Kto stwierdza zgon? Absurd w polskim prawie
Lepiej nie umierać, ale jeżeli już przyjdzie na to czas, warto wyzionąć ducha w szpitalu bądź w hospicjum. Byle nie w domu. Pracownicy placówki medycznej, do której tuż przed śmiercią trafił pacjent, są zobowiązani, by wystawić nieboszczykowi kartę zgonu, ponieważ to oni, chcąc nie chcąc, zajmowali się chorym w ostatnich chwilach jego życia. Problemy nawarstwiają się, gdy kostucha zapuka bezpośrednio do drzwi mieszkania. Tam zmarłemu pozostaje już tylko leżeć i czekać. Tylko na kogo?
Ratownicy medyczni nie przyjeżdżają do zwłok, na próżno dzwonić więc pod 999. Według ustawy z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych "zgon i jego przyczyna powinny być ustalone przez lekarza leczącego chorego w ostatniej chorobie". Brzmi banalnie, ale w praktyce nie jest to takie proste.
O szczegółach procedury nieco więcej mówi rozporządzenie Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 3 sierpnia 1961 r. w sprawie stwierdzenia zgonu i jego przyczyny. To z niego dowiadujemy się, że obowiązek wypisania karty zgonu spoczywa na wspomnianym wyżej lekarzu, jeżeli udzielał pacjentowi świadczeń medycznych w ciągu ostatnich 30 dni, mieszka w obrębie 4 km od miejsca oględzin i ma względną możliwość (zdrowotną, czasową, lokalizacyjną), by ich dokonać.
Jeśli nie spełnia tych kryteriów, a pacjent nie zmarł w obecności medyka wezwanego do nieszczęśliwego przypadku lub nagłego zachorowania, kartę zgonu powinna wypisać według ustawy osoba "powołana do tej czynności przez starostę", a wedle rozporządzenia - lekarz zatrudniony w przychodni i sprawujący opiekę zdrowotną nad rejonem. Należy jednak pamiętać, że oba akty prawne nie zostały znowelizowane od przeszło 60 lat i nie uwzględniają braku rejonizacji przy wyborze lekarza POZ.
Osobą, która z urzędu może zostać wskazana do stwierdzenia zgonu, jest koroner. Profesja znana głównie w krajach anglosaskich i często prezentowana w zagranicznych filmach kryminalnych nie zdążyła jeszcze zyskać dużej sławy w Polsce. Instytucja ta (nieuregulowana jeszcze prawnie) została oficjalnie wprowadzona w naszym kraju w 2002 roku, a związane z nią obowiązki w teorii wypełniają głównie lekarze medycyny sądowej.
W praktyce natomiast starostwa nie mają w zwyczaju podpisywać umów z koronerami, ponieważ jest to równoznaczne z kosztami, których de facto powiaty nie chcą i nie są zobowiązane ponosić (prawdopodobnie powinny być one pokryte z budżetu państwa). Urzędnicy nie garną się więc do zatrudniania dyżurujących osób uprawnionych do stwierdzania zgonów, w wyniku czego dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Do oględzin zwłok wzywani są lekarze Podstawowej Opieki Zdrowotnej, którzy w tym samym czasie powinni przyjmować pacjentów w placówce medycznej albo, co gorsza, są już po godzinach pracy i nie otrzymują za to wynagrodzenia.
Rozmowy o śmierci
Lekarze POZ "zmuszani" do wypisywania kart zgonu
- Mamy do czynienia ze strasznym chaosem prawnym. To zmora lekarzy rodzinnych. Koroner powinien być zatrudniony, ale prawie nigdzie nie jest - uświadamia lek. med. Michał Domaszewski w rozmowie z Bereniką Olesińską, dziennikarką dziendobry.tvn.pl.
Chaos w przepisach przekłada się na bałagan administracyjny, bowiem sytuacje, w których znajdują się medycy stwierdzający zgon pacjenta, bardzo często nie są wcale jasne pod względem prawnym. - Miałem tak kilka razy w życiu. Jechałem do zwłok po godzinach pracy, jechałem do podejrzeń o morderstwo itp., co oczywiście nie jest niczym komfortowym. Czasem zdarza się, że zwłoki leżą kilka godzin, bo nie ma lekarza do stwierdzenia zgonu - mówi specjalista.
Lekarze POZ czują się w tej kwestii poszkodowani. - Nie otrzymałem nigdy za to wynagrodzenia, mimo iż stwierdzanie zgonu poza miejscem pracy nie jest świadczeniem gwarantowanym. Te przypadki były jawnym wykorzystywaniem mojej dobrej woli. Zaznaczam, że nie byłem lekarzem, który leczył zmarłego w ciągu ostatnich 30 dni życia - wspomina lek. med. Domaszewski.
Z podobną sytuacją zmierzył się dr n. med. Maciej Pawłowski, lekarz POZ. - W godzinach porannych zgłosiły się do mnie osoby podające się za rodzinę, prosząc o stwierdzenie zgonu pacjenta, który miał złożoną deklarację w naszej poradni, ale nikt nie udzielał mu świadczeń medycznych w ciągu 30 dni przed zgonem. Dwukrotnie dzwoniłem na numer stacjonarny, pod którym powinien dyżurować koroner. Mężczyzna, który odebrał, powiedział, że po raz pierwszy słyszy, żeby z POZ wzywać koronera - opowiada w dziendobry.tvn.pl specjalista.
Koroner nie przyjechał, ponieważ według urzędników do kontaktu z nim upoważnione były wyłącznie konkretne służby, m.in. prokuratura i policja. Lekarz ostatecznie udał się na miejsce oględzin po godzinach pracy, by nie pozostawiać bliskich zmarłego bez pomocy. Następnie wystawił rachunek urzędowi miasta (zgodnie z ustawą koszty stwierdzenia zgonu nie mogą obciążać rodziny nieboszczyka), ale odmówiono mu zapłaty, tłumacząc, że wykonywał swoje obowiązki jako medyk zatrudniony w przychodni sprawującej opiekę zdrowotną nad rejonem, w którym znajdują się zwłoki.
Dr n. med. Maciej Pawłowski podał jednak dziennikarce dziendobry.tvn.pl kluczowy argument przeciwko popularnej praktyce stwierdzania zgonu przez lekarza POZ. Przedstawiona przez niego hipotetyczna sytuacja jasno obrazuje skalę problemu.
- Jeśli rodzina zgłasza się o godzinie 15:00, a POZ pracuje do 18:00 i lekarz ma zapisanych pacjentów, nie jest w stanie stwierdzić zgonu w ciągu 12 godzin. Stwierdzanie zgonu nie jest świadczeniem gwarantowanym i finansowanym przez NFZ, więc nie wolno stwierdzać zgonu w godzinach pracy. Jeśli wtedy do przychodni przyjdzie pacjent w ciężkim stanie, a lekarza nie będzie w poradni, bo stwierdza zgon, czyli wykonuje świadczenie dodatkowe, naraża się na odpowiedzialność karną za nieudzielenie pomocy - wyjaśnia medyk. - Czy pacjent zasługuje na opóźnienie leczenia? Czy zatem mamy dopuścić do drugiego zgonu? - pyta retorycznie.
Dr Maciej Pawłowski apeluje o uwzględnienie w praktyce administracyjnej tego, że lekarze rodzinni muszą przyjmować chorych zgodnie z ustalonym harmonogramem i nie mogą pozwolić sobie na przesuwanie wizyt czy godzinnej nieobecności w poradni (tyle czasu zazwyczaj poświęca się na wypisanie karty zgonu i dojazd do miejsca oględzin).
Nie można skazywać ani rodziny, ani lekarzy POZ na przepychanki oraz na wybieranie: kogo w danej chwili konsultować - żywych czy zmarłych? Dlatego potrzebny jest koroner. Natomiast miasta szukają oszczędności. Próbują "grać na etyce" lekarzy, licząc, że ktoś z nich taki zgon stwierdzi mimo braku podstawy prawnej
Problem ws. stwierdzania zgonu - okiem prawnika. Jak znowelizować ustawę?
Ofiarami wszelkich luk i niejasności w prawie oraz niestosowania się do obowiązujących przepisów bądź błędnej ich interpretacji są najczęściej ludzie, którzy w danej chwili potrzebują (o ironio!) największej pomocy. W tym przypadku pacjenci i rodziny zmarłych. To właśnie te podmioty powinny zostać wzięte pod należytą ochronę.
- To niedopuszczalne, żeby prawo prowokowało sytuację, w której pacjent umówiony na określoną godzinę musiałby godzinami oczekiwać na pomoc medyczną, bo na lekarza są nałożone obowiązki administracyjne - komentuje dla dziendobry.tvn.pl mecenas Iwo Klisz z wrocławskiej kancelarii adwokatów i radców prawnych.
Ekspert w rozmowie z dziennikarką serwisu Bereniką Olesińską zauważył, że brak wypłaty wynagrodzenia za stwierdzenie zgonu ma znamiona niezgodnych z prawem praktyk.
- Warto w tym miejscu podkreślić, że przymuszanie kogokolwiek do pracy bez wynagrodzenia spełnia przesłanki pracy niewolniczej, która nie tylko nie jest dopuszczalna z etycznego punktu widzenia, ale jest także zakazana treścią art. 4 wiążącej Polskę Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, art. 5 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej oraz wynika z art. 65 Konstytucji RP - uświadamia prawnik.
Czy istnieje więc jakieś racjonalne wyjście z tej sytuacji? Jedyną metodą na pozbycie się problemu może być uaktualnienie przestarzałych przepisów.
- W mojej opinii sposób nowelizacji ustawy jest bardzo prosty. Tym zadaniem [powoływaniem osób uprawnionych do stwierdzania zgonu - przyp. red.] powinien zajmować się samorząd. Co do tego nie ma wątpliwości. Oczywiście można zrozumieć brak środków na realizację tego typu celów w gminach, szczególnie tych mniejszych, gdzie każdy pracownik jest na wagę złota. Natomiast gminy w miastach na prawach powiatu, czy powiaty, na które ustawa w dotychczasowym mieniu nakłada te obowiązki, są znacznie większe, a przez to zamożniejsze. W takich warunkach nie sposób zaaprobować postępowania, w którym gmina czy powiat przerzuca obowiązki i koszty jego wykonania na obywatela - ocenia mecenas Iwo Klisz.
Nad oczekiwaną od wielu lat nowelizacją ustawy z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych trwają obecnie prace sejmowe. Ich wynikiem ma być uwzględnienie w polskim prawie instytucji koronera.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- "Nie mogę sobie wybaczyć, że poprosiłam, aby pojechał do sklepu po chleb". Jak pomóc osobom, które nagle straciły swoich bliskich?
- "Stały i czekały na śmierć". Dlaczego zwierzęta popełniają samobójstwo?
- Piszczą, drżą, ruszają kończynami. Jak "zachowują się" zmarli? Patolog wyjaśnia
Autor: Berenika Olesińska
Źródło zdjęcia głównego: RunPhoto, Peter Dazeley/Getty Images