Polskie pieśni pogrzebowe
Ciemna scena, na ekranie nieśmiało majaczy grafika. Muzyka się zagęszcza, nagle słychać znajomy głos: "O jak fałszywe wszystko na tym nędznym świecie, nie masz tu nic stałego, wszyscy o tym wiecie". To czysty, jasny śpiew Matyldy Damięckiej. I pieśń, którą ostatni raz słyszałem na wiejskim pogrzebie dwadzieścia lat temu. Zanim kończy się utwór, wiem, że muszę poznać ludzi, którzy za tym stoją.
- Lata temu wymyśliłem, że to będzie płyta oparta o pieśni pogrzebowe podkarpackie i lubelskie, bo stamtąd je znam i tam się wychowywałem - opowiada Jarek Ważny (Kult). - Błędnie założyłem, że te utwory są endemiczne i każdy region posiada własne. Szybko zrozumiałem, że tak nie jest. One są na wskroś demokratyczne. Większość z nich rozpowszechniła się w całym kraju dzięki książeczkom do nabożeństwa sprzedawanym na odpustach. Teksty niewiele się od siebie różnią, muzyka to już inna historia - wyjaśnia. Okazało się, że brak zapisu nutowego otworzył nową drogę dla twórców.
Rozmowy o śmierci
- Śpiewacy dowolnie je interpretowali - tłumaczy Radek Łukasiewicz. - Dla mnie to był sygnał, że możemy sobie zrobić z tym, co chcemy, czyli skomponować muzykę, oczywiście wykorzystując zręby melodii. Zależało mi, żeby brzmienie było jak najbardziej współczesne i zrozumiałe dla dzisiejszego odbiorcy. Podajemy tradycję dalej naszymi rękami i współczesnymi środkami. Oczywiście część z tych pieśni można znaleźć w internecie, gdzie są wykonywane in crudo, białym głosem, ale to jest forma dla większości zbyt trudna. A my chcieliśmy pokazać, że naprawdę mamy świetne utwory - zaznacza.
Rzeczy ostatnie - Polskie Znaki
I tak zaczęła powstawać płyta. Choć w ostatnich latach nie brakuje w mediach tematów związanych ze śmiercią, Jarek i Radek mówią wprost, że tworząc nie prowadzili marketingowych kalkulacji. Do udziału zaprosili wokalistów - oprócz wcześniej wspomnianych - na płycie można usłyszeć: Małgorzatę Sobczyk, Barta Sosnowskiego i Marka Lanegana.
- Kluczem doboru było wyczucie, że w głosie są warunki emocjonalne, jakiś rodzaj głębi i melancholii - wyjaśnia Radek. - Znany wokalista, którego naprawdę lubię, zaśpiewał jeden z utworów i to nie była ta emocja. Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu. Wszystkie inne wybory były trafione. Dla wielu osób to była też szansa na pokazanie się w zupełnie innym repertuarze niż ten, który przyniósł im popularność - podkreśla.
Teksty, z którymi przyszło im się zmierzyć, nie należą do łatwych. Jest w nich sporo naiwnych rymów, staropolskiej składni i na pozór banalnych porównań. I właśnie w tym „na pozór” zdaje się tkwić siła przekazu, który polega na mądrości wyrosłej z doświadczenia pokoleń.
- Wychowywałem się na podwarszawskiej wsi - zdradza Radek. - Spędziłem tam pierwsze dwadzieścia lat życia. Kilkanaście razy pocałowałem zwłoki w policzek albo czoło. To było normą, że dzieci podchodziły i żegnały w ten sposób babcię, wujka, ciotkę. Ucałowałem też mojego brata ciotecznego, młodszego ode mnie o kilka lat, który zginął w tragicznym wypadku. To było normalne i ułatwiało pogodzenie się z sytuacją. Ludzie, którzy zostali, potrzebują rytuału pożegnania. Żyjąc w mieście, higieniczni i estetyczni, nie chcemy na to patrzeć i uważam, że jest to ze szkodą dla przeżywania, dla emocjonalności, dla radzenia sobie z żałobą. Mam taki charakter, że lubię się skonfrontować. Pożegnanie jest czymś, z czym musimy się uporać. Takie ekstremum jest dla mnie lepsze niż ucieczka. Dopiero pracując nad tą płytą, zdałem sobie sprawę, że większość osób, które zaprosiliśmy do naszego projektu, patrzy na to z innej perspektywy. Nie są to wiejskie dzieci, które były na dziesiątkach pogrzebów, tylko mieszczanie, którzy nie znają innego systemu i innego pożegnania. To determinuje na maska - dodaje.
Serwisy streamingowe są zaprojektowane tak, by oglądać je bez końca, internet nie ma granic, a współczesny człowiek jest przekonany, że może wszystko. Cywilizacja wyparła odchodzenie na bezpieczny margines.
- Śmierć wokół nas jest cały czas, podobnie jak życie - przypomina Jarek Ważny. - Tworząc ten album, zainteresowałem się tym, jak obrządek pogrzebowy wygląda i wyglądał w innych miejscach. I tak natrafiłem na tekst o dawnej Rumunii. W jednej izbie odbywała się stypa, a w drugiej wesele. Zdarzało się, że nowożeńcy czekali, aż ktoś umrze na wsi, żeby móc po bożemu, z popem, przez to wszystko przejść. To jest przykład z pogranicza, ale oddaje sens, który nam przyświecał. W tym obłoku śmieci i życia cały czas funkcjonujemy.
Zwyczaje pogrzebowe
Wraz z uciekaniem od myśli o śmierci, oddaliliśmy się od tradycji, która ją oswajała. Dziś, organizując pogrzeb, w większości zdani jesteśmy na łaskę właścicieli wyspecjalizowanych zakładów. I tak jako społeczeństwo dobrnęliśmy do momentu, w którym najważniejsze chwile w naszym życiu rozgrywają się w pożyczonej estetyce. Zarówno ojciec prowadzący do ołtarza pannę młodą, jak Frank Sinatra grany na pogrzebie, mają przecież obcy rodowód.
- W 1998 roku powiedziałbym, że to wynika ze wstydu - stwierdza Radek. - Teraz jest go coraz mniej. I nie chodzi mi postępującą akceptację disco polo. Po czasie zachłyśnięcia się wolnością, zachodem i dobrami, których sami nie potrafiliśmy wytworzyć, jest coraz większe skłanianie się ku szukaniu naszych rozwiązań. Widać to w obrządku weselnym. Chociażby modna w ciągu ostatnich lat nowoczesna stodoła, jest nawiązaniem do polskiego standardu. Podobnie jest z jedzeniem. Poszukiwanie produktów, które są niemarketowe, wyprodukowane ekologicznie, to już nie jest fanaberia najbogatszych. Ludzie zauważają, że one są po prostu lepsze. Oczywiście nie wszystkich na to stać, ale we wszystkich dziedzinach życia widać ten zwrot ku poszukiwaniu w naszej tradycji rzeczy wartościowych - podkreśla.
Biorąc pod uwagę to, co mają do przekazania teksty, które na swój warsztat wzięły Polskie Znaki, droga, która trzeba pokonać, zdaje się być warta zachodu. Bo gdyby ludowa mądrość dotycząca przemijania mogła się reklamować w internecie, to hasłem byłoby „Terapeuci ją przeklinają. Znalazła sens życia”.
- Wszystko sprowadza się do prostych zasad: przed śmiercią nie uciekniesz i trzeba pogodzić się z tym, co ktoś kiedyś nazwał memento mori - mówi Jarek. - Przekładając to na współczesny dyskurs, można powiedzieć, że nie liczy się, w jakim opakowaniu pójdziesz do tej ziemi: będziesz fit, czy gruby, z botoksem czy bez, łysy czy po przeszczepie za ciężkie pieniądze. Wszystko zamieni się w proch. To bardzo proste rzeczy, które może nigdy do człowieka nie dotarły, bo nikt mu o nich nie mówił. Za to często słyszał, że jest piękny, wspaniały, może kształtować siebie i swój świat tak jak chce i to, co się wydarzy nie jest ważne. Aż nagle przychodzi śmierć i mówi: „to jest koniec, odstawiasz siłownię i wege posiłki”. Wtedy człowiek i jego bliscy tracą grunt pod nogami. A przecież finał jest do przewidzenia i warto się do niego przygotować - zaznacza.
Płytę, na którą składa się dziesięć pogrzebowych pieśni, zatytułowali „Rzeczy ostatnie”. Trafnie i krótko. Choć zapytani o to, jak sami rozumieją te słowa, udzielają nieoczywistej odpowiedzi.
- Jestem wyczulony na myślenie, co po mnie zostanie, ale nie chodzi o spuściznę, tylko o to, co zostawię mojej żonie, dzieciom, rodzinie - zdradza Radek. - Można im pomóc przeżywać to wszystko lepiej, nie dokładając problemów. To jest ważny element życia, który bagatelizujemy. Wielu ludzi zostawia po sobie ogromny bałagan, który ciągnie się przez lata. Nie chciałbym, żeby rzeczą ostatnią było zaniedbanie bliskich - podkreśla.
Podobne podejście ma Jarek.
- Rzeczy ostatnie to te, które cały czas odkładamy na jutro - mówi krótko. - Zadawnione urazy, niespłacone długi, wszystko to składa się na taki konglomerat spraw, które człowiek - im jeszcze młody i ma dużo siły - powinien czym prędzej załatwić. Wyłączenie światła może nastąpić w najmniej oczekiwanym momencie i może być to jedna decyzja człowieka, który wciśnie atomowy guzik. Jeśli ktoś jest wierzący, to ma nadzieję, bo ufa i liczy na zbawienie. Z kolei dla niewierzących w potęgę absolutu, jedynym rozwiązaniem jest, żeby tutaj jako tako się poukładać, bo nic innego nie będzie - podsumowuje.
Koniec jest zawsze taki sam - dość przewidywalny i bezlitośnie sprawiedliwy. W moim autorskim cyklu "Pożegnania" chcę oswajać tematykę związaną z odchodzeniem. Przemijamy i nie ma w tym nic niezwykłego. Dlaczego więc, boimy się o tym mówić? Można udawać, że tematu nie ma, ale to nie zmienia faktu, że nikt nie będzie miał więcej, niż jest mu pisane.
Chcesz podzielić się swoją historią? Napisz do mnie: adam_barabasz@discovery.com.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Eteryczna poetka, która odważnie opisała swoją walkę z rakiem szyjki macicy. Kim naprawdę była Maria Pawlikowska-Jasnorzewska?
- Śmierć na COVID-19 bez pożegnania. „Rzeczy mamy wyniesiono na chodnik w worku na śmieci”
- Urszula Urbaniec buduje skrzypce i walczy o miejsce kobiet w lutnictwie. "Uwaga im się po prostu należy"
Autor: Adam Barabasz
Źródło zdjęcia głównego: Kobas Laksa / Agora Muzyka