"To walka z samym sobą, ze swoim podnieceniem i pożądaniem". Dlaczego mężczyźni uczą się kontrolować swój orgazm?

Para kochanków. Zbliżenie.
Edging, czyli balansowanie na granicy orgazmu.
Źródło: Ghislain & Marie David de Lossy/Getty Images
Edging, określany też mianem surfowania w seksie, to osobliwa sztuka balansowania na krawędzi orgazmu. Praktyka mająca na celu odwlekanie momentu szczytowania stosowana jest głównie przez mężczyzn, jednak zdarza się, że także kobiety przekonują się do zalet takiego rozwiązania. Co kieruje osobami, które podczas zbliżenia z partnerem pragną za wszelką cenę opóźnić punkt kulminacyjny? O tym rozmawialiśmy z seksuologiem i psychoterapeutą, Andrzejem Gryżewskim.

Edging można uprawiać zarówno w parze, jak i w pojedynkę. Termin określający unikatową technikę praktykowania czynności seksualnych wywodzi się z angielskiego słowa "edge", które w dosłownym tłumaczeniu oznacza "krawędź".

Edging - co to jest?

Balansowanie na krawędzi orgazmu to umiejętność, która wymaga znajomości określonych technik, a co za tym idzie także świadomości potrzeb i reakcji własnego ciała. Rozmyślne odwlekanie rozładowania napięcia seksualnego, przy jednoczesnym odczuwaniu pobudzenia wynikającego z masturbacji lub kontaktu z drugą osobą, to niełatwa sztuka, a jednak znajduje ona wielu zwolenników.

Na przestrzeni 15 lat mojej praktyki zawodowej spotkałem wielu mężczyzn, którzy regularnie balansują na krawędzi orgazmu. Kiedy pytałem jak przebiega ich życie, zwykle okazywało się, że są to osoby, które inaczej przetwarzają przyjemności. Typowe uciechy, takie jak jedzenie, pójście do teatru czy kina, nie robią na nich większego wrażenia. Dlatego w seksie odwlekają dojście do orgazmu, balansują na jego granicy. Chcą się nasycić, poczuć wreszcie coś więcej. Być może wynika to z tego, że ich mózgi słabiej przetwarzają dopaminę

- ocenia Andrzej Gryżewski. Doświadczony seksuolog nie ma wątpliwości, że ta osobliwa praktyka jest zdecydowanie częściej stosowana przez mężczyzn. Kobietom trudniej jest osiągnąć satysfakcję podczas zbliżenia, dlatego przeważnie zgłaszają się do seksuologa z pytaniem o to, jak dostosować swoją seksualność do partnera i przyspieszyć moment szczytowania. Bardzo rzadko zależy im na tym, by go odwlekać.

Świadome opóźnianie orgazmu znacząco przedłuża stosunek, przez co zbliża do siebie kochanków i pozwala im poświęcać więcej czasu na miłosne uniesienia. Pozostawanie w fazie podniecenia seksualnego przez dłuższy czas jest bardzo istotne zwłaszcza dla kobiet. Mężczyźni często decydują się stosować technikę edgingu właśnie po to, by zaspokoić potrzeby swoich wybranek.

- Nie ma się co oszukiwać, dla większości panów osiągnięcie orgazmu oznacza koniec zabaw seksualnych . Mężczyźni, którzy świadomie podchodzą do seksu, starają się odwlekać wytrysk, bo wiedzą, że wtedy partnerka bardziej się nasyci. Wiele kobiet jest multiorgazmicznych, po jednym szczytowaniu nie odwracają się plecami i nie zasypiają, mają ochotę na kolejne doświadczenia. Naturalnym jest to, że jeśli partner chce towarzyszyć kobiecie w aktywności seksualnej, musi ten orgazm odraczać. Szerzej pisałem o tym w książce "Sztuka obsługi penisa" - tłumaczy ekspert.

Zdaniem seksuologa, zalety edgingu dostrzegają także osoby, które większość swojego czasu pożytkują na ciężką pracę. - Spotykam informatyków, prawników, oni często pracują nocami, czyli wtedy, kiedy życie rodzinne zamiera, bo wszyscy wokół już śpią. Siedzą nad aktami sądowymi czy nad kodem, który muszą napisać. Kiedy nastaje 3:00 w nocy, czyli tak zwana "godzina tygrysa" (jesteśmy wtedy najmniej czujni, za to najbardziej senni), oni włączają sobie pornografię albo się masturbują, długo fantazjują i odwlekają ten orgazm, żeby podtrzymać się energetycznie i odzyskać koncentrację - wyjaśnia Andrzej Gryżewski.

Zobacz wideo: Nieznany zawód – koordynator scen intymnych

Nieznany zawód – koordynator scen intymnych
Źródło: Dzień Dobry TVN

Kontrolowanie orgazmu - czy można się tego nauczyć?

Umiejętne balansowanie na krawędzi orgazmu pozwala delektować się zbliżeniem z ukochaną osobą, jednak opanowanie tej techniki do perfekcji wymaga cierpliwości, a przede wszystkim treningu. Zdarza się, że mężczyźni opracowują własne metody na opóźnienie momentu szczytowania. Niektóre z nich mogą wydawać się zaskakujące, inne wiążą się z nie lada wysiłkiem.

- Kiedy pytam swoich pacjentów, w jaki sposób nabyli taką umiejętność, okazuje się, że dla większości z nich jest to walka z samym sobą, ze swoim podnieceniem, pożądaniem. Z czoła cieknie im pot i jest to wielki wysiłek. Istnieją też tacy panowie, którzy w momencie bardzo silnego podniecenia myślą o czymś aseksualnym, czyli o swojej matce, o swojej teściowej, o matematyce, jeśli są humanistami, o jakiejś przykrej sytuacji, której doświadczyli, gdy ktoś ich gonił lub zastraszał. To momentalnie obniża ich podniecenie i przez kolejne dwie minuty mogą się kochać, a orgazm i wytrysk nie występują. To dla nich bajecznie proste, bo wystarczy, że zamkną oczy i wyobrażą sobie taką scenę z życia wziętą - tłumaczy ekspert. Dodaje też, że choć wiele osób dostrzega zalety takiego rozwiązania, edging niesie za sobą także liczne zagrożenia, których pod żadnym pozorem nie należy bagatelizować.

- Z jednej strony to bywa pozytywne, bo partnerki takich mężczyzn cieszą się z długiej i satysfakcjonującej aktywności seksualnej. Można jednak zapędzić się w ślepą uliczkę. Takie praktyki mogą doprowadzić do problemów z uzyskaniem orgazmu. Jeśli ktoś latami go odraczał, wyćwiczył się w tym balansowaniu na krawędzi szczytowania, to po prostu może utrwalić u siebie trudność w osiąganiu wytrysku. Często spotykam pary, które przychodzą do mnie i starają się o dziecko. Okazuje się, że mężczyzna tak wyćwiczył się w odraczaniu orgazmu, że nie może doprowadzić do zapłodnienia. Wszystko jest dobre, ale z umiarem - podsumowuje Andrzej Gryżewski.

Zobacz także:

Autor: Magdalena Brzezińska

Źródło zdjęcia głównego: Ghislain & Marie David de Lossy/Getty Images

podziel się:

Pozostałe wiadomości