulowanie, żebyśmy się przestraszyli i odwołali policję. Policja nie przyjeżdżała, a on stwierdził: „Po co pani to wszystko? 600 złotych i możemy się rozjechać”. Z tego stresu i nerwów zgodziłam się. A on nagle się dobrze poczuł.

Uwaga! TVN. Kierowcy, którzy jadą niepewnie

- On typuje swoje ofiary. Jak ktoś jedzie niepewnie, to łatwo jest taką osobę upolować. Cierpią najsłabsze jednostki. On nie uderzy w łysego dresa w bmw. W tym wypadku są to głównie kobiety, ale często też ubery. Jak wiadomo, na uberach jeżdżą dzisiaj głównie cudzoziemcy, którzy też nie zawsze jeżdżą pewnie. Często nie znają języka i bardzo często zależy im na tym, żeby kolizję załatwić od ręki za gotówkę – tłumaczy detektywka.

W mediach społecznościowych są liczne wpisy ostrzegające przed taksówkarzem polującym na kierowców. Zawsze jest to srebrny ford focus, zmieniają się tylko tablice rejestracyjne.

Sprawą zajmuje się dziennikarz, który prowadzi szkolenia redukujące punkty karne. Okazuje się, o czym wtedy nie wiedział, że wśród jego kursantów, był słynny w Warszawie "rondziarz". 

- Bardzo często podnosił rękę i mówił: "Bo ja miałem taki przypadek". Potem sala wybuchała na to już śmiechem, że on jest strasznym pechowcem i ciągle ma wypadki – opowiada Łukasz Zboralski z brd24.pl i Kanału Zero. I dodaje: - Podstawą jego działania jest brak wiedzy polskich kierowców. Ludzie zapominają o prostych rzeczach.

- Zapamiętałem, że głównie interesowały go ronda. Najtrudniejsze są te ronda, które mają co najmniej dwa pasy ruchu, gdzie z wewnętrznego trzeba przebić się na zewnętrzny. Moim zdaniem on poluje na ten błąd – uważa Łukasz Zboralski.

Zagraniczne podróże i upadłość konsumencka

Ustaliliśmy, że "rondziarz" porusza się dwoma bardzo podobnymi samochodami. Oba to srebrne fordy focusy. Mężczyzna jest aktywny w mediach społecznościowych i dzieli się informacjami ze swojego życia prywatnego. Publikuje też utwory muzyczne swojego autorstwa. 

- Bardzo lubi sesje fotograficzne, pisze, że to jego pasja, bycie modelem. Poza tym, że on jeździ na taksówce i to jest jego źródło dochodu. Wygląda na to, że żyje wystawnie. Dużo podróżuje. Na pewno dodatkowe pieniądze są na takie przyjemności potrzebne – ocenia detektywka.

- Przeciwko temu człowiekowi prowadzone jest postępowanie sądowe, które dotyczy upadłości konsumenckiej, co z jego wizerunkiem się kłóci. Upadłość konsumencka to raczej moment, kiedy nie mamy za co żyć i nie mamy, jak spłacać swoich zobowiązań – zwraca uwagę nasza rozmówczyni.

Co na to kierowca forda?

Reporterka Uwagi! chciała poznać stanowisko kierowcy forda, ale ten nie chciał rozmawiać.

- Jeżeli jest niewielka szkoda, to po co mam wzywać policję i czekać 5-6 godzin - stwierdził.

Kto może powstrzymać polującego na kierowców "rondziarza"? Okazuje się, że najpierw muszą to zrobić sami kierowcy i świadkowie takich kolizji, bo policjanci nie mają takich zgłoszeń.

- Nie wiem o takich zgłoszeniach. Z informacji, które posiadam, w trzech wypadkach był on sprawcą, w pozostałych był poszkodowanym. Wszystkich spraw w tym roku było 14 – mówi podinsp. Sławomir Czyżniak, zastępca naczelnika wydziału ruchu drogowego Komendy Stołecznej Policji.

- On igra z ludzkim życiem, doprowadzi kiedyś do tragedii. Wiem, że już raz niewiele brakowało, jak przewróciła się latarnia. Trzeba coś z tym człowiekiem zrobić, bo to jeżdżące zagrożenie – podkreśla pani Magdalena.

Cały reportaż zobacz na stronie Uwagi! TVN.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości