Czy warto wiązać się z samotnym ojcem? "Kiedyś jego dzieci spytały, czy zabiorę im tatę"

Partnerka ojca czy matka
Macocha
Źródło: fizkes/GettyImages
Kiedy rozpada się rodzina, opiekę nad dziećmi w głównej mierze przejmują kobiety. Bywają jednak sytuację, gdy to wyzwanie spada na mężczyzn, którzy po stracie żony sami muszą zmierzyć się z rodzicielstwem. Czy związek z samotnym ojcem z góry skazany jest na niepowodzenie? Czy kobieta, która go pokocha, będzie po prostu partnerką czy także matką dla jego potomstwa? Oto historie osób, które z różnych perspektyw doświadczyli tego, jak wygląda związek z mężczyzną, który sam wychowuje dzieci. 

Jak czują się dzieci, gdy w życiu ojca pojawia się nowa kobieta? Historia Małgosi

Gdy umiera ukochana żona, świat rozpada się na kawałki i mało kto wyobraża sobie, że kiedyś znów przyjdzie mu się zakochać. Zwłaszcza, gdy jej śmierć oznacza samotne rodzicielstwo, decyzja o nowym związku jest szczególnie trudna. Jednak wraz z upływem czasu i końcem żałoby wiele osób marzy o miłości. Ale czy nowa kobieta w życiu wdowca pełni jedynie rolę partnerki? Czy decydując się na związek z samotnym ojcem trzeba myśleć o jego dzieciach i starać się wypełnić lukę po śmierci ich mamy? Choć zapewne nie ma jednej odpowiedzi i każde życie pisze swój scenariusz, to warto spojrzeć na to z trzech perspektyw: partnerki, wdowca i córki. 

Małgosia straciła mamę mając zaledwie 9 lat. To doświadczenie na zawsze zmieniło jej życie. Po jej śmierci musiała nie tylko zmierzyć się z nową sytuacją i poradzić sobie z tęsknotą, ale także zaakceptować, że w życiu jej ojca pojawił się ktoś drugi. W rozmowie z Martyną Trębacz z portalu dziendobry.tvn.pl opowiedziała, jaką macochą była pierwsza partnerka taty.

- Moja mama odeszła jak miałam 9 lat, zmarła na raka. Mam jeszcze 4 lata młodszego brata, więc razem byliśmy w tym nieszczęściu. Dużo rzeczy z tamtego okresu umknęło mi, nie wiem, chyba wyparłam część wspomnień, które były dla mnie traumatyczne. Mama chorowała krótko, ale jak poszła do szpitala, to już z niego nie wróciła. Po jej śmierci tata był jakby zamroczony, w ogóle nie było z nim kontaktu. Ja chyba szybciej dojrzałam przez to wszystko, bo nawet jak o tym myślę, to nie mogę się nadziwić, że byłam wtedy taka mała, a już tak dojrzale myślałam. Martwiłam się o tatę, brata, chciałam być wsparciem i sama nie sprawiać kłopotów. W tamtym czasie nawet nie myślałam, że tata sobie kogoś znajdzie. Ale po roku zaczął się spotykać z Zosią. Znałam ją wcześniej, bo była pielęgniarką i w przychodni do której chodziłam. Lubiłam jak do nas przychodziła, mogę nawet powiedzieć, że zastępowała mi mamę. Miała w sobie tak dużo ciepła, że oboje z bratem lgnęliśmy do niej. Myślę, że spędzała w sumie więcej czasu z nami, niż z tatą. Czasami z boku mogło to dziwnie wyglądać, ale myślę, że ona nas naprawdę kochała i rozumiała. Sama w dzieciństwie przeszła przez to co my, wychowywała się bez mamy. Może dlatego nigdy nie stawała między nami a tatą. Wręcz przeciwnie, opiekowała się nami lepiej niż wszyscy inni. Była u nas prawie codziennie i czasami zostawała na noc, ale nigdy nie zamieszkała z nami. To trwało kilka lat aż w końcu przestała przychodzić. Najgorsze, że tata nic nam nie powiedział, jak pytaliśmy o nią, to zmieniał temat. On sam chyba sobie z tym wszystkim nie radził, zmienił się – powiedziała Małgosia.

Kolejna partnerka ojca nie tylko nie próbowała zaopiekować się rodzeństwem, ale starała się mieć jak najmniejszy kontakt zarówno z Małgosią, jak i jej bratem.

- Miałam wtedy 14 lat, wchodziłam w trudny okres i buntowałam się. Miałam żal, że nie ma mamy, a ja nie mogę się nikomu wyżalić, co czuję. Nowa dziewczyna taty była całkowitym przeciwieństwem mamy i Zosi. Jak przychodziła do nas, to nie zwracała na nas uwagi, w ogóle nie interesowała się nami. Już nie spędzaliśmy czasu razem tylko tata był z nami albo z nią. Mój brat bał się jej do tego stopnia, że musiałam się przenieść na noc do jego pokoju, bo bał się zasnąć. Od początku nastawiała tatę przeciwko nam i skarżyła na nas, tak że wiedzieliśmy, że nie może się dowiedzieć o nas niczego złego, bo nigdy nie stanie po naszej stronie. To był straszny czas, najbardziej wtedy brakowało mi mamy. Nie byłam zazdrosnym dzieckiem, chciałam żeby tata kogoś miał i ułożył sobie życie, żeby nie był sam jak my dorośniemy. Ale wiedziałam, że ona traktuje nas jak wrogów, jakbyśmy jej zagrażali. Dlatego, żeby jej zrobić na złość zawsze w jej towarzystwie mówiłam o mamie albo o Zosi. Ona się obrażała a tata się wkurzał, ale miałam chociaż chwilę satysfakcji. Są razem do dzisiaj, wybudowali dom i mieszkają na wsi. Ani ja, ani brat nigdy jej nie polubiliśmy, ona nas też. Ale jak szłam do liceum, to tata pozwolił, żebyśmy z bratem przenieśli się do dziadków, rodziców mamy – powiedziała Małgosia.

Po latach Małgosi udało się poukładać relacje z tatą i zaakceptować jego wybór. Postanowiła jednak, że odnajdzie jego pierwszą partnerkę – Zosię z którą od chwili rozstania nie miała kontaktu.

- Dzisiaj się widujemy co jakiś czas i relacje są trochę lepsze, bardziej neutralne. Mam już swoje życie i inaczej na to patrzę, tata chyba też. Teraz jak przyjeżdżamy do taty, to ona się usuwa trochę w cień, więc spędzamy z nim czas, a później znowu wracamy do siebie. Dzisiaj to nawet się cieszę, że tata nie jest sam, chociaż jego wyboru nie rozumiem. Ale po kilku latach odzyskałam kontakt z Zosią, znalazłam ją przez portal społecznościowy i odezwałam się. Zawsze będę wdzięczna za całe ciepło, które mi okazała. Gotowała nam obiady, odrabiała z nami lekcje, siedziała z nami w nocy, jak płakaliśmy za mamą. Słuchała opowieści o niej i nigdy nie dała po sobie poznać, że jest zazdrosna czy zła. Strasznie mi jej żal, bo miała dla nas tyle serca, a na końcu została sama. Nie mamy już takiego kontaktu jak w dzieciństwie, ale jak dorosłam, to bardzo chciałam się z nią spotkać i powiedzieć jej, jaka jest dla mnie ważna – powiedziała Małgosia.

Magdalena Bigaj, wiceprezeska fundacji "Dbam o Mój Zasięg"
10% młodych uważa, że jest w internetowym związku
Magdalena Bigaj, wiceprezeska fundacji "Dbam o Mój Zasięg"
Źródło: Dzień Dobry TVN

Jak wygląda związek z samotnym ojcem? Historia Pauliny

Choć mówi się, że miłość nie wybiera, to decyzja o związku z wdowcem, który samotnie wychowuje dzieci powinna być dobrze przemyślana. Taka relacja zmienia nie tylko życie partnerów, ale także dzieci. O tym, jak niełatwo jest zdobyć ich zaufanie i akceptację opowiedziała Paulina, która kilka lat temu zakochała się we wdowcu wychowującym dzieci. O tym, jak potoczyła się jej historia opowiedziała w rozmowie z Martyną Trębacz z portalu dziendobry.tvn.pl.

- Wchodząc w ten związek od początku wiedziałam jaka jest sytuacja. Przez kilka miesięcy spotykaliśmy się tylko we dwójkę, aż w końcu przyszedł ten dzień, że miałam poznać jego dzieci. Miały wtedy 7 i 6 lat, przyszłam na kolację. Miałam prezenty dla nich, ale były obrażone i nie chciały wyjść z pokoju. W końcu mój partner poprosił mnie, żebym poszła do domu, bo musi z nimi sam porozmawiać i kolacji nie było. Moje podchody trwały kilka miesięcy, już w końcu bałam się, że nic z tego nie wyjdzie, bo jak się spotykać z kimś kogo dzieci cię nie znoszą. Poprosiłam, żeby porozmawiał z psychologiem, żeby jakoś je przekonać. Za każdym razem stawiały opór, ale jakoś udawało nam się wytrwać cały wieczór. W końcu je do siebie przekonałam sposobem, w dzieciństwie trenowałam karate, kupiłam im kimono i pokazałam im podstawy. I one się do mnie zaczęły przekonywać powoli. Kiedyś spytały, czy zabiorę im tatę, czy go kocham i czy będą musiały mówić do mnie mamo. I ja im bez zastanowienia powiedziałam szczerze, że kocham ich tatę, ale nigdy nie będę ich mamą. Mogę być ich przyjaciółką, ale mamę ma się jedną i ja nie zajmę jej miejsca. Sama zaproponowałam, że jak chcą, to będą spędzały czas tylko z tatą, a ja wtedy nie będę przychodziła. Na początku tak było, ale nigdy nie zapomnę jak po jakimś czasie one same po mnie dzwoniły, żebym szła z nimi na pizzę albo do kina. I to był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu, bo przekonanie do siebie dzieci, które tak wcześnie straciły mamę to jest strasznie trudna rzecz – powiedziała Paulina.

Związek z samotnym ojcem był trudny nie tylko ze względu na niechęć jego dzieci. Także rodzina Pauliny była przeciwna jej decyzji. Czas pokazał, czy te obawy były słuszne.

- Miałam problem nie tylko z dziećmi partnera, ale i moimi rodzicami. Jak tylko powiedziałam, że spotykam się z wdowcem, który ma dzieci to rodzice byli stanowczo przeciwni. Mama powiedziała mi, że zawsze się lubiłam poświęcać, ale że to jest ponad moje siły i kiedyś będę żałowała. Wszyscy mi powtarzali, że jak ktoś ma już dzieci i jest wdowcem to nie szuka żony tylko opiekunki do nich. A ja nie chciałam wierzyć, bo zawsze rozmawialiśmy, że chcemy mieć swoje dzieci i być rodziną. Ale jak po 3 latach związku mój partner mi się nie oświadczył, to powiedziałam mu, że chcę czegoś więcej, a on się zaczął wycofywać. Nie powiedział tego wprost, ale dał mi do zrozumienia, że więcej dzieci nie planuje, chociaż jak zaczęliśmy się spotykać, to mówił coś innego. Zostawiłam go po prawie 4 latach. Strasznie to odchorowałam, bo tęskniłam nie tylko za nim, ale i za jego dziećmi. I wtedy sobie obiecałam, że nigdy więcej się nie zwiążę z kimś, kto ma dzieci. Z tego co wiem to ma kogoś, ale wydaje mi się, że on nie szuka związku tylko nie chce być sam. A jak przyjdzie moment deklaracji, to ucieknie. Ja sobie na szczęście też ułożyłam życie, dlatego mogę o tym, co przeżyłam spokojnie opowiedzieć – powiedziała Paulina.

Czy samotny ojciec ma prawo do miłości? Historia Pawła 

Czy związek z samotnym ojcem z góry skazany jest na niepowodzenie? Swoją historię w rozmowie z Martyną Trębacz z dziendobry.tvn.pl opowiedział Paweł, który po kilku latach samotności, chciał ponownie związać się z kimś. Do swoich planów podszedł jednak ostrożnie, wiedząc, że jego decyzja wpłynie nie tylko na życie jego i potencjalnej partnerki, ale także synka.

- Moja żona zmarła, jak nasz synek miał 4 lata. Kto tego nie przeżył, ten nie rozumie jak to jest. Ale nie było wyjścia, trzeba było się wziąć w garść, bo dziecko miało tylko mnie. Na początku żyłem pracą i domem, przy małym dziecku jest tyle obowiązków, że nawet nie myślałem, żeby się z kimś związać. Ale jak syn poszedł do szkoły, do pierwszej klasy, to sam zaczął pytać, dlaczego nie mam dziewczyny. I ja też już chciałem zakończyć żałobę, syn był starszy, bardziej samodzielny i trzeba było pomyśleć o sobie. Ale nie jest łatwo znaleźć kogoś, jak się jest samotnym ojcem. Bałem się zaangażować, żeby nie przyzwyczaić synka, a później się tłumaczyć, że nie wyszło. Zacząłem się umawiać przez portal randkowy. Na początku się zraziłem, bo jak tylko mówiłem, że mam syna i sam go wychowuję, to dziewczyny się wycofywały. I odłożyłem te randki na kilka miesięcy, aż w końcu sama napisała do mnie dziewczyna, Magda. Pisaliśmy chyba z miesiąc zanim się spotkaliśmy, bo dzieliło nas prawie 300 km. W tym czasie powiedziałem jej wszystko o sobie, wiedziała, że mieszkam sam z synem i że jestem wdowcem. Jej to nie przeszkadzało, tak jakby nie zraziła się i nie uprzedziła do mnie. Na pierwszą randkę to Magda przyjechała do mnie, bo mnie było ciężko się ruszyć w taką drogę z synem. Przywiozła mu prezent i tym mnie ujęła. Młody ją od razu polubił i sam później pytał, kiedy ciocia do nas przyjedzie. Spotykaliśmy się na odległość przez rok, a później Magda przeniosła się do nas. Od początku wszystko było między nami jasne. Powiedziałem, że syn jest na pierwszym miejscu, bo ma tylko mnie i muszę dbać najpierw o niego. Ona się nie wystraszyła, ale powiedziała, że chce mieć dzieci. Dwa lata temu wzięliśmy ślub i urodził się nam synek. Jak czasami koledzy pytają, jak to się nam udało, to zawsze mówię, że wszystko zależy od tego na kogo się trafi, mnie się poszczęściło – opowiedział Paweł.

Jak pokazują historie Małgosi, Pauliny i Pawła, życie pisze różne scenariusze. Samotne rodzicielstwo jest ogromnym wyzwaniem, a kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś drugi, sytuacja jest szczególnie trudna. I choć partnerka ojca nie musi być dla dzieci zagrożeniem, to warto pamiętać, że jej pojawienie się zmieni także ich życie. Co więcej, w przypadku rozstania, cenę także zapłaci każda ze stron. Dlatego choć nie sposób z góry przewidzieć, czy decyzja o związku z biegiem czasu okaże się słuszna, to warto mieć świadomość, jakie mogą być jej konsekwencje.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości