"Żyjemy i jesteśmy razem. Aktualnie nic więcej nie ma dla mnie znaczenia" - tymi słowami Martyna rozpoczęła swój poruszający wpis na Instagramie.
Martyna Chomacka z "MasterChefa" miała wypadek
W czwartek, 29 sierpnia Martyna, Łukasz i ich pies jechali autostradą A2 z Warszawy w kierunku Poznania. Około godz. 14:00 doszło tam do niebezpiecznej sytuacji na drodze.
- Mieliśmy poważny wypadek. Nasze auto zostało zmiażdżone z przodu i z tyłu. (...) To wszystko trwało może 2 sekundy. Pamiętam tylko, że Łukasz krzyknął do mnie "uważaj będę hamował!". Nagle auta przed nami mocno zwolniły. On zdążył. Był czujny i uważny ale już człowiek za nami nie. Wjechało w nas auto z pełną prędkością, bo jak później kierowca przyznał się policji "zagapił się". Nie patrzył wtedy na jezdnię. Może patrzył w telefon, a może z kimś rozmawiał. Teraz nie ma to znaczenia. Przez niego byliśmy o włos od śmierci - wyjaśniła Chomacka.
Ekspertka kulinarna dodała, że jej partner zachował zimną krew i zdążył zareagować. - Łukasz był na tyle przytomny, aby wymanewrować kierownicą w barierki. Dzięki temu my nie uderzyliśmy w żadne inne auto - przekazała Martyna.
Martyna Chomacka opisała kulisy wypadku samochodowego
Finalistka 7. edycji "MasterChefa" podkreśliła, że ona, Łukasz i pies cudem przeżyli ten wypadek.
- Zadziałały wszystkie systemy, poduszki i kotary uruchomiły się od razu. Po wypadku zarówno samo auto zadzwoniło po pomoc, jak i mój telefon. Byłam w szoku, że nagle ktoś do mnie mówi i pyta o stan zdrowia. Lokalizacji nie musiałam podawać ani się nad tym zastanawiać. Naprawdę jestem pod wrażeniem współczesnej technologii - przekazała Chomacka. - Skończyliśmy wypadek mocno poobijani. Dużo siniaków, ran i zadrapań. Łukasz ma problem ze skręcaniem głowy i boli go kark. Wczoraj w sumie bolało nas całe ciało (dzień po wypadku jest najgorszy), ale naprawdę mogło być o wiele gorzej - dodała Martyna. Strażacy nie mogli uwierzyć, że cała trójka wyszła z tego bez poważnych, zagrażających życiu obrażeń.
- Powiedzieli nam, że pies praktycznie zawsze ginie przy takim uderzeniu. Nori uratowały pasy, którymi była przyjęta do swojego siedziska i auta. A pamiętam, że gdy Wam pokazałam jej łóżeczko, to wiele osób się śmiało, że to przegięcie i fanaberie. Smutne jest to, wiele osób przypina siebie, swoje dzieci, ale zwierzę to już jeździ jakkolwiek - napisała Chomacka.
Fani Martyny napisali mnóstwo komentarzy pod postem. Wielu z nich odetchnęło z ulgą, że ekspertce kulinarnej nic się nie stało.
"Dużo zdrowia", "Masakra! Jak dobrze, że jesteście cali! Dużo zdrówka dla Was!", "Ależ dobrze, że wszystko się pozytywnie skończyło. Najważniejsze że jesteście cali wraz z Nori. Dużo zdrówka dla Ciebie i Łukasza", "Życzę wam szybkiego powrotu do formy. Nie rozumiem, jak można wyśmiewać to, że ktoś dba o bezpieczeństwo swojego pupila", "Martyna, matko jedyna, aż mnie telepie po przeczytaniu. Jak dobrze, że nic Wam nie jest!!!, "O Jezu, to ja Was widziałam, bo jechałam z Gabi i mijałyśmy ten wypadek! O matko, jak dobrze, że wszystko dobrze!", "Szok! Dobrze, że jesteście cali!", "Och! Jak dobrze, że nic się wam nie stało! Odpoczywajcie!", "Ja nadal przeżywam to… dobrze, że dobre anioły czuwały", "Dużo zdrowia Wam życzę" - czytamy opinie internautów.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Szarpany kurczak w sosie miodowym-miso na chałce z piklowaną cebulką – przepis Martyny Chomackiej
- Przez żołądek do serca? Szefowie kuchni zdradzają, kiedy zakochali się w gotowaniu
- Jak wygląda droga na kulinarny szczyt? "Poszło zupełnie nieplanowo, ale pięknie"
Autor: Justyna Piąsta
Źródło zdjęcia głównego: TVN, screen Instagram @martyna.chomacka