Karolina Bisping- Adamik była przekonana, że musi działać. Mogła liczyć na wsparcie męża i przyjaciół. To wystarczyło, aby projekt "Day Care", który zakiełkował w głowie kreatywnej mamy, nabrał realnych kształtów i uruchomił lawinę wsparcia. Co się za nim kryje? I dlaczego ułatwi życie ukraińskim mamom? Odpowiedzi na te pytania szukała Lidia Ostólska, redaktorka portalu dziendobry.tvn.pl.
Wojna w Ukrainie
"Day Care" - krakowski projekt niesienia pomocy mamom i dzieciom z Ukrainy
Lidia Ostólska, dziendobry.tvn.pl: - Niemal w każdej polskiej rodzinie jest osoba, która zamiast przyglądać się biernie, aktywnie włącza się w pomoc dla Ukrainy. Pani także postanowiła działać. To był impuls? Czy idea wybiegająca w przyszłość?
Karolina Bisping-Adamik, pomysłodawczyni Day Care - Centrum Warsztatowego pod Baranami w Krakowie: - Pierwszym impulsem była chęć pojechania na przejście graniczne z Ukrainą. Drugim chęć przywiezienia uchodźców i zorganizowanie im noclegu, choć wiedziałam, że w naszym mieszkaniu zapewnienie odpowiednich warunków na dłużej dla gości nie będzie łatwe, sama jestem mamą trójki dzieci.
Tydzień temu jeszcze nie wiedzieliśmy, jakie są oczekiwania, a konwoje z pomocą dopiero się organizowały. Dlatego mój mąż, choć mnie wspierał, miał wiele wątpliwość, bo czuł, że skończy się to tak, że albo on zostanie z dziećmi, a ja wsiądę w samochód i nie wiadomo, kiedy wrócę lub ta odpowiedzialność spadnie na niego. Kolejki przy granicy wydłużały się, a ja zaczęłam zastanawiać się, jak jeszcze mogę pomóc.
Wówczas narodził się pomysł stworzenia punktu opieki dziennej dla dzieci i ich opiekunów?
Jestem mamą i zaczęłam identyfikować się z sytuacją, w której znalazły się ukraińskie kobiety, mamy i babcie. One przyjeżdżają do nieznanego miasta, do tego mają do czynienia z barierą językową i mnóstwem formalności. Każda mama przyzna, że załatwianie sprawy w urzędzie z dzieckiem na rękach nie należy do przyjemności. Jakby tego było mało, do tego dochodzą emocje, które trudno nam sobie wyobrazić.
Pomysł faktycznie narodził się w mojej głowie i pewnie by w niej pozostał, gdyby nie ludzie wokół mnie, którzy zdecydowali się zaangażować w powstawanie tej placówki. Zależało nam na stworzeniu miejsca w Krakowie, dla setki ukraińskich dzieci i ich mam, w którym poczuliby się zaopiekowani w ciągu dnia.
Czy zawodowo zajmowała się pani opieką nad dziećmi, czy instynkt macierzyński podpowiadał pani, że to jest właściwy kierunek?
Absolutnie nie mam żadnego doświadczenia zawodowego w tym zakresie. Mam dzieci w wieku szkolnym, a jedno chodzi do przedszkola i zawsze podziwiałam cierpliwość nauczycielek i przedszkolanek oraz ich powołanie do zawodu. Jeszcze tydzień temu nie przyszłoby mi do głowy, że będę otwierać taki punkt opieki dziennej – Day Care - dla rodzin z Ukrainy. Na co dzień zajmuję się organizacją festiwali i wydarzeń kulturalnych, dlatego miałam śmiałość zaangażować się w ten projekt. Szybko skontaktowałam się z osobami, które mają przygotowanie merytoryczne. Nieoceniona okazała się pomoc dyrektorki publicznego przedszkola, która dzieli się z nami swoim doświadczeniem w prowadzeniu takich placówek.
"Day Care" - pomoc dla uchodźców z Ukrainy przy Rynku Głównym w Krakowie
Ludzie to filar, ale miejsce, które udało się pozyskać, założonej w tym celu fundacji, jest wyjątkowe.
Tak. To był moment, w którym wiedziałam, że to, co powstało w mojej głowie, naprawdę się wydarzy. Chwila, w której Jan i Matylda Potoccy poinformowali mnie, że są skłonni udostępnić sale Pałacu pod Baranami pod tę działalność, była przełomowa. Prawie trzysta metrów kwadratowych powierzchni w kamienicy przy Rynku Głównym w Krakowie. Piękne, zabytkowe sale wynajmowane do tej pory komercyjnie, zostały przeznaczone na wyłączność pod działalność naszej fundacji. Właściciele byli skłonni odwołać rezerwacje ustalonych wcześniej eventów, to było coś nieprawdopodobnego. Wiedziałam, że to musi się udać.
I to był początek dobrych wiadomości. Lawina wsparcia ruszyła. Kto jeszcze zaoferował pomoc?
Skala pomocy mnie zaskoczyła. Czymś innym jest omawiane pomysłu z przyjaciółmi, z którymi się znam i współpracuję od lat, a czym innym koordynowanie projektu, w który dziesiątki osób angażują się non profit. Swoją cegiełkę do projektu dołożyli: prawnicy, tłumacze, graficy, ukraińskie studentki pedagogiki w Krakowie, aktywiści, Kino pod Baranami, fundacja New Era Art oraz Pracownia Arete, która koordynuje działania animatorów. Nieoceniona jest też pomoc agencji eventowej, która pomaga nam logistycznie i wielu innych osób i organizacji, które dołączają do nas każdego dnia. Po ogłoszeniu zbiórki na stronie pomagam.pl w ciągu niespełna dwóch dni, zebraliśmy potrzebną kwotę, a ludzie wciąż chcieli włączyć się do akcji. To niesamowite.
O jakiej kwocie mówimy?
Założyliśmy zbiórkę na kwotę 67 000 zł. Mieliśmy wszystko wyliczone: 20 000 złotych na wynagrodzenie dla nauczycielek, 32 000 złotych na catering dla setki dzieci oraz 15 000 złotych kosztów operacyjnych, które chcieliśmy przeznaczyć na wyposażenie pomieszczeń i dodatkowe rzeczy potrzebne do uruchomienia "Day Care" a wraz z nim punktu informacyjnego dla Ukrainek.
I choć przy zbiórce widniał napis, że "cel został osiągnięty", nadal zgłaszały się do nas osoby chętne do pomocy. Odebrałam wiele telefonów z propozycją udostępnienia dodatkowych pomieszczeń w obrębie Rynku Głównego od firm, które z powodu pandemii zmieniły styl pracy na zdalny i dysponują pomieszczeniami do bezpłatnego wykorzystania przez najbliższe miesiące, a wiadomo, że czynsze w tej lokalizacji są bardzo wysokie. To budujące, bo nikt z nas nie wie, jak długo ta sytuacja będzie trwać i jak długo ukraińskie rodziny będą potrzebowały wsparcia.
Właściciele firm sami zgłaszają się do pomocy
Zgłosił się do nas pan, który zaoferował pomoc przy zrobieniu mebli, sam zorganizował ekipę, która wykona je w ciągu kilku najbliższych dni. Podłogi zostaną zabezpieczone wykładzinami też na koszt producenta, a od belgijskiej firmy, która pocztą pantoflową dowiedziała się o naszej działalności, spodziewamy się lada dzień kuriera z przesyłką niespodzianką. Inni za pośrednictwem mediów społecznościowych organizują zbiórkę rzeczy potrzebnych do wyposażenia pomieszczeń, dodatków i zabawek. Właściciele firm zgłaszają się do nas i pomagają bezinteresownie, bo chcą. Nie liczą na nic w zamian. To jest piękne! Co nas łączy? Jesteśmy rodzicami i czujemy, że ten projekt ma sens. Dlatego, dopóki będziemy mieli pieniądze i będzie taka potrzeba, będziemy to robić.
Od kilku dni jest pani na wysokich obrotach. Cały czas w biegu. Ta adrenalina dodaje skrzydeł?
Faktycznie projekt ruszył jak szalony, nawet nie miałam czasu sprawdzić, co dzieje się w mediach. W tym momencie złe komunikaty do mnie nie docierają, wszyscy skoncentrowaliśmy się na tym, aby zrobić coś dobrego, aby jak najszybciej uruchomić pomoc. Nie ukrywam, że Day Care - Centrum Warsztatowe pod Baranami to także wielka pomoc dla mnie samej zmierzenia się z tą sytuacją.
Psycholożka, z którą niedawno rozmawiałam, powiedziała, że to rodzaj terapii, że w ten sposób przepracowujemy "narodowe traumy", zgadza się pani z tym stwierdzeniem?
Widzę, że mi to bardzo pomaga. To zjawisko postrzegam jako narodową mobilizację, która uruchamia się w nas w ciężkich chwilach. I to w Polakach lubię najbardziej. W ostatnim czasie nie na każdym polu byliśmy zgodni, ale w sytuacji kryzysowej potrafimy wspólnie działać, mamy jeden cel. I chciałabym, aby to trwało jak najdłużej, bo takich chwil się nie zapomina.
Gdyby ktoś chciał dołączyć do międzynarodowego teamu Day Care – Centrum Warsztatowe pod Baranami, co powinien zrobić?
Przed nami cały tydzień przygotowań. Chcemy skupić się na spotkaniach z wolontariuszami. Pierwsze z nich odbędzie się 7 marca o godzinie 19:00 w Pałacu pod Baranami. Osoby, które nie będą miały możliwości uczestniczenia w nim, mogą kontaktować się z nami za pośrednictwem strony internetowej i mediów społecznościowych. Chcemy, aby w naszym punkcie Day Care – Centrum Warsztatowe pod Baranami poza opieką nad dziećmi sprawnie funkcjonował punkt informacji i porad prawnych dla Ukrainek.
Zobacz także:
- Ukraina przed i po ataku Rosji - zdjęcia, które pokazują skalę zniszczeń
- Dzieci z Ukrainy znalazły schronienie w Polsce. "Moim marzeniem jest, żeby nie było żadnej wojny"
- Poznańskie zoo ratuje zwierzęta z Ukrainy. Jak można im pomóc?
- 30 lat doświadczenia
- Od 2014 roku z misją w Ukrainie, z biurem pomocowym w Kijowie
- Opiera się na 4 zasadach: humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i niezależności
- Regularnie publikuje raporty finansowe ze swoich działań
Autor: Lidia Ostólska
Źródło zdjęcia głównego: Hill Street Studios/Blend Images/Getty Images