W karambolu na S7 zginęła czwórka dzieci. Sprawca prosi o wybaczenie. On też kiedyś stracił dziecko

Karambol na S7. Jak doszło do tego tragicznego wypadku?
Karambol na S7. Jak doszło do tego tragicznego wypadku?
Źródło: MattGush/Getty Images
Sprawcą niedawnego karambolu na drodze S7, w którym zginęło czworo dzieci jest Mateusz M. Mężczyzna prowadził ciężarówkę, która staranowała 20 samochodów. W rozmowie z dziennikarką "Faktów TVN" Renatą Kijowską opowiedział, co pamięta z tamtego dnia.

Dalsza część tekstu znajduje się poniżej.

DD_20241020_Karambol_REP
Tragiczny karambol na S7
Źródło: Dzień Dobry TVN

Do karambolu na drodze S7 w okolicach Gdańska doszło w piątek, 18 października, wieczorem.

Śmierć czwórki dzieci w karambolu

W tym tragicznym wypadku zginęło czworo dzieci: 7-letni Nikodem, 10-letni Mikołaj i rodzeństwo 12-letni Tomek i 9-letnia Eliza. Niedawno odbył się pogrzeb brata i siostry. - Młodsza miała przyjąć komunię świętą. Starszy syn chodził do szóstej klasy, był zapalonym piłkarzem. (...) W jednej sekundzie zostało to wszystko przerwane - wyznał Wojciech Łukasiewicz, wójt gminy Malbork.

Feralnego wieczoru dzieci oglądały mecz ulubionej drużyny. W tym czasie Mateusz M. rozważał, czy usiąść za kierownicą. Mimo że nie musiał ruszać w trasę, to - jako szef firmy - chciał pomóc i ułatwić pracę nowemu kierowcy. - Gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym cokolwiek innego - powiedział w reportażu Renaty Kijowskiej przygotowanym dla "Faktów TVN".

Mężczyzna nie jest w stanie sobie przypomnieć, dlaczego nie zaczął hamować. - Głuchy dźwięk rozbijanych aut, jedno za drugim. Oczywiście, że nikomu nie chciałem krzywdy zrobić. Sam przed sobą nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Nie wiem, co się zadziało - wyznał kierowca.

Z ustaleń prokuratury wiadomo, że sprawca wypadku nie był ani pijany, ani pod wpływem narkotyków. Nie korzystał z telefonu, a samochód nie był przeładowany.

Karambol na S7. Sprawca prosi o wybaczenie

- Nasza córka jest w wieku tamtych dzieci i, patrząc na nią nawet, od razu myślimy o nich - wyznała pani Anna, żona Mateusza M. Kobieta, mimo że z wypadkiem nie ma nic wspólnego, to czuje się odpowiedzialna i poprosiła rodziny, które straciły dzieci o wybaczenie. - My jesteśmy rodzicami, którzy też pochowali dziecko, i wiem, że nie ma takich słów, które przyniosą ulgę. Być może kiedyś znajdą w sobie tyle siły, żeby spróbować w pewnym sensie nam wybaczyć - dodała kobieta.

Sąd odrzucił wniosek o areszt i 37-letni kierowca przebywa na wolności. W najbliższych dniach przejdzie badania lekarskie, które mają ustalić, czy mężczyzna zasłabł lub zasnął za kierownicą. Mateuszowi M. zarzuca się spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, narażenie zdrowia i życia wielu osób. Grozi za to do 15 lat więzienia

Zdaniem służb przyczyną wypadku mogło być znaczne przekroczenie przez Mateusza M. dopuszczalnej prędkości. - Ograniczenie prędkości było 50 km/h, a nie, jak wcześniej ustalono, 80 km/h. To oznacza, że podejrzany znacznie przekroczył dozwoloną prędkość na tym odcinku drogi, bo przekroczenie aż o 39 km/h - tłumaczył Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

- Do tej pory wszyscy mówili, wszyscy, łącznie z prokuraturą, że było 80 km/h. Na miejscu było policjantów kilkudziesięciu, więc kiedy ten znak 50 km/h dostrzeżono? Dopiero dzisiaj? - skomentował ustalenia prokuratury profesor Jan Widacki, obrońca Mateusza M.

Więcej na ten temat można przeczytać na stronie fakty.tvn.24.pl.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości