Jolanta Jurkowlaniec i jej poszukiwanie własnej ścieżki zawodowej
Restauracja Dinette Jolanty Jurkowlaniec świętuje w tym roku 10 lat istnienia. Choć na początku swojej drogi zawodowej kobieta chciała robić coś zupełnie innego.
- Moja droga zawodowa była bardzo bujna i burzliwa. Mój pierwszy pomysł na siebie to było dziennikarstwo w Warszawie. Ale nic z tego nie wyszło. Później zaczęłam pracę w fast foodzie. Nauczyło mnie to pewnej kultury organizacyjnej, procedur, zasad. Rzeczywiście dla mnie, wówczas 19-letniej dziewczyny, była to kapitalna lekcja - tłumaczyła Jolanta Jurkowlaniec w rozmowie z Darią Pacańską z serwisu dziendobry.tvn.pl.
Po anglistyce wybrała się na zarządzanie przedsiębiorstwami. Później znowu pojawiła się Warszawa i praca w jednej z największych firm audytowych w Polsce.
- Poznałam męża i wszystko się zmieniło, bo musieliśmy zostać we Wrocławiu i nie żałuję, na szczęcie. Rzeczywiście zajęło mi to trochę czasu, bo dopiero po 30-tce. Miałam 34 lata, zdecydowałam, że chcę otworzyć restaurację - wspominała.
- Ja dzisiaj powtarzam mojej córce 23-letniej: "nie przejmuj się, rób mnóstwo rzeczy, bo na samym końcu im więcej doświadczasz, im więcej sprawdzasz siebie w różnych sytuacjach, tym więcej o sobie wiesz. Być może te wszystkie doświadczenia są potrzebne, żebyś mogła robić coś o czym dziś nie masz jeszcze pojęcia" - dodała restauratorka.
"Pracowałam po 14 godzin"
Jolanta Jurkowlaniec podkreśla, że początki prowadzenia restauracji nie były łatwe. Na początku wszystkim zajmowała się sama.
- To był rok, kiedy było Euro w Polsce, więc rzeczywiście puściuteńkie ulice, nikt nie chodził do restauracji. Z konieczności sama pracowałam na sali, obsługiwałam gości. Zaczynałam o godzinie ósmej od posprzątania, potem obsługiwałam gości, potem kończyłam, zamykałam. Pracowałam po 14 godzin - opowiadała.
Po powrocie do domu kładła się na łóżku i patrzyła z przerażeniem w sufit. Na sali było niewielu gości, a umowę na wynajem lokalu podpisała na pięć lat. Zmiana nastąpiła jesienią, kiedy wrocławianie wrócili z urlopów.
- Ja do dzisiaj się śmieję, że wjechałam na autostradę, gdzie najbliższy zjazd był dopiero za pięć lat, więc nie za bardzo masz wyjście. Musisz wstawać rano i robić wszystko, co w twojej mocy, żeby to się nie przewróciło. To jest mój największy powód do dumy, że wciąż mam ze sobą ludzi, którzy wtedy ze mną zaczynali i tak samo jak ja wierzyli w ten projekt - zaznaczyła nasza rozmówczyni.
Wsparcie rodziny
Restauratorka podkreśla, że wsparcie rodziny jest bardzo ważne i to właśnie ona jej pomogło, kiedy przeżywała najtrudniejsze momenty.
- Ja postanowiłam realizować się w Dinette. To była decyzja wspólna, którą podjęliśmy z mężem i on mimo, że powiedział: "masz absolutnie pełne wsparcie", chyba nie zdawał sobie sprawy, co to oznacza. Rzeczywiście ciężar opieki nad naszymi dziećmi wówczas w 90 proc. spadł na niego. To jest bardzo ważne, żeby panowie wspierali swoje partnerki w rozwoju zawodowym, bo tylko wtedy on jest możliwy - podsumowała.
Zobacz także:
- Kucharski, Hołowczyc i Drozda oczami ich dzieci. Jak panowie radzą sobie w roli ojców?
- Przedpremierowym pokaz filmu "Elvis". "Był uosobieniem męskiej charyzmy, wrażliwości"
- Nie żyje gwiazda "You Can Dance". Michał Piróg: "Moje serce pęka"
Autor: Daria Pacańska
Reporter: Daria Pacańska