Codziennie patrolują miejscowości w pobliżu strefy stanu wyjątkowego. Podają gorące posiłki i wzywają karetki. Wycieńczonym uchodźcom pomagają wolontariusze, członkowie powstałej z inicjatywy organizacji pozarządowych Grupy Granica.
Grupa Granica
Dziennikarze nadal nie mogą przekraczać strefy stanu wyjątkowego. Tymczasem czterystukilometrowy pas przygraniczny, oddzielający Polskę od Białorusi, próbują codziennie przekraczać setki osób. Do naszego kraju przedostają się w stanie skrajnego wyczerpania.
- Część z nich po prostu próbuje iść przed siebie. Mamy dużo zgłoszeń od osób, które uwięzione są w puszczy i nie wiedzą, gdzie iść. Są tu rzeki, bagna, a oni są zagubieni, mają rozładowane telefony przez to, że są cały czas wywożeni na Białoruś – opowiada Jarmiła Rybicka z Grupy Granica.
Pani Jarmiła, angażując się w pomoc uchodźcom, interweniowała m.in. gdy kilka osób tonęło w bagnie.
- Chodzi o trzy osoby z Syrii. Rodzina tych osób zgłosiła nam, że ich bliscy toną i błagają o wezwanie karetki – opowiada Rybicka. I dodaje: - Dostałam bezpośredni kontakt do tych osób. Byłam z nimi na telefonie w momencie kiedy utknęli w bagnie, trzymali się drzewa, żeby nie zatonąć. Dzwoniłam zarówno na karetkę, jak i straż pożarną. Udało się uratować ich życie. Trafili do szpitala z hipotermią, jedna osoba była nieprzytomna. Na szczęście wszystkie trzy osoby udało się uratować.
Uchodźcy w Unii Europejskiej szukają schronienia
- Trzy panie, w tym z Libanu i Syrii, opowiadały nam o tym, co je spotkało. Mówiły: „Nam naprawdę spadały bomby na głowę. Zdecydowałyśmy się na to ryzyko, żeby szukać bezpieczeństwa i nowego życia” – przytacza Rybicka.
Powstała z inicjatywy organizacji pozarządowych Grupa Granica, codziennie patroluje miejscowości w pobliżu strefy stanu wyjątkowego. Wolontariusze pomagają wycieńczonym uchodźcom - podają gorące posiłki, wzywają karetki pogotowia, dbają o ich prawa. Grupa Granica interweniowała ws. dzieci z Michałowa.
- Problem polega na tym, że nikt nie wie, gdzie te dzieci teraz są. Mowa o osobach, które były pod siedzibą straży granicznej w Michałowie, w tym dziewiątka dzieci. Zdążyliśmy przekazać im jedzenie, pampersy i te osoby zostały z powrotem wywiezione na granicę. Potwierdziła to rzeczniczka straży. Zostały siłą wpakowane do furgonetki i wywiezione do lasu – opowiada Rybicka. - Z relacji osób, które były pod siedzibą straży w Michałowie, wynika, że idąc przez las, spotykały ciała osób, które nie przetrwały podróży – dodaje wolontariuszka.
Późnym wieczorem wolontariuszki Grupy Granica otrzymały sygnał od uchodźców, których wyrzucono z Białorusi. - Mamy zapas wody, ciepłą zupę i herbatę w termosach. Koce ratunkowe, ciepłe skarpety i batony proteinowe. Mamy nadzieję, że uda nam się dotrzeć do tych osób – mówi Rybicka.
Uchodźcy są zawracani
Zastraszani i bici przez białoruskie służby uchodźcy nawet kilkukrotnie podejmują próby przedostania się do Polski. Nie wszystkim udaje się, nie wszystkim wystarcza sił. Sfrustrowani sytuacją ludzie - słabną, chorują, umierają w lesie z wychłodzenia.
- Dostaliśmy około 4 rano informację o tym, że samotny mężczyzna z Iraku jest na granicy strefy stanu wyjątkowego i że boli go serce, źle się czuje. Przyjechaliśmy, żeby go szukać i mu pomóc. Opowiadał, że błąkał się cztery dni, że Białorusini szczuli go psami, pobili i przepchnęli w stronę polskiej granicy. Opowiadał o okropnej przemocy, jaka go spotkała. Był bardzo zmęczony, wycieńczony i głodny, ale przede wszystkim pojawił się u niego ból w klatce piersiowej, potem wystąpiły poty, zaczął się przewracać – relacjonuje Kalina Czwarnóg z fundacji „Ocalenie”.
- On jest bezpieczny, w bezpiecznym miejscu – usłyszeliśmy od jednego z ratowników.
- W ostatnich dniach osoby były zabierane przez straż graniczną i nas informowano, że są zabierane do ciepła, do ośrodków, a godzinę później dostawaliśmy informację od tych osób, że były wyrzucone za granicę – mówi Piotr Bystrianin, wolontariusz fundacji „Ocalenie”.
O poranku wolontariusze Grupy Granica odnaleźli błąkających się w Puszczy Białowieskiej Irakijczyków.
- Idziemy od piętnastu dni. Przekroczyliśmy rzekę. Jesteśmy bardzo zmęczeni. Od dwóch dni jesteśmy tutaj, w puszczy. Nie mogliśmy spać w nocy, ponieważ wypatrywaliśmy strażników, świateł latarek, słyszeliśmy w lesie psy. Chcielibyśmy być w bezpiecznym miejscu. Chcielibyśmy przespać się. Nie kąpiemy się, nic. Musieliśmy wrócić do Białorusi, ale Białoruś nie pozwoliła nam tam zostać. Chcemy zostać w Polsce – usłyszeliśmy.
- Ludzie, których spotykaliśmy w lesie, mieli rany na rękach i nogach, nie mogli iść. Ja w Iraku dbam o prawa człowieka. Jeśli wrócę, rząd zabije mnie. Prosimy tutaj o azyl i pomoc – dodał jeden z mężczyzn.
Grupa młodych Irakijczyków ubiega się teraz o azyl w Polsce.
Cały reportaż można obejrzeć na stronie Uwaga! TVN.
Zobacz także:
- Niepełnosprawny 29-latek okrutnie traktowany przez opiekunów. "Potrzeby fizjologiczne załatwiał między zwierzętami w chlewiku"
- Prywatna posesja zajęta przez squatersów. "Mamy zamiar zostać tu tak długo, jak będziemy chcieli tutaj mieszkać"
- Matka udusiła trójkę swoich dzieci. Babcia: "Wyglądały jakby spały, ale zobaczyłam, że wnuk ma sine usta"
Autor: Luiza Bebłot
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN