Robert Motyka o relacjach z ojcem
Aleksandra Głowińska, dziendobry.tvn.pl: Mimo że to Ty jesteś osobą znaną, na planie programu "Rzeczy, których nie nauczył mnie ojciec" można było usłyszeć, że to pan Tadeusz, Twój tata, będzie gwiazdą programu. Jak się z tym czujesz?
Robert Motyka, prezenter radiowy i artysta kabaretowy: Okazało się, że wszyscy są fanami mojego taty, a ja niepotrzebnie obawiałem się o jego udział w tym projekcie. Bałem się, jak poradzi sobie z kamerą, jak wpłynie na niego bliskość ekipy filmowej. Tata wpuścił do swojego domu ludzi, przed którymi otworzył się i wyjawił kilka prywatnych i intymnych spraw, których strzegł przez całe życie. I poradził sobie lepiej niż ja. Reżyser żartował, że nakrył mnie czapką. Po kilku dniach stał się ulubieńcem ekipy.
Zdziwiło cię to?
Patrzyłem na ojca z dużym zdumieniem, bo nie znałem go z tej strony. Ale nie mogłem go poznać, bo wcześniej nie mieliśmy okazji, by szczerze przegadać niektóre tematy. Tymczasem okazało się, że to on został gwiazdą. I to bardzo szybko.
Jak wrażenia po pierwszym odcinku?
Tata obejrzał dwa pierwsze odcinki. Trochę się uśmiechał pod nosem. Nie rozmawialiśmy o tym, ale widać było, że się wzruszył. Szczególnie przy historii z panią Irenką. Myślę, że nie spodziewał się też tego, jak Sieniawa będzie wyglądać w kamerze. A w obrazku prezentuje się cudnie. Być może ja nie zwracałem dotąd na to uwagi, bo dla mnie to po prostu miejscowość, w której się wychowałem. Nigdy nie widziałem zdjęć z drona, nie zauważałem latających bocianów czy kombajnów koszących zboże. To jest fantastyczne, choć nie ukrywam, że mnie zaskoczyło. I chyba ojca też.
Początki były trudne?
Nasza relacja zmieniała się z odcinka na odcinek, ale nie było tam nawet jednej fałszywej nutki. Rzeczywiście na początku byłem powściągliwy. To tata był bardziej otwarty, prawdziwy i szczery. Ja się trochę nie mogłem wpasować w tory, że nagle stajemy z ojcem przed kamerą i mówimy otwarcie o swoim życiu. Tego nie robi się na co dzień, nie opowiada się o swoich intymnych relacjach z rodzicem. Zatrzymuje się te rzeczy dla siebie. Mnie się zdarzało mówić za dużo, tata mnie wtedy upominał: "Synek, musisz się uspokoić. Nie możesz w 15 minut opowiadać całego swojego życia".
Robert Motyka - co odziedziczył po rodzicach?
Temperament i wyostrzony żart zdecydowanie odziedziczyłeś po tacie.
Na pewno mam to po rodzicach. Moja mama była artystyczną duszą, grała na kilku instrumentach, skończyła szkołę muzyczną, pięknie śpiewała. Tata zawsze słynął z ciętego żartu. I muszę przyznać, że myliłem się co do jego poczucia humoru. Okazało się, że to wcale nie jest tak, że to ja jestem osobą, która wchodzi w towarzystwo i zawsze ma najfajniejsze historie do opowiedzenia, wokół której gromadzi się wianek słuchaczy i potrafi rozbawić każdego, nawet w kłopotliwych sytuacjach. Taką osobą jest mój tata. Odkryłem to podczas zakupów budowlanych, kiedy z rozpędu nawiązał relację z ekspedientką. Miałem wrażenie, stojąc z boku, że obserwuję jakiś wyreżyserowany spektakl.
Co jeszcze odkryłeś podczas nagrywania programu?
Odkryłem w tacie nieprawdopodobne pokłady siły. Mój tata jest po 70., choruje, jest po dużych przejściach emocjonalnych, stracił żonę. Te wszystkie rzeczy składały się na to, że widzieliśmy go jako starszego, miłego pana. Tymczasem okazało się, że wcale tak nie jest i że wielu rzeczy mogę się jeszcze od niego nauczyć.
Co cię najbardziej wkurza w tacie?
Oczywiście drażni mnie to, że mnie poucza. Mam 47 lat, dorosłego, 22-letniego syna. To już ja udzielam komuś rad. A tu cofam się do czasów, kiedy miałem kilkanaście lat i on mówi mi, co mam robić. Moje zdanie się nie liczy, jego się liczy. Dyskutujemy, przepychamy się. To nie był łatwy proces, ale dzięki niemu na nowo się odnajdywaliśmy. Ojciec odrobił lekcje, jeśli chodzi o relacje. Zrobił to lepiej niż ja. Dla mnie było to bardziej kłopotliwe, żeby rozmawiać, podejmować tematy, które pokrył już kurz.
Na przykład?
To było ważne, żeby porozmawiać o śmierci mamy. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nigdy nie mówiliśmy sobie "kocham cię". Trudno było nam wejść w głębszą relację, kiedy nie było mnie w domu.
Ile miałeś lat, kiedy opuściłeś rodzinny dom?
Nasza relacja została zerwana, kiedy miałem 15 lat. Wracałem do domu sporadycznie z okazji świąt czy urodzin. Dwa, góra trzy razy w roku, więc nie było momentu, kiedy mogłem się czegoś nauczyć od ojca i do niego zbliżyć. Oczywiście wciąż się kochamy, ale nie powierzaliśmy sobie sekretów. Nie siadaliśmy do rozmów na temat moich problemów czy rozterek. Całe życie, pomimo tej rozterki, wiedziałem, że mogę liczyć na ojca. Tak mnie wychował. Zawsze mi mówił, że gdyby coś się działo, było trzęsienie ziemi, grunt osuwałby mi się spod nóg, potrzebowałbym jego pomocy – to on jest. Ja z tą świadomością poszedłem w świat. Tata służy radą, pomocą. Tak było zawsze. Nawet przez te lata, kiedy ja byłem na drugim końcu Polski.
Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałaby wasza relacja, gdybyś nie wyjechał?
W okresie dojrzewania byłem bliżej z mamą. To wynikało z tego, że to ona od wczesnego dzieciństwa się mną opiekowała. Wtedy były też inne czasy. Dzisiaj rodzice dzielą się opieką nad dziećmi. Moja relacja z ojcem do zakończenia podstawówki była poprawna. On zarabiał na rodzinę, wychowywał nas twardą ręką, pilnował przestrzegania ustalonych zasad. Ale głębsze relacje stworzyłem z mamą i babcią. To im opowiadałem o pierwszych miłościach czy kłopotach. Z ojcem nie rozmawiałem o problemach, bo wydawało mi się, że to nie jest męskie i że jak mam problem, to muszę go rozwiązać sam. Nie zastanawiałem się, jak nasza relacja wyglądałaby, gdybym został w domu. Czy byłoby inaczej? Nie wiem. Obaj jesteśmy nerwusami, mamy podobny, choleryczny charakter. Strzelamy fochy w tym samym momencie, obrażamy się. Czerwony kolor działa na nas jak płachta na byka równolegle. A nie zostałem na miejscu z powodu taty.
Wyjazd to był jego pomysł?
To jest wspaniały dar od niego. Od mamy również, ale to tata był inicjatorem tego, żebym wypłynął na szersze wody i miał szansę spełniać swoje marzenia gdzieś dalej w świecie. To dzięki niemu wyjechałem do Jeleniej Góry, potem na Śląsk, a teraz mieszkam w Warszawie. To jest konsekwencja jego działań i decyzji, z którą się wtedy nie zgadzałem. Kiedy miałem 15 lat i ojciec mi powiedział, że mam wyjechać z domu, uważałem, że to najgorszy pomysł z możliwych. A teraz wiem, że gdyby nie to, nie byłbym w miejscu, w którym jestem. Jemu to zawdzięczam i odkryłem to w tym projekcie.
To jedyny przełom w tej relacji?
Wybaczam mu wiele rzeczy. Wybaczyłem mu, że nigdy mi nie mówił, że mnie kocha. Dziś wiem, że nie musi mówić. Zrozumiałem, że kiedy mój ojciec na moje "kocham cię", odpowiada: "ja wiem", to jest równoznaczne z "ja ciebie też".
Żałujesz, że tyle czasu zajęło Wam dojście do miejsca, w którym jesteście teraz?
Nie, niczego nie żałuję. Cieszę się, że mieliśmy okazję odnaleźć się na nowo. Pewnie gdybym cofnął czas, zachowałbym się tak samo. Dzięki temu programowi zrozumiałem i przemyślałem wiele rzeczy. Spojrzałem na tatę inaczej. Zobaczyłem go od nowa. Patrzę na niego i mówię: "Boże, ale to jest świetny facet". Jestem z niego dumny. Ja ze swoim doświadczeniem scenicznym, charyzmą, poczuciem humoru, pomysłami na życie i całym bagażem jestem w tyle za nim.
Jesteś zazdrosny?
Tak i to jest naturalne. Wydawało mi się przed projektem, że to ja jestem mistrzem świata. Nie. Ja jestem z tyłu za moim ojcem. To jest moje miejsce. I to jest fajne miejsce.
Dla kogo trudniejsze było otworzenie się?
Chyba dla mnie. Pracuję od 20 lat w mediach. Wiem, czym są social media. Wiem, jakie pojawiają się komentarze w sieci i zdawałem sobie sprawę z tego, na co nas narażam. To było dla mnie hamujące. Tata oczywiście nie ma pojęcia o tym, że być może ktoś w Internecie będzie niepochlebnie komentował nasz występ. On nawet nie ma Wi-Fi, a na Facebook mówi Pacebook. I dobrze. Bo właśnie dlatego jest naturalny i szczery.
Twój pogląd na ojcostwo zmienił się, kiedy sam zostałeś tatą?
Jak zostałem tatą, miałem 25 lat. Nie byłem kompletnie przygotowany na to, żeby nagle stać się ojcem. Stałem w rozkroku. Wydawało mi się, że właśnie rozpoczynam karierę w radiu. Kariera to wówczas było zbyt duże słowo, ale faktycznie zaczynałem pracę w rozgłośni. Wtedy wszystko postawiłem na jedną kartę. Wiedziałem, że będę radiowcem. Na przyjście dziecka na świat nie byłem gotowy emocjonalnie. Szczególnie że moja relacja z rodziną została zerwana, a nagle sam zostałem ojcem. Wiele tematów nie zostało przeze mnie przerobionych.
Było trudno?
Na początku tak. Nie radziłem sobie w wielu sytuacjach z moim synem. Na szczęście mam wspaniałą żonę, która wypełniła tę lukę wynikającą z mojej nieporadności. Na pewno popełniałem wiele błędów, kiedy mój syn dorastał. Zdałem sobie z nich sprawę i zacząłem je nadrabiać. Moja praca jest specyficzna. Od 17 lat żyję na walizkach, jeżdżę ze spektaklami kabaretowymi. Mnóstwo czasu zabrałem mi i mojemu synowi. Dziś mamy to wyjaśnione. Mój syn ma 22 lata, jest dorosłym mężczyzną. Przeprosiłem go. Pewnych rzeczy nie można odwrócić, ale patrzę w przyszłość. Wiem, że większość z nich można na nowo poukładać. Tak jak ja to zrobiłem ze swoim ojcem.
Myślisz, że jesteś lepszym ojcem, niż twój tata był dla ciebie?
Nie wiem, czy jestem lepszym ojcem. To pytanie do mojego syna. Staram się być jak najlepszym ojcem. Staram się nie popełniać błędów, które wydaje mi się, że popełniał mój ojciec. Staram się być dla niego wsparciem, a nie zrzędą, która go ciągle poucza. Staram się, żeby wiedział, że jestem zawsze, żeby mu pomóc, tak jak mnie nauczył ojciec. Chcę, żeby widział we mnie faceta, któremu można zaufać, co nie jest proste.
Da się nauczyć na czyichś błędach, czy jednak trzeba popełnić własne, by móc wyciągnąć lekcję?
Trzeba się uczyć na czyichś błędach. Powielanie szkodliwych schematów, które się obserwuje, jest nieracjonalne. Wydaje mi się, że wiem, gdzie ja popełniałem błędy i gdzie popełnił je mój ojciec, chociaż zdaję sobie sprawę, że wszystko, co robił, robił w dobrej wierze. Uważałem, że podejmowanie decyzji za dziecko to błąd. Dziś wiem, że mój ojciec dobrze zrobił, wysyłając mnie w świat, jednak swojemu synowi pozwoliłem decydować o sobie. O wielu rzeczach ze swoich ojcem nie rozmawiałem, ale jako ojciec rozmawiałem o nich z synem: o zagrożeniach, które czyhają w życiu, o wartości pieniądza. Mój ojciec zawsze powtarzał, że pieniądze nie są najważniejsze. Ważne, żeby być dobrym i uczciwym człowiekiem. Warto marzyć i realizować marzenia. Te same wartości staram się przekazać synowi.
A czego nie nauczył cię tata?
Nie nauczył mnie rozmawiać o problemach. To zawsze było zamiatane pod dywan. Albo ja byłem w przelocie i nie było okazji. Odejście mamy. Rozmowa o umieraniu. Wszyscy cieszymy się życiem, ale śmierć jest elementem tego. Nigdy o tym nie mówiliśmy. Nie rozmawialiśmy o miłości. Tych rzeczy nie nauczył mnie tata.
Trudno wam było znaleźć wspólny język?
Rozmawianie z rodzicem to nie jest taka prosta sprawa. Trzeba mu zaufać. Otworzyć się. Opowiedzieć bez wstydu. Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe. Kiedy urodził się mój syn, byłem zblokowany. Bo nie umiałem.
Masz żal?
Nie mam żalu i pretensji o to, że czegoś mnie nie nauczył, bo nie mógł mnie nauczyć. Nauczył mnie za to wielu innych rzeczy, które wysyłam w świat. Całe życie starałem się go nie zawieść. To nie znaczy, że robiłem coś dla niego, ale z myślą o nim. On mi powierzył skarb, kilka elementów, które mam w kieszeni. Patrząc w lustro, widzę swojego ojca. Jestem do niego podobny. I to mnie cieszy. Mam świetnego ojca.
Dlaczego pani Irenka jest dla ciebie od tylu lat panią Irenką?
Mama była najważniejszą osobą w moim życiu. Umarła nagle. Zniknęła z mojego życia. To była ogromna wyrwa. Tata miał depresję. Przez trzy lata nie potrafił wstać. To było coś naprawdę zatrważającego. Nie robił nic. W zasadzie tylko siedział na kanapie. Mijały dni. Nie były zrywane kartki z kalendarza. Nie były przekładane żadne rzeczy. Wyglądało to bardzo źle. Pogłębiało się. Ja byłem niepogodzony z odejściem mamy. Nigdy sobie nie wyobrażałem, że w fotelu, w którym zasiadała moja mama, może usiąść ktoś inny. A kiedyś przyjechałem i siedziała w nim pani Irena.
Nie chciałeś nigdy "skrócić dystansu" między wami?
Pani Irena zaproponowała, żebyśmy przeszli na ty. Pomyślałem sobie, że nie mogę. To jest partner życiowy mojego taty. Mówienie do pani Ireny: "Cześć Irena, jak się czujesz?", jakoś mi nie leżało. To pewnego rodzaju wyraz szacunku do pani Ireny. Bardzo ją kocham. Ona uratowała mojego tatę. Trzyma w garści ten dom i zaraża optymizmem. Jest zawsze uśmiechnięta, ona nigdy nie narzeka. Tego brakowało mojemu ojcu. Oni razem idą przez życie i ja się z tego powodu bardzo cieszę. Wiele musiało upłynąć lat, żebym podziękował jej za to, że wprowadza słońce do rodzinnego domu. Zrobiłem to w tym projekcie.
Zobacz też:
- Jest biologicznym ojcem, ale to nie on figuruje w akcie urodzenia córki. “To nie ja mu zgotowałam piekło”
- Biografia Marka Kotańskiego. "Był fenomenem w powojennej historii Polski. Udawało mu się walczyć z patologiami naszych czasów"
- Czy ojciec powinien być przy porodzie? Jaką Piotr Królik, Jakob Kosel i Rafał Maślak podjęli decyzję?
Autor: Aleksandra Głowińska
Źródło zdjęcia głównego: TTV