Uwaga! TVN: Ujawniono ostatnie SMS-y ciężarnej Izabeli ze szpitala w Pszczynie. "Zaczekają, aż umrze"

Śmierć 30-letniej Izabeli
Śmierć 30-letniej Izabeli w szpitalu w Pszczynie
Źródło: Uwaga! TVN
Opinia publiczna żyje tematem śmierci ciężarnej 30-latki w szpitalu w Pszczynie. Zdaniem pełnomocników rodziny, lekarze nie uratowali życia kobiety, czekając na obumarcie płodu. Reporterzy programu Uwaga! TVN postanowili przyjrzeć się sprawie.

Będąca w piątym miesiącu ciąży, pani Izabela zmarła w szpitalu na sepsę. Prawie dobę przed śmiercią pisała do swojej mamy, że boi się o swoje życie. Zdaniem pełnomocnika rodziny, lekarze ze szpitala w Pszczynie czekali aż płód sam obumrze, nie podejmując działań, które mogłyby uratować życie kobiety.

Uwaga! TVN: Jak 30-letnia Izabela trafiła do szpitala?

Pani Izabela była w 22. tygodniu ciąży. Z badań, które wykonała na początku września, wynikało, że dziecko może mieć liczne wady. Mimo tego, zdecydowała się donosić ciążę.

- Wnuczka przewróciła się podczas zabawy i rozbiła nos. Był duży krwotok. Córka pojechała z nią do szpitala do Bielska-Białej. Jak wracała ze szpitala, zadzwoniła i powiedziała, że chyba odeszły jej wody, pewnie ze stresu. Dostała skierowanie do szpitala w Pszczynie – opowiada pani Barbara, matka Izabeli.

Kobieta do szpitala miała stawić się następnego dnia. Matka pani Izabeli podkreśla, że córka bardzo się bała, o czym pisała jej w wiadomościach.

„Dziecko waży 485 gramów. Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć”, cytuje pani Barbara.

Aborcja
Aborcja
Historia pary, która zdecydowała się na aborcję

Przeczuwała śmierć?

Pani Izabela pisała do matki tak, jakby przeczuwała swoją śmierć. W kolejnych wiadomościach poinformowała ją, że zaczyna się bardzo źle czuć. Podejrzewała sepsę, co niestety okazało się właściwą diagnozą.

Kolejne wiadomości były coraz bardziej niepokojące.

„Dali kroplówkę, bo z gorączki się trzęsłam. Dobrze, że termometr wzięłam, bo nikt nie mierzy. Miałam 39.9”, przywołuje pani Barbara.

- Sygnalizowała, że się boi o życie, że się bardzo źle czuje. Pisała, że na szczęście nie była sama na sali i jakaś kobieta wezwała lekarza, bo ona sama już nie była w stanie – mówi pani Barbara.

Rodzina twierdzi, że pani Izabela wyraźnie sygnalizowała personelowi szpitala, że źle się czuje. Podkreślają, że nikt nie monitorował, ani stanu płodu, ani matki, czekając biernie aż płód obumrze.

W końcu wykonane USG wykazało, że 22-tygodniowy płód obumarł. Podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Niestety, pacjentka zmarła.

- Nie mogłam w to uwierzyć, myślałam, że to nieprawda. Jak mogło spotkać ją takie coś w szpitalu? Przecież poszła tam po pomoc – zastanawia się matka pani Izabeli.

- Przyszedł szwagier z informacją, że Iza nie żyje. Nie mogłem w to uwierzyć, ale po chwili ubrałem się i poszedłem na policję. Szwagier pytał mnie, skąd wiem, że doszło do przestępstwa. Odpowiedziałem, że po wiadomościach, które wysyłała mnie i mamie ze szpitala – dodaje Michał, brat zmarłej kobiety.

Prokuratura prowadzi śledztwo. Lekarz, który pełnił wówczas dyżur, został dziś wezwany na przesłuchanie. Jak nieoficjalnie wiemy, nie uznaje, by popełnił jakikolwiek błąd, czy też niewłaściwie opiekował się pacjentką.

- Nigdy się z tym nie pogodzę, że jej już nie ma. Wydaje mi się, że to sen, z którego się obudzę, a ona do mnie przyjdzie. Wolałabym swoje życie za nią oddać. Nie wiem, jak to dalej przeżyję – zastanawia się pani Barbara.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości