Wpadła w złe towarzystwo, zaatakowała ojca młotkiem, trafiła do ośrodka. "W większości tego nie pamiętam"

Uwaga! TVN: problemy z nastolatką
Uwaga! TVN: Nastolatka zaatakowała ojca młotkiem

Kinga zaatakowała ojca młotkiem i trafiła do placówki opiekuńczej. Mijają miesiące, 15-latka chce wrócić do domu, starają się o to też jej rodzice. - Ale nikt nas nie słucha - ubolewa matka nastolatki. Reportaż programu "Uwaga! TVN".

- Otworzyłem drzwi, powiedziałem: "Cześć Kinia" i dostałem młotkiem w głowę – relacjonuje pan Zbigniew, ojciec 15-letniej Kingi.

- Mąż wybiegł, żeby mnie zaalarmować. Zobaczyłam, że jest cały zakrwawiony. Prosił, żebym jeszcze zobaczyła, czy z Kingą nic się nie dzieje – opowiada pani Dorota.

- Dostałem cios młotkiem, a w drugiej ręce córka miała jeszcze nóż – dodaje ojciec dziewczyny.

- W większości tego nie pamiętam – tłumaczy Kinga.

Nastolatka trafiła do ośrodka wychowawczego

Po incydencie z młotkiem nastolatka uciekła. Znaleziona przez policję została karetką przewieziona do szpitala. 

- Pani doktor powiedziała, że nie widzi podstaw do hospitalizacji. A córce nie zostały wykonane żadne badania toksykologiczne – mówi pani Dorota. I przyznaje: - Powiedziałam, że boję się wziąć córkę do domu. Bałam się własnego dziecka.

- Sąd 25 września postanowił, że umieszcza Kingę w domu dziecka – mówi pan Zbigniew.

- Przesłanką do umieszczenia córki w placówce było to, że odmówiłam przyjęcia córki do domu. I ruszyła machina. Biurokracja – zaznacza pani Dorota.

Interwencyjnie nastolatka trafiła do policyjnej izby dziecka, a potem do placówki opiekuńczo-wychowawczej.

Rodzice Kingi od miesięcy starają się ją odzyskać. Bez skutku.

- Niezwykle szybko podejmuje się decyzje o umieszczeniu dziecka w pieczy czy ośrodku, natomiast dużo trudniej jest te decyzje odkręcić – zwraca uwagę adwokat Eliza Kuna.

Jak sprawę tłumaczy sąd?

- Sąd kieruje się przede wszystkim dobrem dziecka. Sąd nabrał podejrzeń dotyczących stosowania przemocy fizycznej i dopóki sąd nie zweryfikuje tej tezy odmawia wydania dziecka – tłumaczy Konrad Kujawa z Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Sąd w Świnoujściu z urzędu wszczął postępowanie dotyczące ograniczenia władzy rodzicielskiej. Wnioski rodziców o powrót dziecka są odrzucane, ale przez prawie miesiąc nastolatka była w domu na urlopie.

- Sąd zdecydował o urlopowaniu i to jest rozwiązanie tylko na chwilę. Dziecko ma wrócić do placówki wielofunkcyjnej – mówi sędzia Konrad Kujawa.

Sąd zadziałał błyskawicznie: zabezpieczył dziecko i bada sytuację rodziny, ale niekonsekwentnie, bo jednocześnie nie monitorował sytuacji nastolatki, gdy przez miesiąc była w domu na urlopie.

- Kiedy przychodziłam do placówki, nie mogłam widzieć się z córką. Zasłaniano się tym, że córka nie chce się z nami widzieć. Opowiadała, że znęcamy się nad nią fizycznie i psychicznie i założono, że córka mówi prawdę. Nikt nas rodziców przez trzy miesiące nie zapytał, co się właściwie stało, o nic nas nie pytano - mówi pani Dorota.

Spotkania z 21-latką

Problemy wychowawcze nasiliły się znajomości dziewczyny z 21-latką, która przychodziła do domu jako korepetytorka z matematyki.

- Do zeznań [dotyczących przemocy ze strony rodziców- red.] zostałam zmuszona. … szantażowała mnie różnymi rzeczami, o których nie do końca chcę mówić – tłumaczy Kinga.

- Widzieliśmy, że ta osoba nie jest odpowiednia dla naszej córki, ponieważ widzieliśmy manipulacje tej osoby w stosunku do córki. Próbowaliśmy odizolować córkę – mówi pani Dorota.

Dotarliśmy do osób, które znają korepeptytorkę i sporo nam o niej opowiedziały.

- Ona ma coś z głową, jeżeli mówi: "Chodź, po twojej osiemnastce się zabijemy, wpadniemy pod auto". Ma głupie pomysły - mówi nasza rozmówczyni. I dodaje: - Ona ma 21 lat, a zadaje się z 14-latką, czy 15-latką. Upijała i oczywiście się z nimi lizała". Macała. Ona jest strasznie nachalna.

Starania o powrót do domu 

- W grudniu zadzwoniła do nas córka. Była zapłakana, prosiła, żebyśmy przyjechali do placówki. Że ona chce wszystko naprawić, ale nie wie jak – mówi pani Dorota.

- Wtedy córka zaczęła nam opowiadać o tej dziewczynie. Że była przez tę osobę szantażowana, że to ona kazała jej tak opowiadać. Że jak nie będzie tak mówić, to ujawni nagie zdjęcia naszej córki – opowiada matka Kingi. I dodaje: - Dowiedzieliśmy się, że kiedy córce podawany był alkohol i najprawdopodobniej jakieś środki psychotropowe i inne, odurzające, to były wykonywane jakieś zdjęcia.

- Ona ma nagrania, ma ich dużo – mówi anonimowo nasza rozmówczyni i dodaje: - Z tego co wiem. jest sześć dziewczyn. Pokazywała, że wszystkie dziewczyny są w niej szaleńczo zakochane.

Czy w domu była przemoc?

Zapytaliśmy Kingę, czy w jej domu była kiedyś przemoc.

- Nie było. Klapsa dostałam, ale wydaje mi się to normalne jak dziecko zasłuży – mówi nastolatka.

- Raz dostała pasem. Po ucieczce z domu, jak poprosiliśmy policję, żeby odebrała nasze dziecko, bo było u dilera narkotykowego. Po powrocie do domu trzy pasy po raz pierwszy i ostatni się odbyły. Nie ukrywam tego, zeznałem to podczas rozprawy sądowej – mówi pan Zbigniew.

Mężczyzna przyznaje, że wie, że źle postąpił.

- To nie jest środek wychowawczy. Sam dostałem parę razy w życiu, ale to były inne czasy. Ja pamiętam za co dostałem i już nigdy więcej tego w życiu nie zrobiłem – tłumaczy pan Zbigniew.

- Jednorazowe zdarzenie nie jest znęcaniem się – zaznacza ojciec Kingi.

W sprawę zaangażowały się osoby postronne, które do sądu skierowały listy poręczające za rodziców. Wśród nich byli prezydent miasta, dwóch lekarzy, pedagog i sąsiad.

- Są to ludzie, którzy mają naprawdę mocny kręgosłup moralny i etyczny. Dbają o swoje dziecko. A i dziecko, które by było poddawane jakiejś przemocy, chyba nie chciałoby wrócić do domu – mówi sąsiad.

- Naprawdę chcę wrócić do domu. Chce naprawić relacje i chce by było normalnie, jak w rodzinie – mówi Kinga.

Po poznaniu faktów rodzicom łatwiej zrozumieć bunt nastolatki. Wiedzą, że córka potrzebuje pomocy specjalistów i terapii. Musi też zerwać kontakt z korepetytorką, która, jak się okazuje, miała kiedyś sprawę w sądzie rodzinnym.

- Dla mnie to były moje takie dzieciaki. Przy których mogę iść na plac zabaw i z nimi się pobawić - stwierdza.

Jak 21-latka wytłumaczy podawanie alkoholu nieletnim.

- Nie zawsze jest alkohol. Ewentualnie łyka ode mnie wzięły, czy coś. Przeważnie to było, czy im kupię. Bo mi też za dzieciaka nieraz ktoś kupił. To spoko kupię. Tylko ja zawsze wolałem się z nimi, jak już, napić, żeby mieć nad nimi oko - mówi 21-latka.

Rodzice Kingi zwrócili się do redakcji Uwagi!, bo jak mówią, czują się ignorowani.

- Nikt nie słucha nas, jako rodziców i nie słucha dziecka. Łamane są nasze konstytucyjne prawa do bycia rodziną. Łamane są prawa dziecka, które mówi, że chce być w domu – podkreśla matka Kingi.

- Będziemy walczyć o córkę do końca. Jesteśmy normalną rodziną, która się bardzo kocha – kończy pani Dorota.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości